Rozdziały 31 – 35

Rozdział 31 Bóg

Myśli o Bogu przyszły mi po dłuższym pobycie w aśramie, pod koniec mego okresu milczenia, zwanego mouna.

Pojęcie Boga, takie jak na przykład wyobrażenie antropomorficzne Najwyższej Istoty na Zachodzie narzucane nam i przyswajane od dzieciństwa, nie łatwo ulega transformacji w koncepcję mniej naiwną i głębszą. Chociaż grubszych form uprzedzeń religijnych pozbyłem się już na kilka lat przed podróżą do Indii – mam tu na myśli stronę formalną, a nie treść duchową, obecną w każdej religii – to jednak w atmosferze Maharishiego okazało się to niewystarczające. Kiedy się jest przy nim, czuje się obecność Boga jako rzecz zrozumiałą samą przez się i nie potrzeba wcale argumentów ani dowodów. Jest niezmiernie trudno wyrazić słowami to, czego rozum nie jest w stanie uchwycić. Mędrzec powtarza stale, że Boga można poznać tylko subiektywnie, a nie jako coś poza nami, raczej jako nasze własne prawdziwe życie, nasz własny najwewnętrzniejszy rdzeń i naszą własną najwewnętrzniejszą istotę.

Szczęśliwie, podczas jednej z mych medytacji u stóp Świętego, tuż przed „zamknięciem wrót umysłu” w celu wykluczenia wszelkich myśli, przypomniały mi się słowa Mistrza: „Wszystkie religie i systemy filozoficzne mogą doprowadzić człowieka tylko do pewnego punktu – zawsze tego samego – do emocjonalno-mentalnej koncepcji Boga. To zaś, co jest najważniejsze i godne miana prawdziwego dokonania, leży z tamtej strony, w urzeczywistnieniu”.

Nie myślmy zatem o Najwyższej Istocie jako o mieszkającej gdzieś w niebiosach albo jako o pierwszej przyczynie, lub początku wszystkich rzeczy, czy też jako o pierwotnym impulsie, stwarzającym świat, ani nie określajmy Jej przy pomocy jakiejkolwiek innej, jasnej i wygodnej koncepcji, gdyż żadna z tych spekulacji nie przybliża nas do rzeczywistości.

„Powinniśmy doświadczać Boga w sposób bardziej realistyczny, każdego dnia, w każdej minucie, w każdej sekundzie. Innymi słowy powinniśmy czuć, że jesteśmy w Nim, bo to jest Prawda. On jest jedyną Rzeczywistością, podstawową zasadą wszystkiego co widzimy i czego doświadczamy”.

Z powiedzeń Maharishiego

Umysł nie jest zdolny uchwycić tej prostej prawdy, że Bóg jest rzeczywiście we wszystkim, a nie tylko w jakichś „wybranych” formach, w jakichś specjalnych fenomenach fizycznych, mentalnych bądź uczuciowych. Że On mieszka w Maharishim tak samo, jak w każdym z nas. Że On jest w orzeźwiającym wieczornym powiewie i w czarnych moskitach, dręczących mnie nawet w sali świątynnej. Że wszystkie rodzaje potworów w głębinach morskich, bezlitośnie pożerających się wzajemnie, tak samo jak ciche modlitwy pobożnych, siedzących u stóp Mistrza, wdychają to samo życie Najwyższego. I że nic, dosłownie żadna rzecz nie istnieje poza Jego świadomością. Dlatego wszystko jest tak, jak być powinno; nic nie może dziać się wbrew Jego woli ani na zewnątrz Niego istnieć.

Niewzruszony spokój Mistrza, niezmącona nigdy cisza – czyż nie mają swych źródeł w przeżytym poznaniu tych faktów? Tak, bez wątpienia tak musi być.

Jeżeli jest to prawdą, to nic na świecie nie może być mi „obce” ani nie mogę być nigdy „samotny”. A przecież to właśnie samotność tak zazwyczaj przeraża ludzi. Znajduję teraz wytłumaczenie owej przepełniającej człowieka błogości, zaznawanej w medytacji, a także poczucia nieśmiertelności, które zwolna, stopniowo i niezauważalnie, a jednak z niezachwianą pewnością przenika do świadomości. Jeżeli jestem Wszystkim, co istnieje, jak mógłbym stracić życie, będące w istocie rdzeniem wszystkiego?

Wszystkie te myśli jakkolwiek z szybkością błyskawicy przelatują przez mą świadomość, zaczynają być męczące. Czyż potrzeba teraz, kiedy jestem u Jego stóp, przekonywać jeszcze samego siebie i powtarzać bez końca, że dwa razy dwa jest cztery? Chcę żyć w pełni, w prawdziwym znaczeniu tego słowa. A Maharishi mówi surowo i stanowczo: „Prawdziwe Życie zaczyna się wtedy, gdy wszystkie formy są odrzucone, wszystkie myśli przezwyciężone i pozostaje tylko Rzeczywista Jaźń”.

Ale ta Jaźń nie ma nic wspólnego z tym, co jest nazywane „ja” na fizycznej płaszczyźnie życia. To iluzoryczne „ja” siedzi opuszczone tam, pod kolumną świątyni, a życie jego przybrało formę wegetacji na moment, w ciągu którego wielki wdech skierowany jest ku wewnątrz „Ja”. Prawdziwe „Ja” jest czymś nieskończenie większym, subtelniejszym i nieskończenie bardziej wolnym. Jest ono Wszystkim, i wszystko jest w Nim – to jest Bóg.

Kiedy to zrozumiemy, zaczynamy pojmować, że w rzeczywistości każda istota, chociażby nieświadomie, poszukuje swego źródła, którym jest Najwyższy. Otwierają się wtedy oczy na znaczenie wielu natchnionych słów wielkich poetów i mistyków, i widzą ukrytą w nich tęsknotę do tego samego, jedynego źródła.

O świecie, czemu nie umiesz, oszołomiony swym upiornym, nierzeczywistym istnieniem, dojrzeć prawdy, że nie ma i nie może być innego celu?

Miłość i cześć dla Najwyższego, Jednego, rodzi się wtedy spontanicznie, bez zastrzeżeń i bez pytań, za to z całkowitą pewnością, że taki jest naturalny porządek rzeczy, że wszystko jest tak, jak być powinno i że wszystkie jego wyroki są zawsze sprawiedliwe i słuszne. Jeśli nie możemy tego dostrzec, to nie jest to winą słońca, które rozsiewa swe promienie zawsze i wszędzie, ale ślepca, który ich nie widzi. Zdolność widzenia słońca rodzi się w sercu, nie w mózgu. To „widzenie” nie ma nic wspólnego ze zwykłym ludzkim pojmowaniem w rodzaju: „Ja jestem tutaj, a Bóg jest tam”. Takie mentalne wyobrażenie jest zdecydowanie przeszkodą w medytacji, która może sprawić, że ujrzymy w przelocie pierwsze promyki słońca. Nie powinniśmy próbować ściągać Słońca w dół – to próżny trud – do naszego własnego poziomu, lecz przeciwnie, musimy wyjść z naszego małego „ja” i pójść na spotkanie światła. Chociaż to porównanie jest niezdarne i całkowicie niewystarczające, może ukazać coś niecoś z obrazu postawy, jaką musimy przyjąć, by zacząć walkę o życie.

Wszystko, co można powiedzieć o etapach naszego poszukiwania Boga, w całej swej pełni zawiera się w ciszy. Poza tą ciszą można bez końca tworzyć wizerunki i definicje, ale będą one z konieczności niedoskonałe, gdyż nie dają właściwego pojęcia o istocie procesu. Byłoby zapewne mądrzej samemu zanurzyć się w ciszę, zamiast wysłuchiwać „z drugiej ręki” przeżyć tych, którzy w większym lub mniejszym stopniu „nauczyli się” tej sztuki milczenia. Bóg przemawia do nas w ciszy, ale my rzadko pozwalamy, by cisza przyszła do nas i rzadko kiedy nasłuchujemy Jego mowy. Bo ciągle jeszcze nie wiemy. W swojej niewiedzy zazwyczaj nie lubimy ciszy, ona nas nudzi. Nie możemy wyobrazić sobie życia bez myśli. Ale to złudne życie nie jest w ogóle życiem, jest raczej śmiercią. Gdyż śmierć jest nieuchronnym końcem wszelkich form, a tym bardziej tak niedoskonałej formy, jak nasze małe „ja”, nasze ego. Zamykamy oczy i nie chcemy widzieć tej oczywistej i nieco przerażającej prawdy. Nadaremna jest taka postawa, która prowadzi nas donikąd! Jak liść opadły z drzewa nigdy nie powróci na swoje miejsce, tak samo nasza przemijająca forma nigdy nie zdoła wyrazić naszego prawdziwego „Ja”.

Wielki nauczyciel powiedział jasno: „Nie może człowiek dwóm panom służyć… Bogu i mamonie”.

W medytacji można rozpoznać przykłady Bożej interwencji nawet w nasze codzienne życie; rzeczy przedtem niedostrzegane, stają się oczywiste. A nasze serca przepełnia niezmierna miłość, cześć i wdzięczność. Wtedy zbliżamy się do stanu, o którym Maharishi mówi jako o „codziennym obcowaniu z Bogiem”. To jest cel i szczyt.

Ale w naszej najbliższej przyszłości będziemy zapewne tylko niekiedy doznawali przebłysków światła i nie będziemy zdolni zamieszkać w Nim na stałe. Zdaję sobie w pełni sprawę z tego, że Święty, na którego patrzę, nieprzerwanie przebywa w świetle. Światło to jest całkiem inne od znanego nam światła fizycznego, przenika nawet przez zamknięte powieki.

To, co tam u cokołu kolumny w świątyni pozostawiłem z siebie, ma oczy zamknięte i z pewnością nie może nic widzieć. Jest nieme i głuche jak zwłoki.

Ale trwa radosna i pewna nadzieja zmartwychwstania. Słyszę, jakby z wielkiej oddali, gong aśramu.

Rozdział 32 Garść wspomnień

Dzisiaj przed południem Maharishi powiedział, że przypomina mnie sobie ze zdjęcia „Grupy Arunaćala” z Brazylii, które mu przysłałem w roku 1947 z Kurytyby. Zapytał o małą książeczkę, wydaną tam w roku 1948 i czy to ja jestem jej autorem. Poprosił służącego o przyniesienie egzemplarza z biblioteki i wypytywał o treść. Objaśniłem jak mogłem najlepiej, z pomocą usługującego bramina. Powiedziałem mu, że to ja jestem autorem i że sam napisałem na maszynie tekst, przetłumaczony potem na portugalski i opublikowany w Brazylii. Przyniosłem ze swego domku pięknie oprawiony egzemplarz z podobizną Maharishiego i zdjęciem brazylijskiej „Grupy Arunaćala”, poświęcony jemu. Wtedy, ku wielkiemu memu zdumieniu, Maharishi zaczął tak uważnie i powoli obracać kartki – a było ich około stu – jakby czytał tekst w tym nieznanym języku. Od czasu do czasu zwracał swe przenikliwe spojrzenie na mnie i spoglądał znowu w stronę książki. Wreszcie położył ją na kolanach i przemówił do służącego. Kiedy skończył, bramin zbliżył się do mnie i rzekł, że Bhagawan (tak nazywają go czciciele, a znaczy to „błogosławiony”) pragnąłby otrzymać notatki w języku angielskim o tym, skąd i jakie cytaty z Śankaraćarji zaczerpnąłem do tej książki, następnie – jakie pochodzą z „Naśladowania Chrystusa”. Przywołany skinieniem zbliżyłem się do Mędrca i otrzymałem książkę z jego rąk.

Ażeby spełnić życzenie Maharishiego pracowałem przez kilka dni w bibliotece aśramu, gdzie korzystałem z życzliwej współpracy pewnej amerykańskiej damy, wielkiej czcicielki Maharishiego, która była bardzo rada, że może mi pomagać w spełnieniu jego życzenia. Poszukiwaliśmy cytatów i tłumaczyliśmy bez ociągania się. Musiałem napisać wszystko drukowanymi literami, ażeby ułatwić czytanie Maharishiemu, bo moje pismo ręczne było dość niewyraźne. W końcu byłem gotowy do wręczenia Mistrzowi owocu mej pracy.

Bawiło mnie trochę duże zainteresowanie grupy przybyszów z Zachodu, szczególnie pewnej damy, stałej mieszkanki aśramu, tym, że Maharishi życzył sobie poznać wszystkie szczegóły, o których wspomniałem. Mogli jednak mieć powód do zdziwienia; wobec tego, że znali obojętność Maharishiego na wszystko, co działo się tu na nizinach, nie oczekiwali, że Święty zwróci na cokolwiek tak silnie swoją uwagę.

Skorzystałem ze sposobności, aby opowiedzieć Maharishiemu o obu grupach, w Paryżu i w Brazylii, które uznały za główny przedmiot swoich studiów zarówno jego nauki, jak i prace tych, którzy go czcili i podziwiali. Maharishi zapytał, kiedy i przez kogo były założone, jakie były główne tematy tych studiów itp. Uśmiech, towarzyszący tym pytaniom był zaprawdę cudowny. Jakby ośmielał mnie, i to było oczywiście potrzebne, bo jakżeż można byłoby z Nim rozmawiać tak samo, jak z innymi ludźmi? Intuicja ostrzega wyraźnie, że nie godzi się użyć ani jednego słowa, mogącego razić trywialnością, że każde słowo musi być godne słuchacza.

Toteż na początku każdej rozmowy trzeba pokonać nieśmiałość, która jednak znika, kiedy się spojrzy w jego oczy.

Wątpię, czy wielu ludzi miało okazję zobaczyć w czyichkolwiek oczach tyle współczucia, mądrości i wyrozumiałości, albo taką nie do uwierzenia życzliwość, jakie promieniowały z oczu Maharishiego, kiedy do nas mówił.

Kilka tygodni temu, kiedy jeszcze nie wiedziałem, jak się zwracać do Maharishiego, biorąc przykład z innych, napisałem na kartce parę zdań i podałem mu po porannej medytacji. Nie wyrażały pytania, tylko pewną prośbę, którą później powtórzyłem w przeddzień wyjazdu, przy pożegnaniu się ze Świętym. Te nieliczne słowa zawierały w skrócie wszystko, czego potrzebowałem i nadal jeszcze potrzebuję, aby iść ścieżką wskazaną przez Mistrza. Prośba moja została spełniona. Przekraczała ona granicę mego życia, a spełnić ją mógł tylko ktoś stojący poza życiem i śmiercią.

Wiadomo wszystkim, że Maharishi nie czyni żadnych „cudów”, nawet niekiedy z lekka żartuje (Mędrzec ten nigdy niczego nie „potępia”) z tak zwanych „sił tajemnych”, czyli siddhi joginów i innych samozwańczych „nadludzi”, używających swych energii psychicznych do wywierania bezpośredniego wpływu na otoczenie. Ale jak można inaczej nazwać zmiany, w jego obecności zachodzące w świadomości uczniów, najusilniej poszukujących prawdy? Jak mamy tłumaczyć dziwne, niemal nieprawdopodobne zmiany warunków zewnętrznych, towarzyszących często przemianom naszego wewnętrznego stanu świadomości? Albo owe przypadki natychmiastowej pomocy, kiedy już na pozór nie było ratunku? Bardzo mało się o tym mówi, dlatego wiemy niewiele. Ci, którzy zaznali takiej pomocy, mówią o niej rzadko, i to tylko swym najbliższym towarzyszom na ścieżce poszukiwania prawdy.

Brak jakiejkolwiek atmosfery tajemniczości wokół Maharishiego, jego skrajna prostota i naturalność sprawiają, że choćby najbardziej niezwykłe i niewiarygodne „cuda” działy się tu w sali albo pod bambusowym daszkiem koło biblioteki, nie wywołałoby to więcej zaciekawienia, niż delikatnie wijące się smugi dymu kadzidła, wznoszące się powoli sprzed nóg Świętego ku stropowi sali.

Największym cudem jest sam Maharishi. Wiem, że nie wszyscy mogą to odczuć, ani nawet się domyślać. Taki cud można poznać tylko zanurzając się w ciszę i w nasze własne głębie. Niektórzy nigdy nie będą mogli tego zrobić, chociaż wszyscy odczuwają dobroczynny wpływ Wielkiego Rysziego.

* * *

Dzisiejszego poranka obchodzono uroczyście dzień jakiego świętego hinduskiego. Kamienne posągi świętych krów uwieńczono girlandami kwiatów i posypano czerwonym pyłem. Jeden z tych posągów stoi na terenie aśramu, blisko ogrodzenia przy drodze okrążającej górę. Przez cały czas ceremonii Maharishi siedział na krześle, naprzeciw małej kapliczki, otoczony przez ludzi śpiewających mantry. Jak zawsze taki sam – łagodny i cichy, bez okazywania zainteresowania czynnościami osób z otoczenia.

W jakiś czas później zdawało mi się, że odkryłem przyczynę tej obojętności, oto ona: Mędrzec nie wierzy w realność widzialnego świata, wie, że jest on tylko iluzją. Przebywając stale w stanie obejmującym całość istnienia, jakże mógłby interesować się maleńkimi okruchami zdarzeń, tak przemijających jak dym?

Wydawało mi się, że najbardziej poprawne logicznie ujmowanie bytu w kategoriach czasu i przestrzeni musiałoby powyższe tłumaczenie uczynić zrozumiałym ponad wszelką wątpliwość. Ale dostrzegałem również, jaka jest różnica pomiędzy ujęciem umysłowym a urzeczywistnieniem tej prawdy. Oczywiście dobrze jest mieć poprawne pojęcie umysłowe, bo to pomaga nam unikać pomyłek. Można stosunkowo łatwo przyznać, że istnieje taki punkt widzenia, z którego najdalsza gwiazda i maleńka mrówka u naszych stóp są jednakowo bliskie lub jednakowo dalekie od naszej świadomości. Ale czymś zupełnie innym jest żyć w tym wewnętrznym, a jednak wszechogarniającym świecie.

Gdybym nie trafił tutaj, do stóp tego, który urzeczywistnił ten stan świadomości, z pewnością nie miałbym pojęcia o takiej możliwości. Lecz teraz, dzięki obecności żywego przykładu, promieniującego dokoła swym światłem, nadzieja zmieniła się w pewność.

Druga część ceremonii odbyła się w świątyni. Przyniesiono szkatułki ze świętym popiołem i czerwonym proszkiem, i my wszyscy kreśliliśmy na czołach prastare symbole, których duchowe znaczenie już tylko dla niewielu jest dzisiaj zrozumiałe.

Rozdział 33 Moc w nas

„Dopóki nie pozna się najwyższej prawdy, samo studiowanie ksiąg jest bezowocne;
i tak samo bezowocne jest, gdy najwyższa prawda jest poznana”.

Śri Śankaraćarja, Wiweka-ćudamani 59

Powyższe słowa Śri Śankaraćarji dodają otuchy tym, którzy mogliby być nieco zniechęceni czytaniem zbyt wielu książek i artykułów, przepełnionych specjalistycznymi terminami filozoficznymi. Jeżeli usiłujemy uczyć się wyłącznie rozumem – mózgiem, pamięć nasza będzie przeciążona i nigdy nie osiągniemy tego, czego intuicyjnie szukamy – prawdziwego oświecenia duchowego, pochodzącego z mądrości Jaźni.

Ci, którzy czynią rzeczywiste postępy na ścieżce, wiedzą, że przebieg jest właściwie odwrotny. Kiedy osiągamy królestwo rzeczywistości, czyli ducha, wtedy wszystkie terminy i systemy stają się jasne, ale nigdy przedtem. Życie Śri Maharishiego jest tego doskonałym przykładem.

Jako młodzieniec, przed swym oświeceniem, nie znał niemal niczego ze świętych ksiąg hinduizmu. Ale potem pojmował wszystko z łatwością i mógł nam dawać niezrównane objaśnienia, wypływające z jego własnej duchowej mądrości. Jest to proces naturalny. Może lepsze będzie w tym miejscu porównanie: ktoś znający tylko język angielski z jego alfabetem łacińskim, nie będzie mógł czytać i rozumieć tekstów obcych, np. francuskich, chociaż są pisane tymi samymi literami. Musi nauczyć się obcej mowy i pisowni, aby poznać zastosowanie w nich liter. Tak też jest z pismami świętymi. Przemawiają one w innej mowie, chociaż używają tych samych słów, co i my.

Nie chce się przez to powiedzieć, że lektura jest bez pożytku. Kiedy wzrasta w nas wewnętrzna mądrość, księgi święte stają się wielką podporą, bo opisują właśnie to, co przeżywamy. Dają nam na ścieżce autorytet i pewność. Im dalej uczeń posuwa się na ścieżce, tym mniej zawiłe staje się jego myślenie, aż będzie umiał wyrazić prosto, słowami zrozumiałymi dla wszystkich to, do czego przedtem potrzebował rozprawy przeładowanej specjalistycznymi terminami.

Przypomnijmy sobie krańcową prostotę słów Chrystusa, Buddy, Maharishiego i wszystkich wielkich nauczycieli ludzkości. Gdy porównamy je z mową nowoczesnych filozofów zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, jasne się stanie, gdzie jest prawda, a gdzie tylko teoria prawdy.

Ażeby móc przejść z tego sennego życia oddzielnej osobowości – ego – do prawdziwego bytu jako Jaźń, potrzebujemy owego światła samej prawdy, a nie tylko jego opisów, gdyż one nie pomogą nam w niczym.

Śri Maharishi, dając nam w formie wićary formułę postępowania, wcielił w życie starą prawdę, że zastosowanie w praktyce choćby jednej zasady prawdziwego mistrza wystarcza do skierowania poszukującego ku celowi, ku szczęśliwości dokonania.

Wszechmocna, ale nieznana potęga spoczywa ukryta w każdym z nas. Śri Maharishi mówił o niej często, szczególnie we Wskazówkach dla F. H. Humphreysa w swych młodych latach. Tę moc trzeba odkryć, gdyż bez niej niczego się nie osiągnie. W przejawach swych wcale nie jest jednakowa i ukazuje się uczniowi (ale nie Mistrzowi!) w swych różnych aspektach – miłości, poznania itp. Niektórzy z nas wiedzą, że poza łaską przebywania w obecności Mistrza nie ma nic lepszego, co by umożliwiło nam dostęp do tej uniwersalnej mocy. A pomocy jego łaski doznało wielu dążących do poznania najwyższej prawdy, do wstąpienia w wewnętrzny świat umiłowanego Guru.

Moc ta czyni człowieka zdolnym do pokonania swego niestrudzonego umysłu, będącego pierwszą przyczyną jego niewygody, zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Daje mu w końcu tę cudowną wewnętrzną pewność, z której rodzi się cisza i spokój. Ci, którzy obudzili w sobie tę moc wiedzą, że darzy ona najwyższym zjednoczeniem, a przez nie nieśmiertelnością. Nie jest dobrą formą pomocy poszukującemu obciążanie go licznymi pouczeniami, dogmatami i definicjami, które wszystkie pochodzą z zewnątrz. Istnieje lepsza forma pomocy, stosowana tylko przez Mistrza, a polega na tym, aby mową, spojrzeniem lub milczeniem (w bardzo rzadkich przypadkach – dotknięciem) wprawić ucznia w taki stan, który pozwoliłby mu samemu znaleźć rozwiązanie swoich problemów. Wtedy takie rozwiązanie będzie pochodziło z własnej, żywej mądrości ucznia. To jest wszystko, co się liczy w tej szkole ludzkiego życia.

W przedmowie do książki Maha-joga, czcigodny autor, „Who”, radzi, by zanim wstąpimy na ścieżkę, zapomnieć całą naszą względną wiedzę, która w rzeczywistości jest niewiedzą. Jest to wyraźny warunek, a my powinniśmy wiedzieć, dlaczego i w jaki sposób to zrobić.

Ale nie jest to łatwe. Większości ludzi bardzo trudno jest pozbyć się nabytych teorii i wiedzy. Lecz niektórym się to udaje. I tu wyłania się pytanie: „Po co mamy gromadzić rupiecie, jeśli i tak maja być później wyrzucone?” Sapienti sat,jak mawiali Rzymianie.

Wielu szczerych poszukujących martwi się, że nie mogą przyswoić sobie całej wiedzy o religiach, rodzajach jogi, różnych systemach okultystycznych i temu podobnych. Tym Maha-joga radzi nie zapominać owej względnej wiedzy, lecz raczej zmagazynować i zamknąć w pamięci umysłu-mózgu, a klucz wsunąć do kieszeni. Potem możesz, w razie potrzeby, otworzyć ten skład i użyć, czego zechcesz. Ale nie spędzaj życia na niekończącym się przeglądaniu swej tymczasowej własności!

* * *

Tej uniwersalnej mocy lepiej będzie tutaj nie nazywać. Jej nazwa zostanie odkryta we właściwym czasie, a nie ma możliwości pomyłki. Jest ona wyjątkowa, jedyna i bliska sercu każdego człowieka. Można na niej polegać w każdym przedsięwzięciu. Znajdziesz ją własnym wysiłkiem. Nie ma niczego poza nią, gdyż ona jest samym rdzeniem twojej istoty, najwyższym, zawsze aktualnym celem, jedynym prawdziwym i wiecznym przyjacielem. Wielki Ryszi powiedział kiedyś do jednego z przybyszów z Zachodu: „Kiedy człowiek po raz pierwszy odkrywa swoje prawdziwe „Ja”, wówczas z głębi jego istoty wyłania się coś… I to bierze go w posiadanie. To jest poza umysłem. To jest nieskończone, boskie i wieczne…

„Zjawiska, jakie widzimy, są niezwykłe i zadziwiające, ale najcudowniejszego ze wszystkich nie dostrzegamy, a jest nim to, że jedna i tylko jednabezgraniczna moc jest sprawcą wszystkich zjawisk, jakie widzimy, a także samegoaktu widzenia.”

„Nie skupiaj swojej uwagi na wszystkich tych zmiennych przejawach życia i śmierci, na zjawiskach. Nie myśl nawet o samym akcie widzenia bądź poznawania, ale tylko o tym, który widzi wszystkie te rzeczy, który jest odpowiedzialny za nie wszystkie… Staraj się utrzymać umysł niewzruszenie skupiony na tym, który widzi. On jest w tobie samym.”

„Rzeczy, które widzimy i czujemy, są tylko rozszczepionymi barwami jednego bezgranicznego ducha.”

„Mistrz podczas medytacji, chociaż jego oczy i uszy są otwarte, tak mocno skupia swoją uwagę na tym, który widzi, że ani nie widzi ani nie słyszy, ani w ogóle nie ma świadomości cielesnej, a nawet mentalnej, lecz tylko świadomość duchową.”

Te słowa Śri Maharishiego są najlepszym objaśnieniem mocy w nas. Nie ma nic więcej do dodania.

Rozdział 34 Listy

W listach, jakie otrzymuję z Ameryki i z innych miejsc, znajduję często następujące pytanie:

„Które ze wskazówek, dotyczących medytacji, a danych przez starożytnych filozofów indyjskich, mają według aśramu najwięcej wspólnego z naukami Maharishiego?”

Albo: „Jaka powinna być nasza postawa w stosunku do naszej własnej osobowości, gdy próbujemy podążać ścieżką samopoznania?” I tak dalej…

Odpowiedzi, jakie znalazłem tutaj, u stóp Maharishiego, mogą być użyteczne dla innych osób, mających podobne problemy. Dlatego, gwoli zaspokojenia ich, przytaczam w tym rozdziale szereg wyjątków z mojej korespondencji.

Maharishi ceni bardzo wysoko Wiweka-ćudamani,czyli Klejnot korony mądrości, autorstwa Śri Śankaraćarji. Niektórzy Hindusi uważają Mędrca spod Arunaćali za wcielenie autora tej rozprawy, sięgającej najwyższego szczytu filozofii ezoterycznej. Z księgi tej wybrałem kilka wersetów do codziennej medytacji i przytaczam je tu[6]. Słowo Brahman oznacza Najwyższe Bóstwo, Parabrahman – Absolut; Logos odpowiada Stwórcy wszechświata albo Demiurgowi.

409

Mędrzec w stanie samadhi odczuwa w swym sercu „To”, co jest odwieczną wiedzą, czystą szczęśliwością, jest nieporównywalne z niczym, zawsze wolne, nie przekształcające się, bezmierne jak przestrzeń, nieskalane, niepodzielne na podmiot i przedmiot, a z istoty swej jest wszechprzenikającym Brahmanem.

255

Poznaj, szukając w sobie, że ty jesteś „Tym” (tat tvam asi) – Brahmanem ponad kastami, światową mądrością, rodziną i plemieniem, bez imienia, postaci, bez zalet i bez wad, poza czasem, przestrzenią i przedmiotami świadomości.

256

Poznaj, szukając w sobie, że ty jesteś „Tym” – Brahmanem, najwyższym, ponad możliwość wyrażenia w jakiejkolwiek mowie, ale dostępnym poznaniu czystym okiem mądrości. Czystą, absolutną świadomością, wieczną substancją.

257

Poznaj, szukając w sobie, że ty jesteś „Tym” – Brahmanem, nie mającym wad, niedotkniętym przez sześć ludzkich słabości (głód, pragnienie, chciwość, złudzenie, starość i śmierć), który objawia się w sercu kontemplującego jogina, a którego nie są w stanie uchwycić zmysły, ani buddhi.

258

Poznaj, szukając w sobie, że ty jesteś „Tym” – Brahmanem, na którym się wspiera powstały wskutek niewiedzy świat, a który sam nie ma innego wsparcia, nie podzielnym na części i nie mającym wzoru ani przyczyny.

260

Poznaj, szukając w sobie, że ty jesteś „Tym” – Brahmanem, w którym kończy się wszelkie zróżnicowanie, który nigdy nie zmienia swej natury i jest nieporuszony jak ocean bez fal, wiecznie od niczego niezależny i niepodzielny.

261

Poznaj, szukając w sobie, że ty jesteś „Tym” – Brahmanem, jedyną rzeczywistością, przyczyną różnorodności, przyczyną wyłączającą inne przyczyny, nie będącym ani skutkiem, ani przyczyną, samoistnym.

263

Poznaj, szukając w sobie, że ty jesteś „Tym” – Brahmanem, który przejawia się na liczne sposoby poprzez iluzję nazw, form, cech i zmian, choć sam jest niezmienny, jak złoto w rozmaitych formach złotych ozdób.

264

Poznaj, szukając w sobie, że ty jesteś „Tym” – Brahmanem, samoświetlnym, ponad Logosem, wszystko przenikającym, jednolitym. Ten Brahman jest prawdą, jest świadomością, jest nie mającym kresu szczęściem, jest niezniszczalny.

Cóż za wspaniały wzlot ducha, zmierzający wprost w krainę nieskończoności, gdzie króluje najwyższa prawda!

Uczeń samopoznania zaczyna pojmować, że jego osobowość jest soczewką, przez którą przepływa i świeci światło życia, którym jest Bóg. Ale on sam nie jest tą soczewką. Musi dbać o utrzymanie jej w doskonałej czystości, aby jak najwięcej światła mogło przez nią płynąć. To powinno być jego jedyną troska, nic więcej. W tym kryje się tajemnica znikania „ego” w wyniku samourzeczywistnienia. Przynosi ono prawdziwą wolność. Kiedy soczewka spełniła swe zadanie, wtedy usuwa się ją bez bólu i żalu. Lecz dzieje się tak tylko wówczas, kiedy staje się to przeżytą rzeczywistością, a nie teorią. I to jest najwyższe wtajemniczenie.

W każdym razie jedno jest prawdą: tylko zrównoważony i skupiony na jednym umysł prowadzi do krainy prawdy, do samadhi. Przerwy w stanie samadhi świadczą o tym, że umysł nie został jeszcze całkowicie opanowany; zaczyna z powrotem działać i wymyka się ciągle jeszcze niedoskonałej kontroli.

Jaka postawa jest właściwa w obecności Mistrza?

Nic nie jest pożyteczniejsze w obecności wielkiej istoty, jak uciszenie umysłu. Ono otwiera drzwi naszego serca i umożliwia Mistrzowi wejście do wewnątrz. Bliskość Maharishiego czyni owo usiłowanie uciszenia umysłu nieskończenie łatwiejszym, niż gdziekolwiek indziej. Często, nawet wtedy, kiedy ludzie modlą się według zwyczajów swego wyznania, skutek może być ostatecznie taki sam. W obecności Bhagawana Maharishiego sami, intuicyjnie znajdujemy właściwą postawę.

Jaźń i świat widzialny

Obszerne wyjaśnienie zostało podane przez samego Maharishiego w Maharishi’s Gospel. Nie ma więc nic do dodania. Niemniej jednak, jeśli chcesz jakiejś „fizykalnej” analogii, niech ci posłuży ta oto, nieco szorstka: „Przypuśćmy, że pianista gra w rękawiczkach. Zobaczysz tylko skórę, z której uszyte są rękawiczki, mające kształt dłoni. Palców takich, jakimi naprawdę są, ujrzeć nie można. Nieświadomy rzeczy mógłby uwierzyć, że skóra rękawiczek stanowi integralną część dłoni artysty. W podobny sposób ludzie, którzy nic nie wiedza o Jaźni, nie są w stanie dojrzeć nic, poza fizyczną stroną rzeczy”.

Lecz ten, kto widzi rzeczywistość wie, że jest tam ręka, naciskająca klawisze i grająca melodię, że bez żywej ręki wewnątrz sama rękawiczka jest tylko martwą otoczką lub biernym przewodnikiem. Nieadekwatność tej analogii polega na tym, że naprawdę nigdy nie możesz zobaczyć tej ręki wewnątrz rękawiczki, bo wówczas byłbyś „sam ręką”.

Widzieć Boga jest tym samym, co być Bogiem

z Ewangelii Maharishiego

Stowarzyszenia wtajemniczające

Pytasz: „Co powiesz o licznych stowarzyszeniach wtajemniczających, działających we współczesnym świecie?” Nie ulegajmy złym doradcom. Jeśli chcesz dać mi szklankę wody, musisz tę wodę mieć. Jeżeli przywódcy takich organizacji sami nie są prawdziwymi Mistrzami – ludźmi doskonałymi, to ich nauki i książki mogą być warte tyle, co teoretyczne spekulacje laika. Nauka musi być poparta życiem nauczyciela, które powinno dawać niezaprzeczalny przykład prawdziwego urzeczywistnienia. Twoja własna Jaźń nigdy nie przyjmie niczego mniejszego, a dotychczas nie widziałem jeszcze Mistrza, który by kierował organizacją albo prowadził przedsiębiorstwo. Przemyśl to, a odpowiedź przyjdzie sama.

Przeszkody w urzeczywistnieniu Jaźni

„Jest to twój niestały umysł i twoje błędne postępowanie” – mówi Maharishi w swej Ewangelii. Egotyzm i utożsamienie się z ciałem są to korzenie niewiedzy; przeszkadzają ci one wejść na ścieżkę i urzeczywistnić wićarę – poszukiwanie Jaźni – „kim jestem?”

„Jestem panem X, określonego wieku, wyglądu, stanowiska społecznego narodowości, zawodu, itp. Urodziłem się i muszę umrzeć”. Wszystko to musi trwać, dopóki nie znajdziesz odpowiedzi na swe dociekanie (wićara).

Pewien jogin rzekł: „„Ja” poszukującego, który oddaje się Prawdzie, pogrąża się w Wielkiej, Nieskończonej Jaźni”.

To jest ścieżka.

Modlitwa

Powiadasz: „Jestem wierzącym chrześcijaninem. Nie mogę medytować, mogę tylko się modlić. Co zdołam w ten sposób osiągnąć?

Cel jest dla wszystkich ten sam. Ale drogi do niego mogą wydawać się różne. Jeśli poznałbyś żywoty świętych wszystkich religii, przekonałbyś się bez wątpienia, że wszyscy oni są braćmi w miłości bożej i w urzeczywistnieniu Boga. Modlitwy nasze powinny być niesamolubne i powinniśmy zawsze pamiętać o tym, że Pan wie lepiej od nas, jak ma władać swoim wszechświatem. Dlatego nie potrzebuje naszych rad. Staraj się udoskonalić to, co jest rzeczywiście twoje – swoją własną świadomość. Jest to nasz jedyny cel. Podaję jako piękny przykład mistyczną modlitwę świętego Franciszka z Asyżu:

„Panie, uczyń mnie narzędziem Twego Pokoju; pozwól mi siać miłość tam, gdzie jest nienawiść; gdzie jest niesprawiedliwość pozwól mi siać przebaczenie; gdzie jest wątpienie, daj mi zasiewać wiarę; gdzie rozpacz – nadzieję; gdzie ciemność – światło; gdzie smutek żałobny, daj mi zasiewać radość.”

 „O boski Mistrzu, obdarz mnie łaską, abym nie pragnął więcej dla siebie pocieszenia niż pocieszania innych, żebym pragnął raczej rozumieć, niż być rozumianym, więcej miłować, niż być miłowanym; albowiem kiedy dajemy, wtedy otrzymujemy, a kiedy przebaczamy, wtedy otrzymujemy przebaczenie. Umierając zaś rodzimy się do Życia Wiecznego.”

Łaska Mistrza

Maharishi powiedział kiedyś w rozmowie z jednym z uczniów, przytoczonej w Maharishi’s Gospel, że łaska ta jest zbyt subtelnej natury, aby można ją było opisać. On zna ten przedmiot z pewnością lepiej, niż my. Zatem wszelkie próby objaśniania słowami tego, czego słowa nie są w stanie wyrazić, są bezużyteczne. Maharishi poucza zawsze, że Łaska działa na swym własnym planie duchowej rzeczywistości, ty zaś domagasz się odpowiedzi w słowach, czyli w obrębie ograniczeń, jakie narzuca nam umysł. Można przyjąć za oczywiste, że „uwaga”, jaką Mistrz poświęca uczniowi, może być uznana za jedną z cech jego stosunku do ucznia. Dlatego starajmy się być godnymi takiej uwagi.

Oddanie

Oddanie się jest stanem świadomości, będącym warunkiem uczniostwa. Kiedy uczeń poznaje, że jego „ego” (osobowość) jest tylko maleńką zmarszczką na powierzchni nieskończonego oceanu Jaźni, która jest rzeczywistością, wówczas zaczyna świadomie odwracać swoją uwagę od „ego” i usiłuje stopić się z ową „całością”, która zwykle jawi mu się poprzez postać Mistrza. Dlatego oddanie się Mistrzowi jest niezbędnym krokiem ku ostatecznemu celowi, jakim jest urzeczywistnienie Jaźni, czyli Boga.

Miłość

Nie przypominam sobie, kto powiedział, że miłość jest „powszechną siłą wzajemnego przyciągania (grawitacji),działającą zarówno pomiędzy atomami, które reprezentują materialną zasłonę wszechświata, jak i różnymi innymi przejawami świadomości”.

Być może, iż w słowach tych tkwi nieco prawdy, chociaż jako wypowiadane w świecie względności, z konieczności muszą być niedoskonałe. Ale praktycznie miłość jest jedyną siłą zdolną wesprzeć nas w usiłowaniach wydostania się z uwarunkowanej względności i wstąpienia w rzeczywistość. Na trudnej ścieżce, wiodącej ku urzeczywistnieniu, każde rozumowe wyobrażenie sobie istotnego celu – choćby zdawało się nam bardzo wysokie i wzniosłe – okaże się niewystarczające, gdyż będzie musiało zniknąć wespół z naszym indywidualnym umysłem, który roztapia się powracając do jednego oceanu życia. Innymi słowy, człowiek, trudzący się na ścieżce prowadzącej do urzeczywistnienia wie, jak bardzo potrzebna mu jest ta podstawowa siła miłości do pokonania wszystkich przeszkód. W literaturze okultystycznej jest wiele na to dowodów. Warto przypomnieć sobie znane słowa świętego Pawła o miłości.

Pomóc nam może tylko odbicie samej Prawdy. Miłość jest tym odbiciem. A najwyższą dostępną nam formą miłości jest nasze umiłowanie Mistrza. Mistrz nie może zbliżyć się do nie miłującego ucznia – jeżeli w ogóle taki uczeń mógłby istnieć – podobnie jak światło nie może przedostać się do izby bez okien. Nic nie może pomóc uczniowi, jeśli ten nie ma miłości. Musi on mieć żywy przykład, ideał doskonały ponad wszelkie zwątpienie.

Mistrz

Mówisz, że wiesz, iż nie ma ścieżki bez mistrza i pytasz mnie, który siedzę oto u stóp Bhagawana Maharishiego: „Jak w jego obecności urzeczywistnia się tę prawdę?” Gdybyś mógł przybyć tutaj i zasiąść pod bambusową strzechą ocieniającą łoże Maharishiego, żadna odpowiedź nie byłaby potrzebna. Posiadasz parę zdjęć góry Arunaćali, ale przyznasz, że to nie jest to samo, co wspinać się samemu na tę Górę Łaski i oglądać ją. To samo dotyczy obecności Maharishiego. Znajdziesz w tym dzienniku opisy paru moich osobistych doświadczeń, związanych z poruszonym tematem.

Opanowanie umysłu

„Otwórz się przede mną, a zniszczę twój umysł”

Z powiedzeń Maharishiego

Te słowa Mędrca mogą być najlepszą odpowiedzią na twoje pytanie. Ilekroć pochłonięty jestem rozważaniem o Bhagawanie, żadna niepożądana myśl nie może wślizgnąć się do mego umysłu. Toteż ani jedna niska lub zła myśl nie ma wstępu do mojej świadomości. Nałogowe podtrzymywanie i ożywianie niespokojnych myśli zastępuje teraz niezmącona cisza i spokój umysłu. Ale nie jest to wystarczające do praktykowania wićary, czyli ścieżki poszukiwania „Kim jestem?”, nauczanej przez Maharishiego. Konieczna jest całkowita cisza lub bezruch umysłu. Poważną pomocą było dla mnie długie i bezwzględne: 1) śledzenie pojawiania się myśli, 2) badanie ciekawości jako źródła myśli.

Potem zdałem sobie sprawę, że żadna myśl nie może mnie wesprzeć w moich dążeniach ani zmienić mojej tak zwanej „przyszłości”, i tak dalej. Jesteśmy po prostu oszukiwani przez umysł, sugerujący nam „niezbędność myślenia”. To subtelne kłamstwo trudno jest wyplenić i trudno wytłumaczyć, ponieważ praktycznie nie jesteśmy zdolni powstrzymać dowolnie procesu myślenia, dopóki nie znajdziemy się – przynajmniej do pewnego stopnia – w stanie świadomości, sięgającym ponad i poza granice umysłu. Ta wyższa świadomość – tajemnicze samadhi – jest prawdziwym celem wszystkich poszukujących. Jak powiedział Maharishi:

       „Wyłącznie samadhi może odsłonić Prawdę”

 Z Maharishi’s Gospel Samadhi

Opisy transcendalnego stanu ekstazy duchowej, zwanego samadhi są nieliczne. Jest kilka rodzajów stanu samadhi. Maharishi mówi zwięźle i jasno: w samadhi jest uczucie „Ja – Ja” lub „Ja jestem” i nie ma wcale myśli.

Ale żaden prawdziwy opis tego stanu rzeczywistego bytu nie pomoże nam w jego osiągnięciu. Kiedy samadhi przychodzi, ludzie są zwykle zdziwieni, jak błędne było ich wyobrażenie tego stanu.

* * *

Przytoczyłem tutaj szereg wyjątków z listów, wysyłanych przeze mnie z aśramu do innych części świata, a pisanych do przyjaciół szczerze zainteresowanych duchowym dążeniem, lecz nie mogących udać się do Indii i zobaczyć Maharishiego. W otaczającej go atmosferze światłości i spokoju czuję, że w rzeczywistości istnieje tylko jedno „Wielkie Serce”, o którym Mędrzec spod Arunaćali tak często mówi. Dlatego moi dalecy – w sensie odległości – korespondenci, są mi teraz bardziej bliscy niż wtedy, kiedy przebywałem w ich pobliżu.

Rozdział 35 Ja i Ty

W moich stanach świadomości zachodzą w różnych chwilach znaczne różnice. Podczas medytacji przeżywam często ekstazę absolutnego zjednoczenia. Ale tracę to, gdy powracam do powszedniego życia. Martwi mnie to trochę; przyczyną tego są wątpliwości, wzniecane przez umysł. Toteż staram się dobyć światło z wewnętrznego „Ja”, aby oddziałać nim na umysł i w zgodzie z przeżyciami duchowymi, będącymi jedyną rzeczywistą świadomością, zbudować mocną opokę. Potem zjawia się potrzeba przetłumaczenia ich, w miarę możliwości, na język umysłu. Wobec tego, że sam umysł jest tylko odzwierciedleniem rzeczywistości w krainie względności, nadają się do tego celu symbole i porównania, a są one zaprawdę jedynym środkiem przekazywania pewnych idei.

Na podstawie moich dotychczasowych doświadczeń podczas medytacji proponuję następujące porównanie: indywidualne osobowości można porównać z liśćmi drzewa. Jest ich wiele, ale ich wspólne życie jest życiem drzewa. Ono jest źródłem ich istnienia. Liście wzrastają, więdną i wreszcie umierają. Ale drzewa nie wzrusza los jego potomstwa. Drzewo nie ma wśród liści ulubieńców; ono zna ich rolę przemijającą. Ale czy liście znają los swej matki, drzewa, którego wiek życia o wiele przewyższa wiek każdego z nich?

Życie ich może trwać tylko tak długo, jak długo pozostają połączone z macierzystym pniem. Wszystkie one dążą, chociaż nieświadomie, ku większej ilości światła i powietrza. Nie mogą z własnej woli opuścić drzewa, zanim nie dojrzeją, a ta dojrzałość oznacza śmierć ich formy.

Z punktu widzenia liścia, jego życie jest ograniczone, jego możliwości ściśle określone, a wszelkie usiłowania uniknięcia wspólnego losu są nadaremne. Gdyby tylko liść mógł pojąć, że jedno, co się liczy, to dalsze trwanie życia drzewa i że spełnianie z oddaniem swojej funkcji jest jedynym sposobem wzmacniania życia drzewa, od którego zależy własna jego pomyślność, jak również pomyślność innych liści.

Jest to tragiczne, że wierzymy w realność naszej odrębności, że to, co posiadamy jest nasze wyłącznie i przez to pozostajemy obojętni na potrzeby innych. Podobnie jak liście drzewa, tak samo nasza zewnętrzna powłoka musi o właściwej porze zwiędnąć i umrzeć. Jaźń zaś wiecznie żywa spłynie na powrót ku źródłu, jak wessane będą soki życiowe z liści w drzewo. Rzeczywiste życie jest naprawdę tylko w Tym.

Teraz mój umysł staje się spokojniejszy, gdyż prawda została mu powiedziana w jego własnym języku. Urzeczywistniona jedność jest życiem ducha w krainie wieczności. Złudzenie rozłączenia jest śmiercią.

Brak egotyzmu u wielkich istot nie opiera się na uczuciach ani na teorii. Oni znają własne źródło. Chrystus modlący się za swych wrogów i Maharishi nadstawiający bijącym go złoczyńcom drugi bok – znali prawo. Nie było hipokryzji w ich postępowaniu. Świadomi byli, że to samo życie płynie zarówno przez ich dręczycieli, jak i przez nich. Jedyna różnica polegała na tym, że Chrystus i Maharishi poznali jednię, a mordercy i złodzieje nie znali jej.

W porównaniu powyższym do drzewa i liści różnica tkwi tylko w przemijającej postaci i barwie liści. W ten sposób samo już zrozumienie prawa życia zmusza nas do sięgnięcia świadomością w krainę duchowości, chociażby tylko na moment. Jeżeli umysłem pojęliśmy jednię ducha, to znaczy, że przez mgnienie żyliśmy w sferze ducha.

Zdarza się niekiedy, iż udaje się nam uchwycić i zrozumieć znaczenie mistycznej nauki Mistrza, lecz osobowość bardzo łatwo zapomina te ważne chwile.

„Droga jest długa, a do domu daleko.”


[6] Przekład z sanskrytu: Mohini Chatterji, opublikowany w A compendium of the Raja Yoga Philosophy, comprising the principal treatises of Shrimat Śankaracharya and other renowned authors, wydawnictwo Tookaram Tatiya (Bombay, 1888).

Dodaj komentarz