Joga przez poznanie

Swami Wiwekananda

Przekład z wydania francuskiego dokonany przez Tadeusza Głodowskiego,  Warszawa 1969.

Słowo JOGA oznacza Zjednoczenie z Boskością. W takim znaczeniu użyte jest tu ono w tytule. Zbiór wyjątków z przemówień Vivekanandy, zamieszczony na stronach następnych, włączany był w wydaniach angielskich i innych do serii Dźńana-jogi. Jest to Joga Poznania albo – ściślej – Joga przez Poznanie.

Zamiast wstępu przytaczamy słowa Autora z innej jego pracy:

„W krajach Zachodu słowo Joga zostało zbezczeszczone najrozmaitszymi absurdami. Przykro mi, że muszę najpierw ostrzec was, iż Joga nie ma nic wspólnego z tymi nadzwyczajnościami.

Żadna z dróg Jogi nie wyrzeka się rozsądku, żadna nie żąda, abyście dali się oszukiwać albo zrzekli się wolności sumienia i powierzali przewodnictwu kapłanów jakiegokolwiek pokroju.

Żadna z dróg Jogi nie wymaga też, abyście zrzekali się swej miłości, oddania i wierności czczonemu przez was wysłannikowi Mocy nieziemskiej. Joga doradza wam. abyście trzymali się zawsze mocno rozsądku i zdrowego, logicznego myślenia”.

Rozdział ten jest zestawieniem wyjątków z szeregu przemówień i z rozmów Wiwekanandy, notowanych przez wierną interpretatorkę jego myśli – S.E. Waldo.

1.

OM tat sat! Poznając OM poznaje się tajemnice wszechświata.

Cel dźńana-jogi – Jogi przez Poznanie – jest taki sam jak bhakti-jogi i radźa-jogi, tylko metoda jest inna. Jest to joga śmiałych, którzy poznają Rzeczywistość nie przez mistykę ani oddanie dewocyjne, lecz przez czysty rozum.

Podobnie jak bhakti-jogin osiąga pełnię zjednoczenia z Najwyższym przez oddanie się Mu w miłości, tak samodźńana-jogin urzeczywistnia w sobie zjednoczenie z Boskością przez zastosowanie czystego rozumu. Powinien mieć odwagę odrzucenia wszystkich starych bożków, wszystkich starych wierzeń, wszelkich przesądów, nadziei, pojęć i wyobrażeń, narzuconych przez pożądanie tego świata, i wszelkich innych; musi mieć odwagę dążenia wyłącznie i jedynie do wolności.

Bez poznania, bez dźńany, nie osiągniemy wyzwolenia. Polega ono na przekonaniu się, czym jesteśmy w rzeczywistości, co jest nami z tamtej strony lęku i przerażeń, narodzin i śmierci. Dobrem najwyższym jest urzeczywistnienie w sobie Boga. Jest to poza zasięgiem zmysłów i poza zasięgiem myśli.

Nie możemy ująć pojmowaniem swym prawdziwego JA, ponieważ ono jest przedwiecznym podmiotem – i nigdy nie zdołamy uczynić z niego przedmiotu poznawania, którym objąć możemy tylko to, co jest względne, a nie to, co jest absolutne.

Wszelkie poznawanie pojęciowe jest ograniczeniem, jest to niekończący się łańcuch przyczyn i skutków. Świat, na którym żyjemy, jest względny, jest cieniem rzeczywistości. Jednakże sfera równowagi, w której dobro i zło stają się niemal przeciwwagami, jest jedyną sferą, w której człowiek może osiągnąć poznanie własnej rzeczywistej Jaźni, przekonać się, że jest to Brahman.

Świat nasz jest „ewolucją przyrody i przejawieniem Boga”. Jest to nasza interpretacja Brahmana, Absolutu, dojrzanego przez zasłonę maji, czyli pozorów. Świat nie jest nicością, ma pewną rzeczywistość: on ma być złudny jako odbicie tego, co jest – Brahmana.

Jak możemy poznać „Poznającego”? Wedanta mówi: My jesteśmy TO, ale nigdy nie zdołamy poznać TEGO, ponieważ ONO nie może nigdy stać się przedmiotem poznania. To samo mówi również nauka współczesna. TO nie może być poznane. Mimo wszystko możemy mieć od czasu do czasu przebłyski TEGO.

Kiedy już raz rozerwie się dla naszej świadomości zasłona złudy, miraż tego świata, może się ona ponownie zamknąć dokoła nas, ale nie będzie dla nas wcale rzeczywistością. Będziemy już wiedzieli, że jest to złuda.

Otóż celem wszystkich religii jest dotarcie do tego, co nam przesłania złuda tego świata. Wedy pouczają ciągle, że człowiek i Bóg są jednią, lecz niewielu spośród nas ma siłę, aby przedostać się poza zasłonę i osiągnąć urzeczywistnienie tej prawdy.

Kto pragnie wejść na drogę dźńana-jogi, ten musi najpierw wyswobodzić się z lęku. Strach jest najgroźniejszym naszym nieprzyjacielem.

Po drugie: nie przyjmujcie niczego na wiarę, lecz starajcie się poznawać. Powtarzajcie sobie nieustannie: Nie jestem ciałem, nie jestem umysłem, nie jestem myślą, nie jestem nawet świadomością. JA jest to Atman.

Kiedy zdołacie tak odczepić się od wszystkiego, pozostanie samo rzeczywiste JA.

Medytacja  dźńana-jogina jest dwojaka:

Przeczenie i odsuwanie myślą wszystkiego, czym nie jestem;

Utwierdzanie istoty rzeczywistości w sobie.

Atman = Jaźń Jedyna = sat – cit – ananda (Byt – Świadomość – Szczęśliwość)

Prawdziwy racjonalista powinien sięgać swymi dociekaniami wytrwale i nieustannie, aż do najdalszego krańca dostępności dla myśli. Niczego nie osiąga się przy zatrzymaniu się na trasie badań.

Kiedy używa się jako narzędzia przeczenia, wszystko powinno być poddawane tej próbie, dopóki nie natrafi się na to, czego nie uda się odrzucić ani temu zaprzeczyć; i to właśnie, co się ostoi, będzie prawdziwym JA. To JA jest świadkiem wszechświata, jest niezmienne, wieczne, nieskończone. Wiele nawarstwień przesądów i ciemnoty zakrywa je przed naszym wzrokiem, ale ONO jest zawsze jednakie.

Znamy przypowieść o dwóch ptakach na jednym drzewie. Człowiek podobny jest do ptaka na dole; jeżeli dąży wytrwale do ideału najwyższego, jaki sobie postawi, spostrzeże wreszcie, że był zawsze JA, ptak zaś dolny istniał jako obraz z widzeń sennych[1].

Oddzielić się całkowicie od materii i pozbyć się wiary w jej rzeczywistość – jest to prawdziwa  dźńana.  Dźńana-jogin powinien ciągle odczuwać OM tat sat, czyli „OM – jedyne istnienie rzeczywiste”.

Jednia abstrakcyjna jest podstawą  dźńana-jogi. Jest to właśnie to, co nazywane jest adwajtyzmem. Jest to kamień węgielny filozofii wedanty, jej alfą i omegą: Brahman sam jest rzeczywisty, wszystko inne jest nierzeczywiste, a JA jest Brahmanem.

Tylko przez powtarzanie tego aż stanie się częścią naszej istoty, dojdziemy do wzniesienia ponad wszelkie dwójnie, ponad dobro i zło, ponad rozkosz i cierpienie, ponad radość i smutek – i poznamy prawdę, że jesteśmy Jedynem, wiecznem, niezmiennem, nieskończonem – „Jedynem bez wtórego”[2].

Dźńana-jogin powinien być tak żarliwy, jak najbardziej zaślepiony sekciarz, ale zarazem tak szeroko otwarty, jak przestwór nieba. Powinien posiąść całkowite, absolutne opanowanie swego umysłu, powinien umieć być buddystą lub chrześcijaninem i wnikać świadomie w te odmienne nastawienia bez tracenia przy tym łączności z harmonią wieczną. Tylko wysiłek metodyczny i stały umożliwi nam osiągnięcie takiego opanowania.

Całe bogactwo przemian i odmienności zawarte jest w Jedni, ale my powinniśmy nauczyć się nieutożsamiania się z tym, co czynimy, powinniśmy nie słyszeć, nie widzieć niczego innego, ani nie mówić o niczym innym poza tym, czego się podjęliśmy. Powinniśmy oddać się temu żarliwie całą duszą. Powtarzajmy we dnie i w nocy: Ja jestem TO, ja jestem TO.

2.

Największym mistrzem filozofii wedanty był Śankaraćarja. Doskonale powiązanymi rozumowaniami wydobył z Wed prawdy wedanty i zbudował na nich wspaniały system  dźńana-jogi, który wyłożył w swych komentarzach. Zjednoczył wszystkie rozbieżne ujmowanie Brahmana intelektem i wykazał, że istnieje jedna Rzeczywistość nieskończona i jedyna. Nauczał również, że człowiek, wspinający się z trudem i powoli po ścieżce poznania, powinien wybierać spośród ujęć te, które mu najwięcej odpowiadają.

Podobne wskazania znajdujemy w Ewangeliach. Jezus wyraźnie przystosowuje się do zdolności pojmowania swych słuchaczy. Najpierw mówi im o Ojcu, który jest w niebie, i uczy modlitwy, potem – z nieco wyższego poziomu – daje pouczenie: „Jestem winoroślą, a wy jej pędami”, wreszcie odkrywa im prawdę najwyższą: „Ojciec mój i ja jesteśmy jedno” – oraz – „Królestwo niebieskie jest w nas”.

Śankaraćarja pouczał, że trzy największe dary boskie są to: ciało, pożądanie Boga i mistrz, który może nam ukazać światło. Jeżeli mamy te trzy dary, możemy być pewni zbawienia. Tylko przez poznanie możemy osiągnąć zbawienie i wyzwolenie, ale musi mu towarzyszyć cnota.

Treścią najgłębszą pouczeń wedanty jest twierdzenie, że istnieje tylko Jeden Jedyny Byt, a każda dusza oddzielna jest to cały ten Byt, a nie jego cząstka. Słońce odzwierciedla się całe w każdej kropli rosy. Kiedy Byt ten przejawia się w warunkach przestrzeni, czasu i przyczynowości, jest wtedy człowiekiem takim, jakiego znamy, ale poza tymi wszystkimi warunkami przejawienia, jest to wciąż Jedyna Rzeczywistość.

Altruizm jest zaprzeczaniem (nieprzyznawaniem rzeczywistego bytu) osobowości zewnętrznej, czyli jaźni pozornej. Musimy wytrzeźwieć z koszmarnego majaczenia, jakobyśmy byli ciałami widzialnymi. Powinniśmy poznać prawdę: Ja jestem TO.

Nie jesteśmy kroplami wody, tracącymi swój byt w oceanie. Każdy z nas jest oceanem całkowitym, nieskończonym i stanie się TYM – pozna TO – kiedy wyzwoli się z więzów złudzeń.

Nieskończoność nie może być podzielona. Jednia, która „nie ma wtórego”, nie może go mieć – wszystko jest Jednią.

Wszyscy osiągniemy poznanie tego, ale powinniśmy starać się od dzisiaj o dojście do tego, ponieważ dopóki tego nie zdobędziemy, nie możemy służyć ludzkości ową największą pomocą, do której staniemy się zdolni.

Dopiero „dźiwan-mukta” (jīvan-mukta) – wyzwolony za życia, wiedzący – zdolny jest obdarzać miłością prawdziwą, miłosierdziem szczerym, prawdą rzeczywistą; a jedynie prawda może nas wyzwolić. Pragnienia czynią z nas niewolników – są to oprawcy, dręczący swe ofiary bez chwili wytchnienia. Ale dźiwan-mukta pokonuje wszystkie pragnienia, wzniósłszy się ku rzeczywistości jedni, będącej dokonaniem bez reszty, a więc i bez pragnień.

Umysł otacza nas mirażami: ciało, płeć, wiara, kasta, obowiązki; toteż powinniśmy mu ciągle ukazywać prawdę, aż będzie zmuszony przystąpić do jej analizowania.

Nasza prawdziwa natura jest cała na wskroś szczęśliwością, a wszystkie radości życia są zaledwie jej odblaskiem, jej atomami, przylegającymi do osobowości powszedniej jako ślady muśnięć o prawdę. Tamto jest poza zasięgiem radości i smutków, jest „świadkiem” kosmosu, czytelnikiem cierpliwym i czujnym księgi żywota, której karty odwracamy z dnia na dzień pod jego bacznym spojrzeniem.

Ćwiczeniami utrwalamy jogę, joga daje poznanie, poznanie rozbudza miłość, a miłość darzy szczęśliwością.

„Ja” i „moje” jest to przesąd; grzęźliśmy w nim od czasów tak niepamiętnych, że zdaje się niepodobieństwem otrząsnąć się z niego i oczyścić się całkowicie. A jednak konieczne jest odrzucenie go, jeżeli chcemy wznieść się na szczyt najwyższy. Powinniśmy być radośni i weseli, strojenie ponurej miny nie jest bynajmniej religią. Religia powinna być rzeczą najradośniejszą w świecie, ponieważ jest najlepszą. Ascetyzm nie może doprowadzić nas do świętości. Czemuż by człowiek miał być ponury, jeżeli ma czyste sumienie i kocha Boga?! Powinien weselić się jak dziecko, powinien być zaprawdę dziecięciem bożym. Najważniejsza w religii jest czystość serca, królestwo niebieskie jest w nas, ale tylko ludzie czystego serca dojrzą króla tej krainy. Dopóki myślimy o świecie, widzimy tylko świat, lecz jeżeli myślenie nasycimy uczuciem pewności, że świat jest Boskością – staniemy przed Bogiem. Takie powinny być myśli nasze w obliczu wszystkiego i wszystkich: rodziców, dzieci, męża, żony, przyjaciół i nieprzyjaciół. Pomyślcie, jak przemieni się dla nas wszechświat, kiedy zdołamy go świadomie przepełnić Boskością. Widzieć we wszystkim Boga! Wszystkie trudy, zmagania, cierpienia znikną dla nas na zawsze!

Dźńana – poznanie – jest „nieobecnością wiary”. Ale nie oznacza to wcale potępienia wiary – jest to wyrośnięcie poza i ponad wiarę.  Dźńana-jogin niczego nie burzy, lecz służy pomocą wszystkim. Podobnie jak wszystkie rzeki łączą swe wody w morzu, wszystkie wierzenia znajdują ujście w dźńanie i stapiają się w jedno.

Rzeczywistość wszystkich zjawisk zależy od Brahmana. Dopiero kiedy pojmiemy tę prawdę, dosięgniemy skraju rzeczywistości. Kiedy znikają dla nas wszelkie różnice, pojmujemy słowa – „Ojciec i ja jesteśmy jedno”.

Dźńana jest wyłożona bardzo jasno przez Krysznę w Bhagawadgicie. Ten wielki poemat uchodzi za najcenniejszy klejnot literatury Indii. Jest to rodzaj komentarza do Wed. Poucza, że powinniśmy zaraz, za życia, podjąć walkę o uduchowienie, że nie należy uciekać od spraw życia, lecz przeciwnie – zużytkować wszystkie możliwości, które ono nam daje. Gita symbolizuje bój o sprawy ducha, wysoce poetycznie umieszczając akcję na polu bitwy. Kryszna ukazany jest jako woźnica kwadrygi Ardźuny, wodza jednej z armii przystępujących do walki. Stara się rozwiać smutek Ardźuny, wątpiącego w konieczność walki, mówi mu, że śmierć, jak każda zmiana, nie dotyczy rzeczywistej istoty człowieka. W toku osiemnastu rozmów Kryszna odsłania Ardźunie najwyższe prawdy filozofii i religii. Te właśnie pouczenia czynią z Gity tak wspaniały poemat; zawarta w nich jest po prostu cała filozofia wedanty.

Wedy mówią, że dusza jest bezgraniczna i że utrata ciała przez śmierć w niczym jej nie pomniejsza. Dusza jest kołem, którego obwód nie jest umiejscowiony nigdzie, a zbieżny punkt jej promieni – środek – jest w ciele człowieka, tego czy innego; to, co nazywamy śmiercią, jest to przemieszczenie się środka tego koła. Bóg zaś jest to koło, którego obwód nie jest nigdzie, a środek jest wszędzie. Kiedy udaje nam się wyjść ze środka duszy, zacieśnionego w ciele, urzeczywistniamy w sobie Boga, który jest naszym prawdziwym JA.

Teraźniejszość jest linią graniczną między przeszłością i przyszłością; toteż nie jest słuszne powiedzenie, że zajmujemy się teraźniejszością, ponieważ ona nie istnieje niezależnie od przeszłości i przyszłości. Wszystko łącznie tworzy jedyną całość, a idea czasu jest tylko sposobem ujmowania, narzuconym przez formy rozumowania.

3.

Dźńana poucza, że powinniśmy wyrzec się świata, ale że to nie jest powód, aby porzucić świat. Prawdziwą cechą sanjasina[3] jest, że ma on być wśród świata, ale nie powinien należeć do świata. Ideę wyrzeczenia można odnaleźć niemal w każdej religii. Dźńana wymaga, abyśmy wszystko rozważali w jednaki sposób, abyśmy wszędzie widzieli „tożsamość”. Sławę i zniesławienie, dobro i zło, nawet chłód i skwar powinniśmy przyjmować jednakowo. W Indiach jest wielu żywych świętych, którzy do tego doszli; przechadzają się oni po śniegach Himalajów albo po gorących piaskach pustyni jakby byli zupełne nieczuli na działanie krańcowych temperatur.

Trzeba najpierw pozbyć się przesądu uważania ciała za siebie – ciało to nie ja. Następnie trzeba przezwyciężyć drugi przesąd – utożsamianie się z umysłem; umysł nie jest mną, nie stanowi wcale części duszy.

Znamienne jest, że niemal o wszystkich rzeczach mówimy „ciała”, wskazując na coś wspólnego, co je łączy – a jest tym istnienie. Ciała nasze są symbolami myśli, które sobą przesłaniają, a myśli z kolei symbolami czegoś innego, co sobą przesłaniają – Jedynego Bytu Rzeczywistego, Duszy naszych dusz, Jaźni Kosmicznej, Życia naszych żywotów, naszego rzeczywistego JA.

Dopóki trwamy w wierze w odmienność naszą, w to, że różnimy się od Boga, choćby niewiele – lęk nas nie opuści i będzie nam wciąż towarzyszył. Ale kiedy już wiemy, że jesteśmy Jedynem – strach znika; czegóż mielibyśmy się lękać?

Samą siłą swej woli dźńana-jogin wydostaje się poza ciało, poza umysł i sprowadza ten wszechświat widzialny do zera, do nicości. W ten sposób przezwycięża niewiedzę (avidyā) i poznaje swe prawdziwe JA – Atmana.

Radości i smutki znane są tylko zmysłom, nie dosięgają naszej prawdziwej jaźni. Dusza jest poza czasem, poza przestrzenią i poza przyczynowością – toteż jest bezgraniczna i wszechobecna.

Dźńanin powinien nie zważać na żadne formy, nie krępować się żadnymi regułami, musi też wyprzedzać swym poznawaniem wszystkie księgi, bo sam dla siebie staje się księgą. Kiedy krępują nas formy, kamieniejemy i umieramy.

Jednakże dźńanin nie powinien potępiać tych, którzy jeszcze nie wyrośli ponad formy, nie powinien nigdy dopuścić do siebie myśli: Jestem bliższy świętości niż mój sąsiad.

Oto cechy, po których poznajemy prawdziwego dźńanina:

Nie pożąda niczego innego, tylko poznania prawdy;

Panuje doskonale nad wszystkimi swoimi zmysłami, jest więc jednakowo zadowolony z każdych warunków – czy musi kłaść się do snu na gołej ziemi, czy w pałacu królewskim; nie unika cierpień, spotyka je godnie, bo wyrzekł się wszystkiego z wyjątkiem jaźni;

Wie, że wszystko, co nie jest Jedynem, nie jest rzeczywiste;

Pragnie nade wszystko wyzwolenia, potęga woli zwraca się ku rzeczom wyższym i osiąga przez to spokój.

Jeżeli nie osiągnęliśmy spokoju, czy przewyższamy w czymkolwiek bydlęta? Dźńanin spełnia wszystkie uczynki dla dobra innych, dla Boga, nie pożąda owoców swej pracy i nie spodziewa się nagrody ani na ziemi, ani gdzie indziej. Cóż mógłby wszechświat dać nam większego niż nasze dusze? Posiadłszy je, posiadamy wszystko.

Wedy mówią, że Atman, czyli jaźń, jest bytem niepodzielnym, jedynym. On jest poza umysłem, poza pamięcią, poza myśleniem i nawet poza świadomością, taką jaką znamy. On jest źródłem wszystkich rzeczy. On stanowi TO, co sprawia, że widzimy, słyszymy, czujemy i myślimy. Celem wszechświata jest zjednoczenie się z OM, czyli Bytem Jedynym.

Dźńanin powinien wyzwolić się z zależności od wszelkich form; nie jest ani hinduistą, ani buddystą, ani chrześcijaninem, lecz jest wszystkimi trzema. Całe działanie oddane jest Bogu, żadne więc poczynania nie nakładają na nas swych więzów.

Dźńanin jest zdecydowanym racjonalistą – przeczy wszystkiemu. We dnie i w nocy powtarza: Nie istnieją wierzenia, nie ma pisma świętego, ani nieba, ani piekła, ani credo, ani kościołów – istnieje tylko Atman.

Kiedy odrzuciło się wszystko i dochodzi się do tego, czego nie można odrzucić, jest to właśnie JA – jaźń. Dźńanin nie przyjmuje niczego na ślepo, lecz analizuje czystym rozumem i siłą woli, dopóki nie osiągnie nirwany, która jest wygaśnięciem wszelkiej względności. Stanu tego nie można opisać ani pojąć rozumowo. Dźńana nie może być mierzona żadną miarą ziemską.

Obyście nie byli jako sęp, który wzlatuje wysoko po niebo, ale gotów jest w każdej chwili spaść nisko na upatrzoną padlinę. Nie proście ani o uleczenie, ani o długowieczność, ani o pomyślność – pragnijcie tylko wyzwolenia.

Jesteśmy sat-cit-ananda – „byt – świadomość – szczęśliwość”

Istniejemy – wiemy o tym – a szczęśliwość jest skutkiem naturalnym istnienia bez domieszek.

Byt, istnienie, jest na tym świecie podstawą najogólniejszą i ostateczną.

Od czasu do czasu zaznajemy przez chwilkę szczęśliwości najwyższej; wtedy nie pragniemy niczego, nie czynimy nic i nie odczuwamy niczego innego prócz tej szczęśliwości.

Kiedy chwila minie, pojawia się na nowo i przesuwa przed nami film tego świata – ale wiemy już, że jest to tylko mozaika przesłaniająca Boga, najgłębszą naturę wszystkich rzeczy.

Kiedy powróciliśmy na ziemię i widzimy Absolut przez względność, wówczas sat-cit-ananda ukazuje się nam (jeżeli wychowaliśmy się w świecie pojęć chrześcijańskich), jako trójca: Ojciec, Syn i Duch Święty.

Sat – jest to zasada twórcza, cit – zasada kierująca, ananda – zasada urzeczywistnienia, to co nas łączy z Jedynem. Nikt nie pozna Bytu (sat) inaczej, niż przez „Poznanie” (cit). Jezus powiedział to słowami: „[…] nikt nie przychodzi do Ojca [inaczej], tylko przeze mnie [przez JA]”. [Jan – 14,6]

Wedanta poucza, że nirwanę można osiągnąć teraz i tutaj, że wcale nie trzeba oczekiwać śmierci ani do niej dojść. Nirwana jest to urzeczywistnienie jaźni; kto doznał tego raz jeden, choćby przez mgnienie, nie da się już nigdy omamić złudzie osobowości.

Oczami ciała musimy oglądać świat przejawiony, ale powinniśmy ciągle pamiętać, czym on jest, bo wszak odkryliśmy już jego prawdziwą naturę. Jest to ekran, zasłaniający Jaźń niezmienną. Kiedy ekran ten odchyli się, dostrzegamy Jaźń, ale zmiana, którą odczuwamy, zachodzi tylko w samym ekranie.

Zasłona otaczająca świętych jest cienka i światłość Jaźni przenika przez nią niemal na wskroś, grzesznicy natomiast spowici są w gęste i grube zasłony, toteż łatwo można zapomnieć, że Atman jest poza nimi tak samo, jak i poza coraz cieńszą zasłoną świętego.

Wszystkie rozumowania mają na celu doprowadzenie do znalezienia Jedni, dlatego najpierw podejmujemy analizę, potem staramy się odnaleźć syntezę. W dziedzinie wiedzy naukowej sprowadza się ilość sił znanych do liczby ich coraz mniejszej, a dalsze badania zmierzają do znalezienia jednej, która by była podstawą wszystkich. Gdyby nauka fizyki zdołała ściśle ująć jednię ostateczną, doszłaby do kresu, ponieważ kiedy znajdujemy jednię, osiągamy spoczynek. Poznanie jest stanem ostatecznym.

Religia – najdoskonalsza ze wszystkich nauk – dawno już odkryła Jednię Ostateczną, którą  dźńana-jogin stawia jako cel do osiągnięcia.

We wszechświecie jest Jedna Jaźń, której przejawami są osobowości zewnętrzne. Jednakże Jaźń Kosmiczna jest o wiele większa, niż suma wszystkich przejawień.

Wszystko jest Jaźnią, czyli Brahmanem. Święty, grzesznik, jagnię, tygrys, a nawet morderca nie są i nie mogą być niczym innym, bo nie istnieje nic innego.

Istnieje Jedno, a mędrcy nazywają Je różnymi imionami.

Nie ma nic wyższego nad poznanie tej prawdy, ona spływa błyskawicą w dusze, oczyszczone przez jogę. Błyskawice urzeczywistnienia są tym jaśniejsze, im czystsza stała się dusza, przygotowana przez jogę i medytację. Odkrycia tego dokonano przeszło cztery tysiące lat temu, a ludzkość jeszcze nie korzysta z tego powszechnie i pozostaje ono przywilejem niewielu jednostek.

4.

Nie wszyscy jeszcze ludzie są w rzeczywistości istotami człowieczymi. Każdy z nas ocenia ten świat swoim umysłem. Pojmowanie wyższe jest niezmiernie trudne. Dla większości ludzi zjawisko konkretne znaczy więcej niż to, co nazywają abstrakcją. Przytaczam na ten temat opowiastkę z Indii:

W domu bogatego kupca w Bombaju grało w szachy dwóch gości – jeden wyznawca dźinizmu, drugi hinduizmu. Dom stał w pobliżu morza; kiedy zaczął się przypływ, szum fal wyrwał obu graczy z zamyślenia. Jeden z nich opowiedział legendę o tym, jak to przypływy i odpływy morskie są skutkami zabawy bogów, napełniających wodą wielkie naczynia i wylewających ją potem. Drugi sprostował: „Jest inaczej: bogowie wciągają wodę na szczyt wielkiej góry, na swoje potrzeby, a kiedy jej już nie potrzebują, wylewają wszystko”. Słuchał tego młody student nowoczesnej uczelni. Ten roześmiał się i powiedział: „Czyż nie wiecie, że to przyciąganie księżyca wywołuje przypływy?” Obaj gracze, rozgniewani, zapytali, dlaczego pozwala sobie kpić z nich, może zechce jeszcze wmawiać w nich, że księżyc ma liny, czy coś podobnego do podnoszenia wody i to z wielkiej odległości. Powiedzieli, że nie chcą słuchać podobnych bredni.

Wtedy nadszedł gospodarz, człowiek wykształcony. Wszyscy zwrócili się do niego, aby dał świadectwo prawdzie. Znał on prawdy wiedzy, ale wiedział też, że nie przenikną one do głów graczy, toteż mrugnął porozumiewawczo ku studentowi i ku wielkiemu zadowoleniu prostaków taką wygłosił opowieść:

„Bardzo daleko stąd, na środku oceanu, wznosi się wielka wysoka góra z gąbek. Wchłania ona wodę morską, nasiąka nią i wtedy wody cofają się od brzegów. Ale na górze z gąbek przebywają bogowie i tańczą na niej; ciężar ich wytłacza wodę z góry i morza napełniają się znowu. Taka jest, przyjaciele, przyczyna przypływów”.

Obaj gracze uznali to wyjaśnienie za bardzo proste i całkowicie zgodne z rozumem, chociaż nie mogli dopuścić myśli, aby to księżyc miał cokolwiek do czynienia z falami przypływów. Dla nich bogowie byli istotami rzeczywistymi, gąbki też, bo je dobrze znali; cóż więc mogło być bardziej prawdopodobnego, niż kombinacja tych dwóch rzeczy realnych?

Cecha dogodności nie jest sprawdzianem. Niekiedy bywa wprost przeciwnie – prawda sprawia wiele kłopotu, a nie zapewnia wygody. Kto szczerze szuka prawdy, nie powinien liczyć na korzyści. Trudno jest wyrzec się tego całkowicie, ale dźńanin musi zdobyć się na to. Powinien oczyścić się, pozbyć się wszelkich pragnień i zaprzestać utożsamiać się z ciałem. Dopiero wtedy i tylko wtedy prawda najwyższa zajaśnieje w jego duszy.

Poświęcenie jest konieczne, a zburzenie osobowości jest uznawane za głęboką prawdę we wszystkich religiach, mówiących o wyrzeczeniu. Wszystkie ofiary składane w celu przebłagania bogów są zniekształceniem źle rozumianej jedynej ofiary, nie związanej z wartościami materialnymi: wyrzeczenia się ja osobowego. Tylko bowiem przez tę ofiarę dochodzimy do urzeczywistnienia Jaźni najwyższej – Atmana. Dźńanin nie powinien starać się chronić swego ciała, nie powinien go nawet pragnąć. Musi mieć odwagę zmierzania ku prawdzie, choćby świat miał się zawalić. Ludzie miotani zachciankami nie odważą się na to nigdy. Praca ta pochłonie całe życie, a nawet więcej – wiele żywotów następnych.

Nieliczni odważą się urzeczywistniać Boga wewnętrznego – wyrzec się nieba, Boga osobowego i najmniejszych nadziei na nagrodę. Potrzeba do tego woli dobrze opanowanej, najmniejszy bowiem cień wahania wtrąca w straszliwą słabość.

Człowiek jest zawsze doskonały potencjalnie, w przeciwnym bowiem razie nigdy by nie mógł osiągnąć doskonałości; ale trzeba, żeby to sobie uświadomił.

Gdyby człowiek zależał tylko od przyczyn zewnętrznych, byłby tylko śmiertelny. Nieśmiertelność prawdziwa nie zależy od żadnych warunków. Nic nie może działać na Atmana. Sama myśl o możliwości takiego wpływu jest czystym złudzeniem.

Człowiek powinien utożsamiać się z TYM – a nie z ciałem. Oby człowiek pojął, że jest tubylcem kosmosu, a będzie się mógł napawać pięknem cudownej panoramy, roztaczającej się przed nim. Oby powtarzał: Jestem wszechświatem, jestem Brahmanem.

Kiedy człowiek utożsami się rzeczywiście z Jedynem, z Atmanem, wszystko stanie się dla niego możliwe i wszystko materialne będzie na jego usługi.

Śri Ramakryszna mówił:

„Kiedy masło jest ubite, można je wrzucać do wody lub mleka, a nie zmiesza się z nimi. Tak samo człowiek, który urzeczywistnił w sobie JA, nie będzie zbrukany sprawami świata”.

„Z wysokości nie rozróżnia się szczegółów krajobrazu. Podobnie człowiek, który wzniósł się wysoko, nie odróżnia cnotliwych od złych”.

„Kiedy glina jest wypalona, nie można nadawać jej kształtu. Podobnie dusza, która dotknęła raz Boskości, przeszła chrzest ognia i nic już jej nie może zmienić”.

Filozofia czysto teoretyczna, spekulatywna, nie cieszy się w Indiach zbyt wielkim poważaniem. Dwa wielkie zgrupowania tworzą zwolennicy dwajty i adwajty – dwójni i nie-dwójni. Pierwsi mówią: Drogę do zbawienia otwiera nam miłosierdzie boże. Nic nie powstrzyma działania prawa przyczynowości. Jedynie Bóg nie podlega prawu i On to przez swe miłosierdzie pomaga nam wydostać się z tego potoku. Wyznawcy adwajty mówią: Poza całą naturą jest coś wolnego. Kiedy znajdujemy to, co wymyka się wszelkiemu prawu, zdobędziemy wolność, a wolność jest zbawieniem. Dualizm jest stopniem, fazą – adwajtyzm wiedzie aż do kresu. Najkrótszą drogą do wyzwolenia jest oczyszczenie się.

Należy do nas tylko to, co sami zdobyliśmy. Nie zbawi nas żaden autorytet, ani żadne wierzenie. Jeżeli Bóg istnieje, wszyscy mogą Go znaleźć. Nikogo nie potrzeba pouczać kiedy robi się gorąco, bo każdy to sam poczuje. Tak samo rzecz ma się z Bogiem, który musi stać się faktem w świadomości ludzi.

Hinduiści nie uznają grzechu według tej miary i pojęcia, jak to się zakorzeniło w umysłach ludzi Zachodu. Złe uczynki nie są „grzechami”, nie są obrażaniem majestatu, lecz czynami szkodzącymi sprawcy, który musi ponieść ich skutki. Nie jest grzechem wsadzenie palca w ogień, ale komu się to przydarzyło, ten cierpi skutek tak samo, jakby popełnił grzech. Każde działanie pociąga za sobą pewien skutek i każdy czyn zwraca się ku sprawcy.

Jako dualizm – człowiek i Bóg rozdzieleni są na wieki. Pierwszym dowodem naszego wzrastania ku światłości jest zauważenie, że jesteśmy dziećmi Boga. Stopniem ostatecznym tego wzrastania jest przekonanie się, że jesteśmy Jedynem – Atmanem.

5.

Pytanie: „Dlaczego nie mogłoby istnieć ciało wieczne?” – jest nielogiczne, ponieważ termin „ciało” stosuje się do pewnych układów zmiennych i z natury nietrwałych. Kiedy nie podlegalibyśmy przemianom, nie mielibyśmy już tego, co jest nazywane ciałem.

Poza kresem czasu, przestrzeni i przyczynowości materia nie byłaby już materią. Czas i przestrzeń istnieją tylko u nas, my jesteśmy Bytem wiecznym, Jedynym. Wszystkie formy są złudą, efemerydami. Wszystkie religie mówią: „Bóg jest bez form”.

Grek Menander, król Baktri, nawrócił się na buddyzm około roku 150 p.n.e. pod wpływem mnicha, misjonarza buddyjskiego i przyjął imię Milinda. Oto urywek z rozmów tego króla z jego młodym nauczycielem:

– Czy człowiek doskonały, taki jak Budda, może mylić się lub popełniać błędy?

– Człowiek doskonały może nie orientować się w sprawach drugorzędnych, których nie zna z doświadczenia, ale nie pomyli się nigdy w tym, co mu przenikliwość ducha już odkryła. On jest doskonały już teraz i tutaj. Zna misterium człowieka, zna Istotę wszechświata, ale może nie znać prostych zjawisk z różnorodności przemian, jakim ulega przejawienie tej Istoty w czasie i przestrzeni. Zna surowiec, glinę, ale nie zajmuje się poznawaniem wszystkich postaci, które można jej nadać. Człowiek doskonały zna duszę, ale nie zna wszystkich jej form, ich przemian i połączeń, w których może się przejawiać.

Jeżeli chce poznać coś, co jest względne, musi postępować jak my, jednakże jego olbrzymie możliwości ułatwiają mu niezmiernie zadanie. Potężny „aparat do prześwietleń”, którym jest umysł doskonale opanowany, daje sobie radę bardzo szybko z każdym zagadnieniem, na które się nastawi.

Bardzo ważne jest zrozumienie tego, bo unikniemy wielu niepotrzebnych usprawiedliwień błędów, które mogli popełniać w sferze zwykłej tacy wielcy, jak Budda lub Chrystus – a wiemy, że je popełniali. Nie powinniśmy oskarżać uczniów o błędne przekazywanie słów mistrzów. Nie jest mądre twierdzenie, że w ich pouczeniach jedno jest prawdziwe, inne przekręcone. Przyjmujmy wszystko albo odrzućmy wszystko; w jaki sposób moglibyśmy odróżnić prawdziwe od fałszywego?

Jeżeli coś zdarzyło się raz, może się powtórzyć. Jeżeli ktoś z ludzi, obojętne kto, osiągnął ongi doskonałość, i my możemy ją osiągnąć. Jeżeli nie możemy stać się doskonałymi zaraz, tu i teraz, nie będzie to dla nas dostępne w żadnym stanie, w żadnym niebie, pod jakimikolwiek warunkami.

Jeżeli Jezus Chrystus nie był doskonały, religia jego imienia pada w gruzy. Jeżeli był doskonały, i my możemy stać się doskonałymi. Człowiek doskonały nie rozumuje ani nie poznaje w potocznym znaczeniu tego słowa, bo całe nasze zwykłe poznawanie jest tylko porównywaniem, natomiast w Absolucie nie ma porównywania ani klasyfikowania.

Instynkt jest mniej podatny na popełniania błędów niż rozum, ale rozum góruje nad nim i wiedzie ku intuicji, która jest jeszcze wyższym stopniem. Poznanie jest pokrewne intuicji, nieomylnej jak instynkt, ale działającej w sferze wyższej niż rozum.

Odróżniamy trzy stopnie przejawiania się reagowań u istot żywych:

Podświadome – mechaniczne, nieomylne;

Świadome – poznawcze, omylne;

Nadświadome – intuicyjne, nieomylne.

Przykłady tego znajdujemy u zwierząt, u ludzi i u Boga. Człowiek który stał się doskonały, ma już tylko stosować swą mądrość, żyje jedynie po to, żeby pomagać światu i nie pragnie niczego dla siebie.

Wszystko, co wyróżnia i określa (tworzy osobowość, oddzielność), ma cechę negatywu; pozytywne obejmuje coraz szerszy zakres. To, co jest wspólne i najbardziej powszechne, jest to byt.

Prawo jest to stenografia myślowa, służąca objaśnianiu serii zjawisk – ale prawo nie istnieje jako oddzielna jednostka bytu. Posługujemy się tym terminem na oznaczanie prawidłowego następstwa pewnych faktów w dziedzinie zjawisk. Należy nie dopuszczać do przesądnego traktowania prawa jako czegoś nie do uniknięcia, czemu mamy się poddać. Błądzenie towarzyszy z uporem rozumowi, ale przezwyciężenie błędów czyni z nas bogów.

Choroba jest bojem toczonym przez naturę w celu oswobodzenia się od szkodliwości; podobnie grzech jest walką boskości w nas w celu pozbycia się zwierzęcości. Musimy grzeszyć (tzn. popełniać błędy), ażeby wznieść się aż do natury boskiej.

Nie ubolewajcie nad nikim, wszystkich traktujcie jednakowo, pozbądźcie się pierworodnego grzechu nierówności. Jesteśmy wszyscy równi, nie powinniśmy myśleć: Jestem dobry, ty jesteś zły, spróbuję cię poprawić. Równość jest cechą wolnego. Jezus szedł między grzeszników i celników, i obcował z nimi. Nigdy nie wywyższał się, nie stawał na piedestale.

Tylko grzesznicy widzą grzechy. Należy widzieć nie człowieka, lecz Boga. To my sami stwarzamy własne niebo i możemy zawsze znaleźć je, nawet w piekle. A tylko w piekle znajduje się grzeszników; dopóki widzimy ich wokół siebie, jest to dowód, że jesteśmy tam jeszcze.

Świadomość nie mieści się ani w przestrzeni, ani w czasie. Oby stało się dla was rzeczywistością: Jestem Bytem absolutnym, Świadomością absolutną, Szczęśliwością absolutną – jestem TO, jestem TO.

Cieszcie się narodzinami, cieszcie się śmiercią, radujcie się ciągle miłością bożą.

Wyzwólcie się z pańszczyzny służenia ciału. Tak zakrzepliśmy w niej, że pokochaliśmy tę niewolę i trzymamy się kajdan marząc, aby nie opadły z nas nigdy, aby stan ten trwał wiecznie, że chcemy nadal i zawsze mieć ciało. Pozbądźcie się tego kurczowego czepiania się ciała, nie pragnijcie żywota następnego, podobnego do obecnego (bo wcale nie będzie podobny), nie miłujcie ciała i nie pragnijcie ciała, nawet dla tych, którzy są wam drodzy.

Życie tutaj służy naszemu uczeniu się, a śmierć daje nam okazję do rozpoczęcia nauki na nowo. Samobójstwo jest obłędem, daje ono w wyniku tylko zamordowanie „wychowawcy”, którym jest dla nas własne ciało. Inne zajmie jego miejsce. Tak więc – dopóki nie wyrośniemy ponad wszystko, co nas wiąże z ciałem, jest nam ono potrzebne i musimy je mieć; toteż kiedy tracimy jedno, dostajemy inne. Pomimo tego – nie powinniśmy utożsamiać się z ciałem; powinniśmy traktować je jako narzędzie, którym mamy się posługiwać na drodze do doskonałości.

Hanuman, czciciel Ramy, streścił swą filozofię w takich słowach:

– Kiedy utożsamiam się z ciałem, jestem – Boże – twym stworzeniem, na zawsze oddzielnym od Ciebie.

– Kiedy utożsamiam się z duszą, jestem iskierką ognia boskiego, którym Ty jesteś.

– Ale kiedy utożsamiam siebie z Atmanem – Ty i ja jesteśmy Jedno?

Dźńanin cały wysiłek kieruje ku urzeczywistnieniu Jaźni i niczego więcej.

6.

Największe znaczenie ma treść naszych myśli, ponieważ o czym myślimy, tym się stajemy.

Onego czasu żył sannjasin, świątobliwy człowiek. Posilał się tylko owocami i mlekiem, wykonywał niezliczone razy ćwiczenia pranajamy, pouczał zasiadając pod rozłożystym drzewem, a wygląd miał człowieka świadomego swej świętości.

W tej samej wiosce mieszkała kobieta lekkiego prowadzenia. Sannjasin codziennie upominał ją zapowiadając, że przez swe grzechy dostanie się do piekła. Biedna kobieta była bardzo zgnębiona straszliwą przyszłością, jaką wróżył jej ten świątobliwy człowiek, ale nie znajdywała innego sposobu zarabiania i nie mogła zmienić trybu życia, toteż płakała i prosiła Stwórcę o przebaczenie i odmianę losu.

Wkrótce zmarli oboje – i grzesznica, i ów świątobliwy. Aniołowie otoczyli grzesznicę, a po sannjasina zgłosiły się demony piekieł.

– „Jak to? – zawołał sannjasin – Czyż nie żyłem jak święty i nie głosiłem świętości? Za co miałbym cierpieć w piekle, a kobieta złych obyczajów miałaby pójść do nieba?!”

Służebnicy piekieł wyjaśnili mu to tymi słowy: „Ta kobieta, kiedy była zmuszona do czynów perwersyjnych, zawsze duszą zwracała się ku Bogu i pragnęła wyzwolenia, które teraz otrzymuje. Ty natomiast przeciwnie: kiedy sprawowałeś święte obrządki, miałeś umysł zaprzątnięty zepsuciem bliźnich. Widziałeś tylko grzechy, myślałeś tylko o grzechach – toteż musisz teraz pójść do krainy, w której panuje wyłącznie grzech”.

Morał tej opowiastki jest jasny: życie zewnętrzne nie ma znaczenia. Potrzebna jest czystość serca, a serce czyste widzi tylko dobro, nie zważa na zło. Nie powinniśmy nigdy występować w roli stróżów ludzkości, ani w roli świętych, nawracających grzeszników. Lepiej oczyśćmy najpierw siebie, a przez to samo pomożemy bliźnim.

Fizyka na obu swych krańcach ma poza sobą metafizykę. Tak samo jest z rozumem: startuje od tego, co jeszcze nie jest objęte rozumowaniem, kończy przy tym, co już nie należy do rozumu. Jeżeli sięgniemy poszukiwaniami dość daleko w dziedzinę poznawania, dochodzimy do sfery nie poddającej się ujmowaniu rozumowemu. Rozum, umysł, jest w rzeczywistości ujmowaniem zmagazynowanym i sklasyfikowanym, zakonserwowanym w pamięci.

Nie możemy nigdy sięgnąć wyobraźnią ani rozumowaniem poza wrażenie zmysłowe. Nic z tego, co jest poza rozumem, nie może być przedmiotem poznania zmysłowego. Czujemy naturalną ograniczoność rozumu, jednakże on wprowadza nas w sferę, w której dostrzegamy coś, co jest poza nią. Zjawia się wtedy pytanie: Czy człowiek rozporządza narzędziem poznania pozarozumowego?

Można sprawdzić doświadczalnie twierdzenie, że człowiek ma zdolność przenikania poza sferę dostępną rozumowi. Święci wszystkich epok zapewniali, że odkryli tę zdolność w samych sobie. Ale wynika to już z samej natury rzeczy, że idei i przeżyć duchowych nie udaje się wyrazić pojęciami rozumowymi zwykłej naszej mowy. Wszyscy owi święci, bez wyjątku, oświadczali, że nie są zdolni przekazać innym swych doświadczeń duchowych. W mowie ludzkiej brak jest odpowiednich słów; toteż można tylko po prostu zapewniać, że są to przeżycia realne i że każdy może ich zaznać. A tylko w ten sposób – bezpośrednio – można je poznać; nie opisze się ich nigdy.

Religia jest to nauka, badająca transcendentne w naturze przez transcendentne w człowieku. Dotychczas wiemy mało o człowieku i dlatego mało o wszechświecie. Kiedy lepiej i więcej poznamy człowieka, prawdopodobnie posuniemy się również w wiedzy o wszechświecie. Człowiek jest wyciągiem ze wszystkich rzeczy i w nim się mieści całe poznanie. Możemy znajdywać dowody tylko w zastosowaniu do tej nieskończenie małej cząsteczki wszechświata, ujmowanego przez nasze zmysły, natomiast nigdy nie udowodnimy wprost żadnej zasady podstawowej.

Uznać rozumowo jakąś rzecz, znaczy sklasyfikować ją i umieścić w segregatorze umysłu. Kiedy natrafiamy na zjawiska nieznane, staramy się zaraz zaszeregować je do kategorii już znanych, ażeby zaś to osiągnąć, rozumujemy. Kiedy udało się nam już znaleźć odpowiednią przegródkę na nowe zjawisko, daje to nam pewne zadowolenie, ale za pomocą takiej klasyfikacji wcale nie przekraczamy sfery fizycznej.

Ze wszystkich wieków minionych mamy świadectwa o ludziach, którzy mogli wydostać się z ograniczenia przez zmysły. Już przed 5000 laty upaniszady powiedziały, że Boga nie można urzeczywistnić (poznać) przez zmysły[4]. Tegoż zdania jest agnostycyzm nowoczesny; ale Wedy nie poprzestają na negacji, one twierdzą najwyraźniej, że człowiek ma moc pójścia dalej, poza ten wszechświat zakrzepły i opanowany przez poznanie zmysłowe, i że rzeczywiście czyni to. Człowiek może niejako znaleźć szczelinę w lodowcu i dostać się przez nią do oceanu życia. Dopiero przedostając się w ten sposób przez świat zmysłów, może dotrzeć do swego prawdziwego JA i stać się sobą rzeczywistym.

Dźńana nie jest wcale poznaniem zmysłowym. Nie możemy poznać Brahmana, ale jesteśmy Brahmanem – w całości, a nie tylko częściowo. To, co nie ma wymiarów, nie może być podzielone. Różnorodność pozorna, zjawiskowa, jest tylko odbiciem widzianym w czasie i przestrzeni, jak widzimy odbicie słońca w mnóstwie kropelek rosy, a wiemy, że słońce to jedno.

Dźńana prowadzi do ujrzenia Jedni w różnorodności. Nie ma wtedy ani podmiotu, ani przedmiotu, ani poznawania; nie istnieje ani „ja”, ani „ty”, ani „on, ona”, lecz sama Jednia absolutna. Jesteśmy ciągle TO – raz wolne, zawsze już wolne.

Człowiek nie jest skrępowany prawem przyczynowości. Cierpienia i nieszczęścia są nie w człowieku, lecz poza nim: jak chmury, przesłaniające słońce, ale rozpłyną się, cień ich przeminie, a słońce pozostanie. Tak samo jest z człowiekiem: nie rodzi się, nie umiera – istnieje poza czasem i poza przestrzenią.

Te dwie miary (czas i przestrzeń) są odbiciem w zwierciadle umysłu, lecz my przyjmujemy je za rzeczywistość i one zaciemniają nam wspaniałą prawdę, ukrytą przed nimi. Czas jest tylko formą, miarą naszego myślenia, my sami jesteśmy wieczną teraźniejszością.

Dobro i zło istnieją tylko w zastosowaniu do nas. Nie ma jednego bez drugiego, bo ani zło, ani dobro, nie istnieją niezależnie od drugiego. Przyjmując dwójnię, czyli oddzielając człowieka od Boga musimy również widzieć dobro i zło. Dopiero zbliżywszy się ku środkowi, ku zejściu się promieni, jednocząc się z Bogiem, możemy wyzwolić się z fatamorgany zmysłów.

Skoro tylko pozbędziemy się wiecznej gorączki pragnień, nienasyconego pożądania, nękającego nas bez wytchnienia, kiedy nareszcie raz na zawsze odwrócimy się od wichrów pragnień, przestaną nas zasypywać ich ruchome piaski, a jednocześnie znajdziemy się poza dobrem i złem.

Zaspokajanie pragnień podsyca je, jest to jak dolewanie oliwy do ognia. Im dalej od środka jest miejsce na kole, tym szybciej musi się obracać i tym mniej zazna spokoju. Zbliżcie się do środka, stłumcie pragnienia, pozwólcie odejść fałszywemu ja osobowemu, a przejrzycie i ujrzycie Boga. Tylko przez wyrzeczenie się tego życia i wszystkich żywotów przyszłych (w niebie itd.), dojdziecie do miejsca, gdzie zdołamy utrzymać się jako jaźń.

Czegokolwiek byśmy się spodziewali i pragnęli, będzie to nad nami panowało. Bądźmy przez chwilę naprawdę „bez nadziei”, a mgły dokoła nas rozwieją się. Kiedy jesteśmy pełnią bytu, czego ponad to mielibyśmy jeszcze oczekiwać?

Sekret dźniany polega na wyrzeczeniu się wszystkiego i na wystarczaniu sobie. Zaprzeczajcie – a będziecie przeczeniem, potwierdzajcie – a staniecie się istnieniem.

Czcijcie JA, które jest w was! Nic innego nie istnieje; wszystko, co nas zaślepia, jest to złuda – maja.

7.

JA – Jaźń Kosmiczna jest źródłem wszystkiego na świecie. Wszystko od niej zależy, ale ona od niczego nie zależy. Kiedy poznajemy, że jesteśmy nią, stajemy się wolni. Jako śmiertelni nie jesteśmy wolni i nie byliśmy nimi nigdy. Śmiertelny i wolny byłaby to sprzeczność, ponieważ śmiertelność oznacza podleganie zmianom – a tylko ten, kto nie musi ulegać zmianom, jest wolny. Jedynie Atman jest wolny. On zaś jest naszą prawdziwą istotą. Czujemy tę wolność wewnętrzną wbrew wszelkim teoriom, wszelkim wierzeniom, znamy ją i każdy nasz czyn potwierdza to.

Wola nie jest wolna, a jej swoboda pozorna jest zaledwie odbiciem rzeczywistego. Jeżeli świat jest niekończącym się łańcuchem przyczyn i skutków, jakie należy zająć stanowisko, aby mu pomóc? W jaki sposób, do czego należy przywiązać unoszonego przez prąd rzeki, aby go ratować z topieli, jeżeli ratujący nie ma do uczepienia się ani piędzi ziemi stałej? Nawet fanatyk, krzyczący: Jestem robakiem! wierzy, że płynie ku świętości, widzi świętego nawet w robaku.

Życie człowieka może być skierowane ku dwóm celom: poznaniu rzeczywistemu (widźńana) i ku szczęściu. Oba są nie do osiągnięcia bez wolności. Są one kamieniem probierczym całego życia. Powinniśmy odczuwać Jednię Przedwieczną, zamiast opłakiwać los wszystkich grzeszników, bo wtedy dowiedzielibyśmy się, że to my grzeszymy. Prawem odwiecznym jest ofiarowanie się, a nie panowanie. Jakżeż to ja chcę panować, kiedy wszystko jest Jednią? Nie ma praw, wszystkim jest miłość.

Wielkie prawdy, których nauczał Jezus, nie zostały wprowadzone w życie, ale nie przeżyły się. Spróbujmy zastosować Jego metodę i zobaczymy, czy nie zbawi świata; metoda przeciwna niemalże rozwaliła świat w gruzy.

Altruizm, a nie egoizm może rozwiązać zagadnienie.

Nawet sama idea prawa jest ograniczeniem. W rzeczywistości nie ma podziału na „moje” i „twoje” – bo wszak ja jestem tobą, a ty mną. Ponosimy odpowiedzialność, ale nie mamy praw. Powinniśmy mówić: Jestem wszechświatem – a nie: Jestem Janem, Jestem Marią. Takie ograniczenia są złudą, to one nakładają na nas jarzmo, ponieważ kiedy myślę: Jestem Janem, pragnę posiadać na swą wyłączną własność pewne rzeczy, powtarzam słowa „ja” i „moje”, a czyniąc tak odgradzam się coraz to innymi wyróżnieniami. Obciążamy w ten sposób swe więzy każdym nowym wyróżnieniem i oddalamy się od jedni środkowej, od Bezgranicznego, nie mającego podziałów.

Jest tylko jedno Niepodzielne, a każdy z nas jest nim. Jednia jedyna jest miłością, niweczącą lęk, podział rodzi nienawiść i strach.

Jednia jest spełnieniem się prawa. Tutaj, na ziemi, ograniczamy działki terenu i zabraniamy wstępu na nie, ale nie możemy postąpić tak w niebie. Lecz właśnie chcą to uczynić sekciarskie religie, głoszące: Tylko nasza droga wiedzie ku zbawieniu, wszystkie inne sprowadzają na manowce.

Powinniśmy zburzyć te przegrody i wymieść ślad po nich, abyśmy zdali sobie sprawę, że wszystkie religie prowadzą ku Bogu. Trzeba poświęcić na ofiarę to maleńkie, zacieśnione ja. Chrzest jest symbolem prawdy, że nowa droga życia otwiera się przed człowiekiem, fałszywe ja ginie, i objawia się jako rzeczywistość Atman, jedyna Jaźń kosmosu.

Wedy dzieli się na dwie części: karma-kanda – traktująca o działaniu, pracy i dźńana-kanda – traktująca o poznawaniu, o prawdziwym poznaniu. Wedy mieszczą w sobie cały rozwój i narastanie idei religijnych, ponieważ po dotarciu do prawdy wyższej, zachowano w nich ujęcia mniej doskonałe, które prowadziły do poznania tej prawdy. Postępowano tak, ponieważ mędrcy zdawali sobie sprawę, że stwarzanie świata i twórczość jest wieczna, że zawsze będą ludzie, potrzebując oparcia na pierwszych, uchwytnych dla nich stopniach poznania i że filozofia wyższa, aczkolwiek osiągalna dla wszystkich, nigdy nie będzie rozumiana przez ogół.

We wszystkich niemal innych religiach zachowano jedynie prawdę ostatnio zdobytą albo najwyższą. Skutkiem tego było zagubienie idei najdawniejszych, natomiast nowe były zrozumiałe zaledwie dla elity i stopniowo traciły wszelkie znaczenie dla większości. Przykładem tego jest stale rosnący bunt przeciw tradycji i autorytetowi. Współcześni nasi nie przyjmują ich ślepo, lecz rzucają im śmiałe wyzwanie, żądając usprawiedliwienia pretensji do władania duszami i jasnego wytłumaczenia swych racji. W chrześcijaństwie jest wiele starszych pogańskich wierzeń i zwyczajów, którym nadano nowe nazwy i przypisano inne znaczenie. Gdyby zachowano źródła starożytne, gdyby wyjaśniono powody dokonanych zmian, wiele spraw zyskałoby na zrozumiałości.

W Wedach pozostawiono dawne koncepcje, toteż okazało się konieczne dodanie grubych tomów komentarzy z objaśnieniami i umotywowanie ich pozostawienia. Doprowadziło to do powstania wielu przesądów, ponieważ trzymano się starych form, które już utraciły wszelkie znaczenie. W niektórych ceremoniach powtarza się słowa, pochodzące z narzeczy dawno zapomnianych i obecnie puste, bo nie wiadomo, z jakimi były związane pojęciami. Dawno przed naszą erą, w Wedach była wyrażona idea ewolucji, lecz w naszych czasach uważano ją za prostacki przesąd hinduski, dopóki nie została potwierdzona przez Darwina.

Wszystkie formy zewnętrzne modlitw i adoracji opisane są w karma-kandzie. Są one dobre, dopóki praktykuje się je bezinteresownie i nie doprowadza do suchej formalistyki. One oczyszczają serca. Karma-jogin życzy zbawienia całemu światu z wyjątkiem siebie samego. Jego zbawienie polega na pomaganiu innym w dostąpieniu zbawienia. Najwyższym rodzajem czci jest służenie tym, którzy służą Krysznie.

Pewien wielki święty modlił się: Niech mnie pochłonie piekło wraz z grzechami świata, byleby świat był zbawiony. Takie wielkie przeniknięcie czcią doprowadza do składania ofiary z własnej osobowości. Znana jest opowieść o świętym, który postanowił obdarować wszystkimi swoimi cnotami swego wiernego sługę psa, a by ten mógł wejść do nieba – a sam gotów był poprzestać na piekle.

Dźńana-kanda mówi, że tylko poznanie może nas zbawić, czyli – innymi słowy – do zbawienia powinno dochodzić się przez mądrość. Poznanie jest najpierw przedmiotowe. Poznający poznaje samego siebie: Ja – jedyny podmiot – chce poznać w przejawieniu samego siebie. Im lepsze zwierciadło, tym lepszy, pełniejszy obraz ukazuje nam w odbiciu; człowiek jest najlepszym zwierciadłem, a im jest czystszy, tym jaśniej może odzwierciedlać Boga.

Człowiek popełnia błąd oddzielania się od Boga i utożsamiania się z ciałem. Błąd ten sprowadza maja. Nie jest ona, ściśle biorąc, złudą, polega na widzeniu rzeczywistości nie takiej, jaka jest, lecz jako coś innego, czym nie jest. Utożsamianie się z ciałem prowadzi do nierówności, ta zaś z kolei sprowadza zazdrość i zwalczanie przeciwnika; dopóki będziemy widzieli nierówność, nie zaznamy szczęśliwości. Niewiedza i nierówność są to dwa źródła wszelkich cierpień – mówi dźńana. Kiedy człowiek jest dość udręczony przez świat, szuka możliwości wydostania się z kołowrotu istnień ziemskich, poszukuje, dowiaduje się, czym jest w rzeczywistości, i osiąga wyzwolenie. Wtedy patrzy na świat jako na olbrzymi mechanizm i strzeże się, żeby nie wsadzić palców w jego koła zębate.

Na wyzwolonym nie ciążą obowiązki; jakaż moc mogłaby go krępować? Spełnia dobre uczynki, bo taka jest już jego natura, lecz wcale nie z poczucia wyimaginowanego obowiązku. Obce to jest ludziom, pozostającym jeszcze w niewoli zmysłów. Taka wolność jest udziałem jedynie tych, którzy wydostali się na tamtą stronę, poza ja osobowe. Jedyną podstawą jest wtedy dusza, zbędne zaś jest posłuszeństwo jakiemukolwiek prawu, jest się wolnym i doskonałym. Stare przesądy opadają z człowieka i wydostaje się z pomiędzy kamieni młyńskich, które go mełły.

Przyroda jest zwierciadłem naszego własnego ja. Wysiłek człowieka, zdolność jego do pracy ma swe granice, ale pragnienia nie znają ich, toteż ludzie starają się przywłaszczać sobie siłę roboczą innych, ciągnąć zyski z ich wysiłków i unikać pracy. Stosowanie coraz doskonalszych maszyn nigdy nie zatrzyma nas w dążeniu do zwiększania dobrobytu, ponieważ zaspokojenie pragnień wzmaga je i stwarza nowe pożądania – wciąż, bez kresu.

Kiedy umieramy bez zaspokojenia mnóstwa żywionych w sobie pragnień, musimy powracać znowu i jeszcze nieraz, aby w następnych żywotach uczestniczyć w łowach, w których zdobyczą ma być zadowolenie z powodzenia. Hindusi mówią: Zanim doszliśmy do rodzenia się w ciałach ludzkich, mieliśmy osiem milionów innych ciał. Dźńana mówi: Zabij pragnienia, oswobodź się! Jest to jedyny sposób. Zaprzestańcie stwarzać przyczyny (przestańcie wplatać się w łańcuch przyczyn i skutków) i urzeczywistnijcie w sobie Atmana.

Tylko wolność daje prawdziwą moralność. Tam, gdzie działa jeszcze niekończący się łańcuch przyczyn i skutków, nie ma miejsca na nirwanę. Ona jest wygaśnięciem ja osobowego, podtrzymywanego przez ten łańcuch. Wolność jest to całkowite wydobycie się poza przyczynowość. Nasza prawdziwa istota jest dobra i wolna, a że jest czysta, nie ima się jej zło.

Kiedy usiłujemy zrozumieć Boga umysłem i ujrzeć wzrokiem, nadajemy Mu różne imiona, lecz w rzeczywistości istnieje tylko Jedyne, a wszystkie warianty określeń są naszymi interpretacjami Jedynego. My nie stajemy się czymkolwiek, lecz tylko powracamy do swego JA.

Wedantyści przyjęli sformułowanie cierpienia najlepsze ze sformułowanych dotychczas, a wypowiedział je Budda: Cierpienie jest wytworem niewiedzy i kastowości (nierówności). Słowa te świadczą o niezwykłej przenikliwości tego największego z ludzi.

Bądźmy więc odważni i żarliwi; każda ścieżka czci i poświęcenia prowadzi do wolności. Pochwyćcie jedno ogniwo łańcucha, a wyciągniecie cały. Podlewajcie korzenie drzewa, a cała jego korona napoi się wodą; na nic by się nie zdało podlewanie każdego liścia oddzielnie. Innymi słowy: poszukujcie Stwórcy; kiedy Go znajdziecie, przekonacie się, że znaleźliście wszystko.

Wyznania, doktryny, formy – są to kraty ochronne, którymi ogradza się młode, wątłe rośliny; trzeba je potem usuwać, aby nie tłumiły rozrostu sadzonki w rozłożyste drzewo. Podobnie Biblia, Wedy, pisma święte, różne sekty religijne są oknami cieplarni, które muszą być zdjęte, kiedy już zagrażają tłumieniem zamiast ochraniania.

Przyzwyczajajmy się do odczuwania, że jesteśmy tak samo na słońcu i gwiazdach, jak tutaj. Świadomość jest z tamtej strony czasu i przestrzeni. Każde oko patrzące jest moim okiem, każde usta, chwalące Stwórcę, są moimi ustami, każdy grzesznik jest mną. Nie jesteśmy zamknięci w niczym, nie jesteśmy ciałami. Wszechświat jest naszym ciałem. Jesteśmy po prostu przezroczystym kryształem, odbijającym obrazy, a nie zmąconym przez nie. Jesteśmy magikami, wywołującymi skinieniem pałeczki dowolne sceny przed zwykłym okiem; musimy przeniknąć poza złudę i poznać JA.

Świat nasz jest jako woda zaczynająca wrzeć: pojawia się najpierw jedna bańka, potem druga, trzecia, wreszcie jest ich mnóstwo, cała woda zamienia się w pęcherzyki pary, uciekające ku górze, i zmienia swą postać. Wielcy mistrzowie są owymi pierwszymi bańkami, pojawiają się gdzieniegdzie, ale wreszcie wszystko stworzone przemieni się i osiągnie wyzwolenie. Dzieło stworzenia będzie trwało, znajdzie inną wodę i wszystko zacznie się od początku.

Budda i Jezus są dwiema największymi „bańkami”, jakie świat poznał. Były to wielkie dusze, które osiągnęły wyzwolenie i pomagały innym w tym samym. Ani jeden ani drugi nie byli doskonałymi, ale powinniśmy cenić ich według cnót, a nie według niedociągnięć. Jezus nie zaznał pełni doskonałości, ponieważ nie zawsze żył w zgodzie ze swym ideałem, ale głównie dlatego, że nie przyznał kobiecie równego prawa z mężczyzną. Kobieta poświęciła dla niego wszystko, lecz On nie przyjął ani jednej kobiety do grona swych apostołów[5]. Zaciążyło na tym z pewnością pochodzenie semickie. Wielcy aryjczycy, wśród nich Budda, zawsze przyznawali kobiecie stanowisko równe stanowisku mężczyzny. W sprawach religii płeć nie miała dla nich znaczenia. W Wedach i upaniszadach jest mowa o kobietach nauczających prawd najwyższych i czczonych na równi z mężczyznami.

8.

Radość i smutek są dwoma łańcuchami – jeden ze złota, drugi z żelaza, ale krępują nas jednakowo silnie i przeszkadzają w poznaniu naszej własnej natury. Atman nie zna ani radości, ani smutku, są to bowiem tylko stany, zmieniające się nieustannie. Naturą duszy (nie stanem) są szczęśliwość i pokój, niezmienne i wieczne.

Nie potrzebujemy tego zdobywaćani otrzymywać, my je mamy. Usuńmy zaćmę z oczu, a ujrzymy je. Podstawą musi być dla nas zawsze JA; trwając na tej podstawie pogrążamy się w całkowitym spokoju i obserwujemy panoramę świata.

Jest ona zabawą dziecięcą, którą nie powinniśmy się wzruszać. Jeżeli psychikę ucieszą komplementy, dotknie ją krytyka. Wszystkie przyjemności zmysłów, a nawet umysłu, są znikome, lecz wewnątrz nas jest jedyna prawdziwa rozkosz, niezależna od niczego z zewnątrz i nie związana z żadną przyczyną. Rozkosz JA jest tym, co na świecie nazywane jest religią. Im bardziej radości nasze są wewnętrzne, tym bardziej jesteśmy uduchowieni, nie poszukujemy zadowoleń w świecie.

Grupa biednych rybaczek schroniła się przed burzą w ogrodzie bogacza. Przyjęto je uprzejmie, dano im posiłek i pozwolono przenocować na werandzie wśród kwiatów. Kobiety ułożyły się do snu w tym wonnym raju, ale nie mogły zasnąć; brak im było czegoś, co było związane z ich życiem codziennym, nie mogły się bez tego obejść. Wreszcie jedna z nich wstała, poszła na podwórze poza ogród i przyniosła pozostawione tam kosze, zalatujące rybami. Dopiero wtedy, owiane znaną im wonią, zasnęły spokojne.

Oby świat nie stał się dla nas takimi koszami na ryby, potrzebnymi do szczęścia. Oznaczałoby to uzależnienie się od trzeciej (tāmasika) najniższej guny (cechy jakościowej). Na stopniu następnym znajdziemy samolubów, którzy wciąż mówią o sobie „ja, ja”. Kiedy zaczynają spełniać dobrą pracę, mogą uduchawiać się i stają się czynnymi (rājasika). Najwyżej są natury introspektywne (sāttvika), czyli żyjące jedynie w JA.

Te trzy właściwości znajdują się w proporcjach zmiennych w każdej istocie ludzkiej; coraz to inna przeważa. Powinniśmy skierować swe wysiłki na przezwyciężenie cechy tamas (t’ma, ćma, ciemność) przez radźasa, a potem na wchłonięcie obu przez sattwę.

Dzieło stworzenia nie jest wytwarzaniem, jest to walka o odzyskanie równowagi. Okruchy kory na dnie kadzi, zalane wodą, poruszają się i wznoszą ku górze, a kiedy już wszystkie znajdą miejsce na powierzchni i ułożą się spokojnie, równowaga zostaje przywrócona i ruch, czyli życie, ustaje.

To samo dzieje się ze światem stworzonym; kiedy równowaga zostanie osiągnięta, ustaną zmiany i skończy się to, co nazywamy życiem. Życiu musi towarzyszyć zło, ponieważ ustalenie równowagi byłoby końcem świata; w wyniku swym tożsamość i zniszczenie są jednym i tym samym. Nie ma najmniejszej możliwości znalezienia rozkoszy bez bólu, dobra bez zła, ponieważ sam fakt życia oznacza wychylenie się z równowagi.

To, czego pożądamy – wolność – nie jest ani życiem, ani rozkoszą, ani dobrem. Przejawienie, stwarzanie jest wieczne, bez początku i końca, jest to fala na powierzchni bezgranicznego jeziora, sunąca wciąż. Są głębie nietknięte jeszcze tą falą, są inne, które już ułożyły się w spokoju, lecz fala płynie ciągle, a walka o przywrócenie równowagi trwa wiecznie.

Życie i śmierć są odmiennymi imionami jednego i tego samego. Są to dwie strony jednego medalu. Obie są mają, stanem nie do opisania, niewyrażalnym, w którym pragnie się na przemian to trwać w życiu, to pozostawać w stanie śmierci. Poza tym wszystkim jest nasza prawdziwa natura – Atman. Wchodzimy w przejawione i wtedy ono dla nas istnieje. Rzeczy są martwe, ale my im nadajemy życie i potem naiwnie widzimy je w innym świetle, boimy się ich albo cieszymy się nimi. Świat nie jest ani prawdziwy, ani fałszywy – on jest cieniem prawdy.

Wszechświat wewnętrzny, Rzeczywiste, jest nieskończenie przestronniejszy od świata zewnętrznego, który jest zaledwie projekcją cieni wszechświata prawdziwego. Kiedy widzimy sznur, nie dostrzegamy węża, a kiedy ujrzymy węża, znika dla nas sznur; nie mogą one istnieć jednocześnie. Podobnie, kiedy postrzegamy świat, JA nie jest dla nas rzeczywistością, lecz jedynie pojęciem umysłowym. Kiedy urzeczywistnimy w sobie Brahmana, znika ja osobowe, jak również wszelkie odczuwanie świata. Światłość nie zna ciemności, bo ta nie może istnieć w świetle; również Brahman jest wszystkim.

Kiedy odnajdujemy Boga, jest to w istocie JA, od którego tylko oddzieliliśmy się i które ubóstwiamy, jakby było poza nami, lecz w rzeczywistości jest to zawsze nasze własne prawdziwe JA – jedyny Bóg!

Bydlę z natury skłonne jest tkwić w tym, w czym się znajduje, człowiek szuka dobra i stara się unikać zła; natura boska nie poszukuje ani nie unika niczego, lecz po prostu napawa się wieczną szczęśliwością.

Bądźmy jako bogowie; oby serca nasze były jako ocean, oby omijały wszystkie drobiazgi życia, a świat przyjmowały jako obraz, jako pole. Zdołamy wtedy przyjmować jego grę bez przejmowania się nią. Po co szukać dobra na świecie, co z nim poczniemy? Najlepsze, co świat mógłby nam podarować, podobne jest szklanym świecidełkom, znalezionym przez dzieci w błocie kałuży. Dzieci zgubiły te perełki i trzeba ich szukać na nowo.

Moc nieskończona jest to religia i Bóg. Dopiero kiedy stajemy się wolni, jesteśmy duszami, dopiero wolność odsłania nam nieśmiertelność i Bóg objawia się dopiero, kiedy odsłoni Go nam nasze wyzwolenie. Dopóki nie wyrzekniemy się świata, sfabrykowanego przez ego, nie wejdziemy nigdy do Królestwa Niebieskiego. Nikt nigdy nie zdobył się na to i nie zdobędzie. Wyrzec się świata, znaczy to zapomnieć zupełnie o ego, ja osobowym, nie zwracać wcale na nie uwagi i żyć w ciele nie ulegając mu. Nieszczęsne ego trzeba pozbawić egoizmu.

Potężną mocą pomagania ludzkości władają ludzie cisi, żyjący, aby miłować i nie przejawiający wcale swych osobowości. W mowie ich nie słyszy się nigdy „ja” ani „moje”; uszczęśliwia ich przywilej, że są narzędziami wspomagania bliźnich. Przepełnia ich całkowite utożsamianie się z Boskością, nie proszą o nic i nie mają wrażenia jakoby sami coś czynili. Są to prawdziwi dźiwan-mukta, wyswobodzeni bez reszty egoizmu; małe osobowości wymietli z siebie i drobne ludzkie ambicje nie mają się w nich o co zaczepić. Dźiwan-mukta jest na wskroś zasadą, a nie indywiduum.

Im głębiej pogrzebiemy małe ja, tym bliżej będziemy Boga. Nie dawajmy posłuchu małemu ja, pozwólmy działać w sobie wielkiemu JA. Dopiero kiedy myśli nie zaprzątamy sprawami własnej osoby, udaje się nam najlepiej praca i wywieramy największy wpływ. Nieobecność pragnień umożliwia osiąganie wielkich wyników. Błogosławcie zniesławiającym was; pomyślcie, jakie wyświadczają wam przysługi pomagając skruszyć i odrzucić fałszywe ja – „ego”. Lgnijcie do prawdziwego JA i zachowujcie czystość myśli, a zdziałacie o wiele więcej niż bataliony kaznodziejów. Z milczenia i czystości intencji rodzą się słowa mocy.

9.

Wyrażanie słowami przeżyć jest z konieczności zniekształcaniem, ponieważ treści psychicznych nie da się wyrazić pismem, a litera – jak powiedział święty Paweł – zabija. Życia nie można zawrzeć w literze, w piśmie, które jest obrazem odbitym. Jednakże w celu poznawania trzeba przybierać w szaty materii to, co jest pierwiastkiem, zasadą. Szata przesłania nam Rzeczywiste i wreszcie patrzymy na całun jako na samo Rzeczywiste, zamiast widzieć w nim symbol. Jest to błąd niemal powszechny.

Każdy wielki nauczyciel wie o tym i stara się temu zapobiec, ale ludzkość cała ma skłonność do ubóstwiania i oddawania czci raczej widzialnemu, niż niewidzialnemu. Dlatego zstępowali na świat prorocy, których zadaniem było ukazywanie coraz to inaczej owej zasady przesłoniętej przez osobowość, objaśnianie jej w sposób i przy użyciu form odpowiadających epoce. Prawda pozostaje wiecznie ta sama, niezmienna, ale nie może być przedstawiana inaczej, niż za pomocą „formy”; toteż co pewien czas ukazuje się ją w nowej formie, bardziej zrozumiałej i przystępniejszej na danym stopniu rozwoju ludzkości.

Nie wydostaniemy się z niewoli wcześniej, zanim nie wyzwolimy się z nazwy i formy, a nade wszystko dopóki nie pozbędziemy się potrzeby posiadania ciał, jakiegokolwiek rodzaju, dobrego czy złego, brutalnego czy subtelnego.

Wieczny postęp oznaczałby wieczną niewolę. Musimy wydostać się poza wszelkie zróżnicowanie i osiągnąć tożsamość, czyli jednorodność wieczystą – Brahmana.

Atman jest jednią wszystkich indywidualności i niedostępny jest zmienności, jest Jedynym bez drugiego.

On nie jest życiem, ale z Niego powstaje życie, jak medale wykuwane ze złota.

On jest z tamtej strony życia i śmierci, dobra i zła.

On jest Jednią Absolutną.

Miejcie odwagę wyruszyć na poszukiwania prawdy aż do piekła, jeżeli zajdzie tego potrzeba. Wolność nie może być poddana nazwom i formom ani niczemu, co jest wielkością względną wobec innej. Żadna forma nie może uchodzić za wolną, dopóki jest formą. Wolność nastaje, kiedy wszelka idea formy znika. Jeżeli nasza wolność krępuje innego, przez to samo już nie jesteśmy wolni. Nie powinniśmy krępować nikogo.

Ujmowanie rzeczywiste jest jedno, pojmowania względne są liczne. Źródło wszelkiej wiedzy jest w każdym z nas, tak samo w mrówce, jak w najdoskonalszym z aniołów.

Religia rzeczywista jest jedna, wszystkie spory dotyczą tylko form i symboli – ilustracji.

Tysiąclecie już nastało dla tych, którzy umieją je znaleźć. Prawdą jest, że wciągnęły nas wiry błądzenia, a myślimy, że to świat ginie. Niemądra istoto – czyż nie słyszysz? W twoim własnym sercu we dnie i w nocy brzmi odwieczna muzyka:

sat-cit-ananda – so ‘ham, so ‘ham!

byt – świadomość – szczęśliwość – jestem TYM, jestem TYM!

Usiłowanie myślenia, bez posługiwania się wyobrażoną zjawą, jest próbowaniem dokonania niemożliwości. Każda myśl zawiera w sobie ideę i słowo; obie te części są niezbędne. Ani idea, ani materialności nie mogą objaśniać świata. Ażeby temu podołać musimy wziąć jednocześnie ideę i jej wyrażenie. Każde poznanie korzysta z odbicia – refleksji. Nie możemy ujrzeć własnej twarzy inaczej, jak tylko w zwierciadle, podobnie nikt nie może poznać Brahmana – ale każdy z nas jest tym JA, toteż powinien ujrzeć je w odbiciu, w sobie, aby uczynić z niego w ten sposób przedmiot poznania.

Kontemplacja obrazów zasady niewidzialnej doprowadza do bałwochwalstwa. Galeria bożków czczonych bałwochwalczo jest o wiele większa, niż się zazwyczaj przypuszcza. Są w niej okazy, od świętych drzew i kamieni, aż po wielkie postacie, takie jak Jezus i Budda.

Wprowadzenie bałwochwalstwa w Indiach było następstwem nieustannych wystąpień Buddy przeciw pojęciu Boga osobowego. Wedy nie znały bożków, ale utrata Boga, Stwórcy i Przyjaciela, doprowadziła, siłą reakcji, do uczynienia bożków z wielkich nauczycieli i nawet sam Budda stał się idolem; miliony ludzi czczą Go jako bóstwo.

Pospieszne i gwałtowne wprowadzanie reformy kończy się zawsze jej zahamowaniem i opóźnieniem przemian rzeczywistych. W każdym człowieku tkwi, jako składnik naturalny psychiki, potrzeba oddawania czci; tylko filozofia najwyższa może wznieść się do czystej abstrakcji, toteż człowiek będzie zawsze stwarzał uosobienie Boga, żeby móc Go czcić. Wszystko jest w porządku, dopóki symbol, cokolwiek nim będzie, czczony jest jako symbol Boskości, którą przedstawia, a nie na własny rachunek.

Nade wszystko postarajmy się wyzwolić z przesądu, jakoby trzeba było wierzyć w cokolwiek, co jest w piśmie. Straszliwą tyranią jest usiłowanie doprowadzenia do tego, żeby wszystko – nauka, religia, filozofia itd. – miało obowiązek przystosowania się do norm, zawartych w jednej księdze, obojętne której. Adoracja księgi jest najgorszą formą bałwochwalstwa.

Znacie opowieść o jeleniu, pyszniącym się siłą i odwagą, który jednak uciekł, posłyszawszy głos rożka myśliwskiego. Jesteśmy jak ów jeleń. Na głos rożka norm i praw, głoszonych przez księgi, odzywają się w nas zastarzałe przyzwyczajenia, a wtedy – nim zdamy sobie sprawę – jesteśmy spętani i zapominamy o naszej prawdziwej naturze, którą jest wolność.

Poznawanie trwa wiecznie. Człowiek odkrywający prawdę duchową jest – jak mówimy – natchniony, a to, co daje światu, jest objawieniem. Ale i objawienie jest nieustające, trwa wiecznie; nie należy go krystalizować, uznawać za zakończone, ostateczne, i potem stosować się do niego ślepo. Rewelacja, czyli objawienie, może spłynąć na każdego, kto stanie się tego godny. Najważniejsza jest przy tym czystość doskonała, ponieważ tylko ludzie czystego serca będą oglądali Boga.

Ze wszystkiego istniejącego, człowiek jest istotą najbardziej posuniętą w rozwoju, a ten świat jest największy, ponieważ na nim człowiek może urzeczywistnić wyzwolenie. Najwyższym wzorcem pojęcia, jakie człowiek może mieć o Bogu, jest człowiek. Każda właściwość, którą przypisujemy Bogu, należy również do człowieka, chociaż w mniejszym stopniu.

Kiedy już posuniemy się dalej naprzód i chcemy wyzwolić się z takiego pojmowania Boga, musimy wyjść poza ciało, poza umysł i wyobraźnię, i stracić całkowicie z widoku ten nasz świat. Skoro wzniesiemy się aż do Bytu Absolutnego, nie jesteśmy w obrębie świata: wszystko tam jest podmiotem, nic nie jest przedmiotem.

Człowiek znajdzie się zawsze u szczytu, w punkcie wierzchołkowym świata, który zdołalibyśmy kiedykolwiek poznać. O tych, którzy osiągnęli tożsamość, czyli doskonałość, mówi się, że żyją w Bogu.

Wszelka nienawiść jest to zabijanie JA przez ja. Natomiast miłość jest prawem życia. Wzniesienie się do tego poziomu oznacza osiągnięcie doskonałości; ale im stajemy się doskonalsi, tym mniej możemy działać. Człowiek sattwiczny widzi i wie, że cały świat jest zabawą dziecięcą, i wyzbywa się niepokoju. Nie martwimy się wcale zażartą walką szczeniaków, wiemy, że nie jest to nic poważnego. Człowiek doskonały wie, że ten nasz świat jest to maja.

Życie nazywane jest w sanskrycie słowem saṁsāra. Jest ono grą sił przeciwnych, działających na nas.

Materializm mówi: Głos wolności jest złudzeniem.

Idealizm mówi: Głos wieszczący niewolę jest snem.

Wedanta rzecze: Jesteśmy zarazem wolni i niewolni.

To znaczy, że w sferze ziemskiej nigdy nie jesteśmy wolni, lecz jesteśmy wolni zawsze w sferze ducha.

JA – Jaźń – jest poza niewolą i poza wolnością.

Jesteśmy Brahmanem,

Jesteśmy świadomością nieśmiertelną poza zasięgiem zmysłów,

Jesteśmy szczęśliwością absolutną.


[1] Przypowieść ta zamieszczona jest w rozprawce „Ideał religii uniwersalnej”. Ptak dolny, spożywając owoce słodkie i gorzkie, jest symbolem ja osobowego, ptak górny, przebywający w pełnym świetle słonecznym na wierzchołku drzewa, jest symbolem Jaźni rzeczywistej.
[2] Celowo użyto tu końcówek –em dla zaznaczenia rodzaju nijakiego.
[3] W sanskrycie saṁnyāsin – wyrzeczeniec, osoba w czwartym okresie życia (przyp.red.).
[4] Badania nowsze wykazały, że upaniszady są o wiele młodsze, bliższe nam w czasie. Wiwekananda nie znał jeszcze tych badań.
[5] Wiwekananda osądza Jezusa według czterech znanych powszechnie ewangelii „kanonicznych”, w których chrześcijaństwo zostało już pomniejszone, przystosowane do potrzeb imperium rzymskiego i stało się ideologią państwową. Inaczej wygląda postać Jezusa, ukazywana w ewangeliach wytępionych w czwartym stuleciu, tzw. apokryficznych. Według tych pism Jezus naucza modlitwy:  Ojcze-Matko, które jesteś nad nami i w nas…, a w pouczeniu o królestwie niebieskim, mówi, że spełni się ono [w nas], kiedy to, co jest zewnątrz stanie się jak to, co jest wewnątrz, a Męskie i Żeńskie nie będzie już ani męskie, ani żeńskie, lecz jednem. [Ew.Dosk.Życia Jezusa-Marii]. W piśmie gnostycznym „Pistis Sofia” Jezus odpowiada na pytana kobiet (matki, Marii Magd. i Marii Kl.) wiele razy z rzędu, aż Piotr skarży się: Panie, ciągle kobiety i kobiety pytają… Daj i nam się odezwać!

Dodaj komentarz