Swami Wiwekananda – Radźa-joga
Osiem stopni rozróżniamy w radźa-jodze. Pierwszym jest „jama” – niezabijanie, prawdomówność, niezabieranie cudzej własności, powściągliwość, nieprzyjmowanie żadnych darów. Następnym jest „nijama” – czystość, zadowolenie, surowość dla siebie, studiowanie, poleganie na Bogu. Dalej idą: „asana”, czyli pozycja, „pranajama” – władanie praną, „pratjahara” – odłączenie zmysłów od działających na nie przedmiotów, „dharana” – skierowanie umysłu na jeden punkt, „dhjana” czyli medytacja i „samadhi” – wejście w stan nadświadomości.
„Jama” i „nijama” są – jak z tego widać – umiejętnościami moralnymi; bez nich jako podstawy, praktykowanie Jogi byłoby nadaremne. Kiedy te dwie umiejętności przyjmą się już i rozkrzewią w osobowości jogina, zaczyna on zbierać żniwo z posiewu swych ćwiczeń; bez nich nie doczekałby się nigdy najmniejszego zbioru. Jogin nie powinien dopuścić do siebie pragnienia wyrządzania zła jakiejkolwiek istocie, myślą, mową ani uczynkiem. Współczuciem swym musi obejmować nie tylko ludzi, lecz dookoła cały świat.
Następnym etapem jest „asana”, czyli nadanie ciału odpowiedniej pozycji. Wobec tego, że trzeba codziennie powtarzać szereg ćwiczeń fizycznych i psychicznych (mentalnych), konieczne jest znalezienie takiej pozycji, którą ciało może zachować bez zmiany przez czas dłuższy. Należy wybrać ułożenie ciała, które uznamy za najbardziej naturalne. To, co dla jednego jest łatwe gdy chce oddać się rozmyślaniom, inny uzna za trudne. Przekonamy się później, że podczas oddawania się sprawom psychiki, w ciele naszym nasila się wielka aktywność. Niektóre prądy energii nerwowej muszą być skierowane w inne miejsca i „kanały”. Zjawiają się nowe rodzaje falowania i cały układ musi być jakby „przetopiony” według innego wzoru. Trasa najważniejszej części aktywności przebiega wzdłuż kręgosłupa, toteż jednym warunkiem, który trzeba uwzględnić przy wybieraniu postawy (asany) jest, aby kręgosłup był swobodnie wyprostowany, a pierś, szyja, głowa były w linii prostej, jedno za drugim. Niech całe ciało będzie podparte po bokach, a będziecie mieli pozycje łatwą i naturalną, z kręgosłupem wyprostowanym. Przekonacie się z łatwością, że przy pozycji z wgniecioną klatką piersiową nie można mieć myśli wzniosłych.
Ta część Jogi podobna jest nieco do Hatha-Jogi, która zajmuje się wyłącznie ciałem fizycznym i ma na celu uczynienie ciała bardzo silnym. Nie będziemy się tym zajmowali tutaj, ponieważ praktyka tej jogi jest trudna i nie można nauczyć się jej w jeden dzień; przy tym ta metoda nie przysparza wiele wzrostu duchowego. Znajdziecie wskazania dotyczące Hatha-Jogi u innych autorów. Zajmuje się ona stroną fizyczną, a nie psychologiczną zjawisk. Nie ma ani jednego mięśnia w ciele, nad którym nie można byłoby zdobyć władzy całkowitej. Można według swej woli kazać sercu bić w rytmie pożądanym albo zatrzymać je; tak samo można dojść do władania wszystkimi częściami organizmu.
Zadaniem tej szczególnej Jogi jest zapewnienie długowieczności; zdrowie jest główną troską i jedynym celem hatha-jogina. On postanawia nie chorować i nie jest chory. Żyje długo; sto lat to jeszcze nic dla niego; po pięćdziesiątce jest jeszcze młodzieńczo żwawy, bez jednego siwego włosa. Ale to wszystko… Sekwoje w Kalifornii mają po 5000 lat, ale są wciąż tylko drzewami i niczym więcej. Jeżeli ktoś z ludzi żyje bardzo długo, to nie staje się przez to niczym więcej, niż zwierzęciem o dobrym stanie zdrowia.
Parę wskazań z tej jogi może się jednak przydać. Na przykład niektórzy z was może zechcą spróbować – a przekonają się, że działa to świetnie – jako środka przeciw bólowi głowy, picia rano, zaraz po wstaniu, kilku łyków zimnej wody przez nozdrza; jest to bardzo łatwe: zanurza się nos w wodzie, wciąga się ją (przy zamkniętych ustach) przez nozdrza do jamy ustnej i połyka się ją.
Kiedy się już usiądzie prosto w pozycji zrównoważonej, należy – według niektórych szkół jogi – wykonać ćwiczenie nazywane oczyszczeniem nerwów. Niektórzy autorzy odrzucają je jako nie należące do radźa-jogi, lecz wobec tego, że jest zalecone przez komentatora tak poważnego jak Sankaraczaria – uważam, że należy o nim powiedzieć; przytaczam tu więc pouczenie, dane przez tego mędrca w komentarzu do Śwetaśwatara Upaniszad:
„Umysł, którego złoże jest usunięte przez „pranajamę”, pozostaje /trwa/ zwrócony ku Brahmanowi; dlatego głoszona jest „pranajama”. Najpierw muszą być oczyszczone nerwy, potem zjawia się zdolność praktykowania „pranajamy”.
Zamknąwszy prawe nozdrze kciukiem, wciągać powietrze lewym nozdrzem według potrzeby, potem bez przerwy; usunąć powietrze wdechem przez nozdrze prawe przy zamkniętym lewym. Ponownie oddychając tym razem przez prawe nozdrze, wydechem usunąć powietrze przez lewe, według możliwości.
Wykonując to ćwiczenie kolejno trzy lub pięć razy o czterech porach dnia: przed świtaniem, w południe, wieczorem i o północy, osiąga się w ciągu dni piętnastu lub miesiąca czystość nerwów. Wtedy zaczyna się „pranajamę”.”
Praktyka jest niezbędna. Choćbyście słuchali mnie codziennie z wielką uwagą przez wiele godzin, bez praktyki nie posuniecie się ani na krok naprzód. Wszystko zależy od praktyki. Nie rozumiemy nigdy tych spraw, dopóki ich nie doświadczymy. Musimy to wszystko zobaczyć i odczuć sami. Słuchanie objaśnień i teorii nie wystarcza.
Pewne czynniki mogą zahamować praktykę. Pierwszą przeszkodą jest brak zdrowia; schorzenia ciała utrudniają praktykę. Powinniśmy przeto utrzymać ciało w pełni zdrowia – zważać co jemy, co pijemy i co czynimy. Poświęcajmy codziennie nieco wysiłku myślowego na zachowanie sił w ciele (na Zachodzie nazywają to zazwyczaj „Christiance Science”). I to wszystko – nic ponad to dla ciała. Nie zapominajmy, że zdrowie jest środkiem, a nie celem. Gdyby zdrowie było celem, bylibyśmy jak zwierzęta; one rzadko bywają chore.
Drugą przeszkodą jest wątpienie; zawsze wątpimy w to, czego nie widzimy. Człowiek nie może odżywiać się słowami, choćby zechciał. I nas ogarniają wątpliwości, i my zapytujemy samych siebie, czy te pobudzenia zawierają coś z prawdy; nawet najlepsi spośród nas mają chwile zwątpienia.
Praktyka nasuwa nam po niewielu dniach małe spostrzeżenie, wystarczające do rozbudzenia odwagi i nadziei. Pewien komentator filozofii jogi rzekł: „Kiedy otrzymuje się dowód, chociażby maleńki, utrwala to w nas wiarę w całą naukę jogi”. Po kilku miesiącach praktyki spostrzegamy na przykład, że możemy czytać myśli innych; ukazują się nam one w postaci obrazów. Może się zdarzyć, że usłyszycie dźwięki, których źródło jest bardzo odległe, a posłyszeliście je, bo skupiliście umysł i pragnęliście je usłyszeć. Te spostrzeżenia pojawiają się najpierw małymi fragmentami, lecz i one już wystarczą do wzbudzenia wiary i nadziei. Jeżeli np. skupicie myśl na czubku nosa, po kilku dniach możecie poczuć zapach subtelny; to wam wykaże, iż pewne wrażenia mogą być wywołane bez kontaktu z przedmiotami materialnymi.
Ale powinniśmy ciągle przypominać sobie, że wszystko to są tylko środki; przedmiotem, celem i zakończeniem całego trenowania się jest wyzwolenie duszy. Powinniśmy sobie postawić jako cel całkowite opanowanie natury, nigdy zaś mniej. Powinniśmy stać się władcami, a nie pozostawać niewolnikami przyrody; ani ciało, ani umysł nie mogą być naszymi mistrzami; powinniśmy nie zapominać, że ciało do nas należy, a nie my do niego.
Onego czasu jeden z bogów (deva) i demon udali się do wielkiego mędrca z prośbą, aby ich nauczał o Jaźni. Wiele czasu spędzili na nauce pod jego kierunkiem, wreszcie mędrzec powiedział im: – Wy sami jesteście istotą, której poszukujecie. Obaj zrozumieli, że to ciało jest ich Ja. Wrócili do domu i powiedzieli do otaczających: – Zdobyliśmy wszystko, co można poznać: jedzcie, pijcie, używajcie; my jesteśmy jaźnią – nic nie istnieje poza tym.
Demon był z natury tępy i mało pojętny; idea, że jest Bogiem i że Ja to ciało, bardzo go zadowoliła. Dewa był czystszej natury. Z początku popełnił błąd, myśląc: – Ja, to ciało; jest Brahmanem, a więc trzeba dbać o nie – o jego zdrowie, szaty i dostarczać mu wszelkich przyjemności. Ale po niewielu dniach pojął, że nie takie musi być znaczenie słów mędrca, wrócił więc do niego i zapytał: – Mistrzu, pouczyłeś mnie, że moje ciało jest Ja? Jeżeli tak jest, to czemu stwierdzam, że wszystkie ciała umierają? A przecież Ja nie może umrzeć. Mędrzec opowiedział: – Szukaj i znajdź; To jesteś ty.
Wtedy dewa pomyślał, że mędrzec chciał określić tym powiedzeniem siły życiowe, które przepełniają ciało. Ale po jakimś czasie zauważył, że te siły czuje w sobie w pełni, gdy się odżywia, a słabną, gdy pości. Powrócił znowu do mędrca i rzekł: – Mistrzu, czy chciałeś powiedzieć, że siły życiowe to Ja? – Poszukaj sam i znajdź; To jesteś ty.
Dewa jeszcze raz wrócił do swej siedziby rozmyślając, czy to nie umysł jest Ja. Wkrótce jednak przekonał się, że myśli są bardzo zmienne – to dobre, to złe; umysł jest zbyt chwiejny, aby mógł być Ja. Znowu więc poszedł do nauczyciela i powiedział mu: – Mistrzu, nie wierzę, żeby umysł był moim Ja; a czy to chciałeś wyrazić? – Nie – rzekł mędrzec – ty jesteś To. Szukaj i znajdź sam.
Dewa wrócił do swoich i wreszcie odkrył, że Ja to on sam – poza wszelkim myśleniem, Jedyne, bez narodzin i śmierci; TO, którego ani miecz nie przebije, ani ogień nie spopieli, ani wiatr nie wysuszy, ani woda nie roztopi; Byt bez początku ni końca, niezmienny, nienaruszalny, wszechwiedzący i wszechmocny, który nie jest ani ciałem, ani umysłem – lecz poza oboma. I to zaspokoiło dewę.
Lecz biedny demon, zanadto przywiązany do ciała, nie znalazł prawdy.
Wiele jest na naszym świecie takich natur demonicznych, lecz są również natury boskie. Głoszący naukę umożliwiającą pomnożenie radości zmysłowych – znajdą zawsze tłumy chętnych słuchaczy. Kto wskazuje cel najwyższy, znajduje małą grupę. Bardzo nieliczni zdolni są pojąć to, co dotyczy spraw najwyższych, a jeszcze mniej jest cierpliwych, którzy zechcą dojść do ich poznania.
Niektórzy ludzie rozumieją, że chociażby przedłużyli życie ciała do lat tysiąca, finał ostateczny będzie taki sam; kiedy rozpraszają się siły ożywiające ciało, ono musi się rozpaść. Nikt z ludzi na całym świecie nie zdołał nigdy zatrzymać nieustających przemian zachodzących w ciele.
Ciało jest to nazwa serii przemian. Masy wody w rzece przepływają w każdej chwili; widzimy, jak nowe masy wody napływają i przybierają ten sam wygląd; tak samo jest z naszym ciałem. Należy jednak utrzymywać ciało w zdrowiu i w pełni sił, bo jest najlepszym narzędziem, jakim rozporządzamy.
Ciało ludzkie jest najlepszym z ciał we wszechświecie – a istota ludzka najlepszą z istot. Człowiek jest wyższy niż zwierzęta, a nawet wyższy niż aniołowie; nic nie jest tak wielkie jak on. Nawet devy „bogowie” muszą zstąpić w ciała ludzkie, aby osiągnąć zbawienie. Tylko człowiek może dojść do doskonałości, bogom jest to bezpośrednio niedostępne. Według Żydów i Muzułmanów Bóg stworzył człowieka po stworzeniu aniołów i reszty istot; wtedy wezwał aniołów, aby złożyli hołd człowiekowi. Wszyscy to uczynili z wyjątkiem Iblisa. Tego Bóg przeklął i on stał się szatanem.
Ta alegoria przyobleka prawdę, że ród ludzki jest najwyższy w dziele tworzenia. Stworzenie niższe, zwierzę, jest ciemne, złożone głównie z „tamas” /t’ma, ćma, ciemność/. Zwierzęta nie mogą mieć szlachetnych myśli. Ani aniołowie, ani devy nie mogą wprost dojść do wyzwolenia bez narodzenia się w ciele ludzkim. Podobnie w społeczności ludzkiej – zbyt wielkie bogactwo, albo zbyt wielka nędza są jednakowo obciążeniami, hamującymi rozwój duchowy. Wielkie istności świata pochodzą z klas średnich. Tam siły są równomiernie rozłożone i zrównoważone.
Powróćmy do tematu pranajamy – oddychania kierowanego. Co ono ma wspólnego ze skupieniem sił umysłu? Oddychanie jest kołem napędowym silnika, którym jest nasze ciało.
Zdarzyło się, że na dworze wielkiego króla premier rządu wpadł w niełaskę. Król kazał go zamknąć na najwyższym piętrze wysokiej wieży. Ten miał oczekiwać na wyrok śmierci. Wierna żona nieszczęśliwca przyszła w nocy pod wieżę i zapytała, czy może mu czym pomóc do uratowania. Mąż kazał jej przyjść następnej nocy z długą linką, z mocnym sznurkiem, z mocną szarą nicią, z nitką jedwabną i z żywym skarabeuszem, a także z odrobiną miodu. Zaciekawiona kobieta wykonała ściśle polecenie. Mąż kazał jej przywiązać nitkę jedwabną do skarabeusza, posmarować mu czułki modem i posadzić go na ścianie wieży głową ku górze. Owad doszedł do wierzchołka wieży, tam więzień schwytał go, a wraz z nim nitkę jedwabną. Teraz kazał żonie przywiązać do cienkiej nitki grubszą, potem, po wciągnięciu tej – sznurek, wreszcie linę, po której zsunął się na dół i uciekł.
W naszym ciele oddech jest nitką „jedwabną”. Kiedy uchwycimy i nauczymy się nią posługiwać – pochwycimy z kolei grubszą nić prądów nerwowych, potem sznurek myśli, wreszcie linkę „prany”, którą posługując się, wydostaniemy się na wolność.
O ciele swoim nic nie wiemy i nie możemy nic wiedzieć. Co najwyżej możemy w prosektorium badać trupy. Są ludzie zajmujący się wiwisekcją zwierząt! Ale to nie ma nic wspólnego z naszym ciałem, o którym wiemy bardzo mało[3].
Dlaczego jesteśmy takimi ignorantami? Ponieważ uwaga nasza nie jest dość selektywna, aby miała spostrzec i odróżnić zjawiska bardzo subtelne, zachodzące we wnętrzu. Nie możemy się o nich dowiedzieć, zanim umysł nie wyczuli się na nie i nie sięgnie uwagą w głąb ciała. Ażebyśmy byli zdolni do spostrzeżeń subtelniejszych, musimy zacząć od mniej subtelnych. Musimy nauczyć się władania tym, co wprawia w ruch całą maszynę. Jest to „prana”, a przejawem jej najwidoczniejszym jest oddech. Następnie z oddechem przenikniemy powoli głębiej w ciało, a to umożliwi nam odczuwanie sił subtelniejszych, którymi są prądy energii nerwowej, przebiegającej we wszystkich tkankach ciała. Kiedy będziemy je już odczuwali, zaczniemy kierować nimi, a przez to również zdobędziemy władzę nad ciałem. Umysł sam również rozporządza różnymi prądami nerwowymi, toteż ostatecznie dojdziemy do całkowitego władania ciałem i umysłem; i pierwsze i drugie staną się naszymi sługami.
Znajomość rzeczy daje moc. Musimy zdobyć tę moc, zaczynając najpierw od pranajamy i osiągając przez nią władanie praną.
Pranajama jest umiejętności złożoną. Szczegółowe objaśnienie różnych jej części poznamy w kilku wykładach następnych. Poznamy kolejno znaczenie każdego ćwiczenia, dowiadując się, jakie siły budzi ono w ciele.
Wszystko to osiągniemy, bylebyśmy wytrwali w praktykowaniu ćwiczeń. Żadne dowody rozumowe, które mógłbym przytoczyć, nie dadzą wam nic, dopóki nie przekonacie siebie samych własnym doświadczeniem. Wtedy zaczniecie odczuwać prądy krążące w waszym ciele, przestaniecie wątpić; ale trzeba nie zaniechać praktyki codziennej przynajmniej dwa razy w ciągu doby, najlepiej rano i wieczorem. Kiedy dzień ustępuje nocy i odwrotnie, noc przed energiami dnia – nastają chwile stosunkowej ciszy; wtedy i ciała ludzkie skłonne są do uspokojenia się. Należy korzystać z tych sprzyjających warunków naturalnych i wtedy właśnie zaczynać ćwiczenia. Przyzwyczajcie się do pozostawania na czczo, dopóki nie wykonacie ćwiczeń, a lekki głód będzie popędzał ciało i nie pozwoli mu na lenistwo. W Indiach małe dzieci muszą odbyć obrzędowe ćwiczenia i modlitwy zanim przystąpią do jedzenia i uważają to za całkiem naturalne, a w wieku młodzieńczym nie mają wprost apetytu, dopóki nie wykąpią się i nie odbędą ćwiczeń.
Dobrze uczyni ten, kto przeznaczy na ćwiczenia osobną izbę, oczywiście jeżeli go na to stać. Miejsce to musi pozostać święte: nie należy w nim spać, nie wchodzić do niego przed wykąpaniem się, przed starannym oczyszczeniem i ciała i duszy. Stawiajcie tam zawsze kwiaty, one bowiem ożywiają środowisko. Umieszczajcie tam również piękne obrazy. Spalajcie tam nieco kadzidła, o poranku i wieczorem. Nie pozwólcie tam sobie nigdy na gniew ani spory, ani na myśli nieświęte. Nie wpuszczajcie tam nigdy osób o psychice nastawionej na inne sprawy. W takim wnętrzu wytworzy się stopniowo atmosfera świętości; udzieli ona spokoju wchodzącemu tam, jeżeli jest wzburzony, nieszczęśliwy, pełen zwątpień.
Takiemu zadaniu miały służyć kościoły i świątynie. Dotychczas jeszcze można znaleźć ów spokój w pewnych świątyniach i w pewnych kościołach, ale w większości uległo wszystko zagubieniu, aż do samego zrozumienia idei podstawowej budowy świątyń. A ideą tą jest, że przy utrzymywaniu fal świętej energii we wnętrzu, miejsce takie nabywa i zachowuje prawdziwe prześwietlenie.
Kogo nie stać na oddzielną izbę, ten może odbywać swe ćwiczenie gdziekolwiek. Zasiądźcie z tułowiem wyprostowanym, najpierw wysyłajcie fale świętych myśli wszystkim istotom stworzonym. Powtarzajcie wewnętrznie: Oby wszystkie istoty były szczęśliwe, aby pokój ogarnął wszystko żywe, oby wszystkie istoty przepełniała błogość. Zwracajcie fale tych myśli ku wschodowi, na południe, ku północy i na zachód. Im więcej będziecie to czynili, tym lepiej się poczujecie. Wreszcie odkryjecie, że najprostszym sposobem dobrego samopoczucia jest dbanie o zdrowie innych, że najłatwiejszym sposobem zdobycia szczęścia jest staranie się o uszczęśliwienie innych.
Po uczynieniu tego – wierzący w Boga powinni modlić się, ale ani nie o bogactwo, ani o zdrowie, ani o niebo, lecz o poznanie i o światłość. Każda inna prośba jest egoistyczna. Potem trzeba zwrócić myśli na własne ciało, życząc mu, aby było zdrowe i w pełni sił, bo jest to najlepsze narzędzie, którym rozporządzamy. Myślimy o ciele, jako o doskonałym jak diament, myślimy, że w nim przebywamy w oceanie życia.
Wolności nigdy nie zdobywali słabi. Odrzućcie wszelką słabość; powiedzcie ciału, że jest mocne, umysłowi, że jest mocny i natchnijcie się wiarą w samych siebie.
[3] Autor mówił to w roku 1895 – przyp. tłumacza.