Ekscerpty

Niniejsza zakładka zawiera wybór „pokrzepiających” cytatów z różnych dzieł dokonany przez Stefana Ziembińskiego

Adam Krokiewicz, Sceptycyzm grecki. Od Pirrona do Karneadesa

Sceptycyzm greckiStr.34, przypis 8: …Można tu przypomnieć powiedzenie Gorgiasza (frg. B 23), że tragedia jest…”takim oszukiwaniem, iż kto zdołał oszukać jest sprawiedliwszy od tego, kto nie oszukał, a kto się dał oszukać, jest mądrzejszy od tego, kto oszukać się nie dał”.

Str.87. „Speuzyppos, siostrzeniec, uczeń i następca Platona, wysunął jeszcze za jego życia tezę, że przeciwieństwo „przyjemność – przykrość” jest przeciwieństwem dwóch rzeczy złych, których wspólnym znowu przeciwieństwem i rzeczą dobrą jest „wolny od nich obu spokój wewnętrzny” – aochlesia, apatheia, eremia, [a także u późniejszych sceptyków – ataraksia.]

Str.95. Sextus, Zarysy pirrońskie I. 25 i nast. „Oto doznaje jako człowiek, który posiada czucie zmysłowe (aisthetikos), atoli doznaje w sposób umiarkowany, bo nie dodaje od siebie mniemania, że to, co odczuwa, jest złe z natury. Jest zaś to dodatkowe mniemanie bodajże gorsze od samego cierpienia!”

Str.97. „…W imię serdeczności wzajemnej żąda się często czynów nieuczciwych; dopiero one mają dowodzić jej siły, gdyż postępując uczciwie, postępujemy tak tylko ze względu na siebie i na spokój naszego sumienia! Wydaje się rzeczą jasną, że wzajemna serdeczność powinna być w zgodzie z etyką, i że wtedy się ziszcza w sposób najcelniejszy, kiedy łączy ludzi dbałych o rozwój duchowy i pomagających w nim sobie wzajemnie”.

Str. 104. …Platon: „Nie ma – pisał w późnej starości – żadnego mojego traktatu o owych rzeczach (mian. o ideach) i na pewno nigdy nie będzie. Nie daje się bowiem ta nauka zgoła wysłowić na podobieństwo innych nauk, lecz dzięki długiemu obcowaniu z samym przedmiotem (pragma auto) i współżyciu roznieca się nagle jakby od iskry światło w duszy i karmi już się samo”.

Str. 128. …Platon, List VII. “Nie sądzę, żeby rozprawianie (epicheiresis) , jak to się mówi, o owych rzeczach (mian. ideach) było czymś dobrym dla ludzi – chyba tylko dla tych niewielu, którzy po krótkiej wskazówce potrafią już sami znaleźć prawdę, bo u innych wzbudzi się albo niesłuszną wzgardę … albo nadętą i czczą nadzieję, że się nauczyli jakichś wzniosłości”. (341 e)

Str.121. „…Plutarch, O spokoju ducha (9). – przytacza słowa Arkezylaosa: „Większość ludzi sądzi, że należy badać jak najdokładniej i smakować każdy szczegół w cudzych poematach, obrazach i rzeźbach, a na własne życie nie zwracać uwagi, chociaż ma mnóstwo uroków; patrzą oni zawsze na zewnątrz i podziwiają cudzą sławę i powodzenie – na podobieństwo cudzołóżców, którzy cenią cudze żony, a gardzą własnymi.”


Adam Krokiewicz, Od Talesa do Platona,

(Aletheia, Warszawa 2000)

Sceptycyzm grecki od TalesaStr.17. „…Wyraz „filozofia” znaczy dosłownie „miłość mądrości”. Według Heraklejdesa z Pontu „filozofem” nazwał się w rozmowie z władcą Flejuntu, Leonem pierwszy Pitagoras, a kiedy Leon go zapytał, co rozumie przez tę nazwę, tak mu ją wytłumaczył:

Między ludzkim żywotem a „targami” na uroczystych igrzyskach helleńskich zachodzi pewne podobieństwo. I tak na igrzyska przychodzą z dalekich miejscowości i z rozmaitych powodów różni Grecy, a więc zapaśnicy, aby zdobyć sławę, kupcy, aby zarobić na handlu, a wreszcie ci nieliczni i bodaj najszlachetniejsi, którzy nie myślą o żadnym zysku, lecz się radują oglądaniem samego widowiska. „Otóż podobnie i my ludzie przybyliśmy na ten żywot z innego żywota i przyrodzenia i jedni z nas pragną sławy, drudzy zaś bogactwa, a tylko niewielu mając wszystko inne za nic pragnie oglądać naturę rzeczy i ich właśnie nazywa on (Pitagoras) miłośnikami mądrości, bo to oznacza wyraz „filozofowie”. A jak tam (na igrzyskach) rzeczą najszlachetniejszą jest patrzeć bez żadnych myśli o osobistych korzyściach, tak i w życiu ludzkim nad wszystkimi upodobaniami wysoko góruje pełne podziwu poznawanie rzeczywistości” (Cic. Tusc. V 3,8n.).

Str. 25. „…Muzyka (głosowa i instrumentalna) była najstarszą sztuką grecką i pozostawała w ścisłym związku z poezją i tańcem. Za pierwszych muzyków uchodzili zwykle bogowie i różni bohaterzy mityczni, ale już Demokryt twierdził, że to po prostu ludzie zaczęli w zamierzchłych czasach naśladować śpiew ptaków i w ten sposób sami nauczyli się śpiewać, co dobrze charakteryzuje bezpośredniość i swobodę nieskrępowanej dzisiejszym taktem muzyki helleńskiej. Głównymi instrumentami były licząca siedem strun kitara (ulepszona lira) i tzw. aulos (ulepszona piszczałka, zbliżona do dzisiejszego oboju, resp. klarnetu), które służyły do akompaniamentu (w interwale prymy lub oktawy), więc kitara – podczas solowego śpiewu albo recytacji, a aulos – podczas śpiewu chóralnego. Grecy odczuwali niskie tony jako pełniejsze od wysokich i prawdopodobnie dlatego zaczynali gamy od najwyższego tonu i kończyli na najniższym. Rozróżniali dalej trzy zasadnicze tonacje: dorycką, frygijską i lidyjską. Pierwszą uważali za męską i stateczną, drugą za drażniącą i fantastyczną, a trzecią za namiętnie uczuciową. Przeciwko muzyce opartej na dwóch ostatnich tonacjach wypowiedział się stanowczo Heraklejdes z Pontu: muzyka ma przemożny wpływ na uczucia człowieka, a ponieważ muzyka frygijska i lidyjska go demoralizują, umoralnia zaś jedynie rdzennie grecka muzyka dorycka, więc tylko ją należy uprawiać. Podobnie myślała większość filozofów helleńskich z Pitagorasem i Platonem na czele.

W ogóle Grecy otaczali swoją słuchową i wzrokową sztukę troskliwą opieką: niewolnikom nie wolno było malować i rzeźbić – przypomnieć tu można słowa Homera, że”… Zeus odejmuje połowę cnoty mężowi, skoro go ujarzmi dzień niewoli” – a muzyk Damon, nauczyciel Peryklesa i zapewne pitagorejczyk, przestrzegał przed lekkomyślnym nowatorstwem muzycznym, osłabiającym karność wśród obywateli i szacunek dla praw uchwalonych, który stanowi podstawę społecznego ładu i rozstrzyga o potędze państwa. Nauka śpiewu, gry na instrumentach i tańca wchodziła w zakres narodowego wychowania młodzieży jako przedmiot bodaj najważniejszy, uświetniała wszystkie uroczystości i w ogóle kształciła dusze Hellenów przez całe życie. Harmonia tonów, słów oraz ruchów tanecznych tworzyła organiczną całość (chóry w tragediach), która działała na ówczesnych widzów i równocześnie słuchaczy z siłą, o jakiej my dzisiaj możemy mieć tylko słabe wyobrażenie na podstawie okolicznościowych wzmianek starożytnych. Według przekonania Greków męstwo obywateli zależało od wychowania muzycznego w jeszcze wyższym stopniu niż od gimnastycznej i wojskowej zaprawy. (….) Najważniejszą cechą muzyki helleńskiej w ściślejszym znaczeniu był – w przeciwieństwie do nowoczesnej muzyki klasycznej – jaj związek z etyką. Kiedy Pitagoras wykrył i ustalił matematycznie niewzruszone prawa harmonii muzycznej i kiedy ją połączył z ładem i harmonią całego świata, muzyka uzyskała nimb kosmicznej potęgi. „Pitagorejczycy – pisał Arystoksenos – oczyszczali ciało za pomocą sztuki leczniczej, a duszę za pomocą muzyki” (frg.26). Odkrycie Pitagorasa pouczyło Greków, że świat fenomenalny jest pełen dających się badać tajemnic, i zachęciło ich niejako do żarliwego zdobywania wiedzy o ostatecznej rzeczywistości.”


Karen Blixen, Pożegnanie z Afryką

(Iskry, Warszawa 1969)

Karen Blixen z bratem Thomasem na farmie w Kanji 1920 r

Str.25 „…jest czymś właściwie niemożliwym, aby prawdziwy mężczyzna rozgniewał się na kobietę, [jak długo pozostaje ona kobietą], a kobieta nigdy nie potrafi naprawdę lekceważyć mężczyzny i wyrzec się go, jak długo pozostaje on mężczyzną.”


Henry David Thoreau, Walden, czyli życie w lesie

(Rebis, Poznań 2010)

Henry_David_Thoreau_-_RestoredStr.36. „…Większość luksusów i tak zwanych wygód życiowych jest nie tylko zbędna, lecz stanowi przeszkodę w rozwoju duchowym ludzkości. Jeśli już mowa o luksusach i wygodach, to najmądrzejsi ludzie zawsze prowadzili prostsze i skromniejsze życie aniżeli biedacy. Starożytni filozofowie w Chinach, Indiach, Persji i Grecji tworzyli klasę tak biedną, jeśli idzie o zasoby materialne, że nie było biedniejszej, ale też i bogatszej, jeśli idzie o bogactwo duchowe. Niewiele o nich wiemy, znamienne jednak, że wiemy chociaż tyle. To samo dotyczy bardziej współczesnych reformatorów i dobroczyńców narodów. Nikt nie potrafi być bezstronnym czy mądrym obserwatorem ludzkiego życia, jeśli obserwacji swych nie dokonuje z pozycji człowieka, którego nazwaliśmy dobrowolnym biedakiem. Owoc luksusowego życia stanowi luksus zarówno w rolnictwie oraz handlu, jak i w literaturze czy sztuce. W dzisiejszych czasach istnieją profesorowie filozofii, a nie filozofowie. Aliści wykłady godne są podziwu, jeśli kiedyś godne podziwu było życie. Być filozofem to nie tyle oddawać się wyrafinowanym rozmyślaniom ani nawet stworzyć nowy system, ile tak kochać mądrość, aby zgodnie z jej nakazami prowadzić życie proste, niezależne, wielkoduszne i ufne. To rozwiązywać niektóre problemy życiowe nie tylko teoretycznie, lecz także praktycznie.”

„….Kiedy człowiek już się ogrzeje na tych kilka opisanych przeze mnie sposobów, czego z kolei potrzebuje? Z pewnością nie większej ilości ciepła tego samego rodzaju, lecz więcej bogatego pożywienia, obszerniejszych i wspanialszych domów, piękniejszych ubrań, liczniejszych, nie wygasających, gorętszych ognisk i tym podobnych wygód. Zdobywszy to, co potrzebne do życia, może jednak dokonać innego wyboru niż zdobywanie nadmiaru, może się teraz zdobyć na odwagę i żyć, może zacząć wakacje i zaniechać bardziej upokarzającej harówki. Ziemia chyba nadaje się dla takich właśnie nasion, albowiem najpierw wypuszczają one w dół korzonki, potem zaś z równym zaufaniem strzelają kiełkiem w górę. Dlaczego człowiek tak mocno zapuścił korzenie w ziemi, że nie może z równą energią poderwać się i wznieść ku niebu? Wszak szlachetniejsze rośliny ceni się dla owocu, jaki ostatecznie rodzą pośród powietrza i światła, daleko od ziemi.”

Str. 114 „…Ludzie uważają prawdę za odległą kategorię, której miejsce jest gdzieś na rubieżach Układu Słonecznego, za najdalszą gwiazdą, przed Adamem i po ostatnim człowieku. Wieczność ma w sobie coś z prawdy i wzniosłości. Wszystko jednak istnieje i dzieje się tutaj i teraz. Nawet Bóg jest w tym właśnie momencie Bogiem i nigdy na przestrzeni wieków nie osiągnie bardziej wysublimowanej boskości. Tylko przez ustawiczne wpajanie i dawkowanie sobie otaczającej nas rzeczywistości możemy pojąć, co to jest wzniosłość i szlachetność. Posłuszny wszechświat ciągle odpowiada naszym pojęciom; otwiera się przed nami trakt, niezależnie od tego, czy wędrujemy szybko, czy powoli. Przeto spędźmy życie na pojmowaniu. Tak chlubnego i szlachetnego celu nigdy jeszcze nie miał ani poeta, ani artysta, niechże więc osiągną go niektórzy ich potomkowie.

Chociaż jeden dzień spędźmy tak rozważnie jak Natura i nie pozwólmy, aby cokolwiek skłoniło nas do zboczenia z raz obranej drogi. Wstańmy wcześnie, wraz ze świtaniem, nie ociągając się, cicho i bez zamieszania; niechaj zajrzy sąsiad , a potem sobie pójdzie, niech bije dzwon i płaczą dzieci. Postanówmy, że to wypełni nam dzień. Dlaczegóż mielibyśmy się poddawać i pędzić wraz z nurtem? Później nie pozwólmy wytrącić się z równowagi i porwać z mielizny południa temu gwałtownemu wirowi, zwanemu obiadem. Przetrwajmy owe niebezpieczne chwile, a będziemy uratowani, dalej bowiem już z górki. Trzymając nerwy na wodzy, pełni porannego wigoru płyńmy przez dzień przywiązani do masztu jak Ulisses, wpatrzeni przed siebie. Jeżeli zagwiżdże lokomotywa, niechaj sobie gwiżdże do woli, póki nie ochrypnie. Jeżeli odezwie się dzwon, niech sobie bije, nie będziemy się zrywać i biec. Wsłuchujmy się w muzykę. Pracujmy w spokoju, wiercąc nogami w błocie i coraz głębiej wpychając je w grząską breję opinii, przesądu, tradycji, złudzenia, pozorów, aż przebijemy się przez ten namuł, który pokrywa kulę ziemską, przez Paryż i Londyn, przez Nowy Jork, Boston i Concord, przez Kościół i państwo, przez poezję, filozofię i religię, aż dotrzemy do twardego, skalistego dna, do tego, co możemy nazwać rzeczywistością. I wówczas powiedzmy: „O to niewątpliwie szło”. Potem zaś na owym twardym gruncie, który znaleźliśmy, głębiej aniżeli koryto rozszalałego strumienia, mrozu i ognia, poszukajmy miejsca, gdzie moglibyśmy postawić mur, położyć podwaliny państwa albo ustawić bezpiecznie słup latarni czy też może drąg z podziałką – lecz nie nilometr[1], tylko realnometr – ażeby przyszłym stuleciom było wiadomo, jak głęboki wzbierał czasami strumień brei i pozorów. Stanąwszy oko w oko z faktem, spostrzeżemy, że obie jego strony połyskują w słońcu niby metal bułatu, i poczujemy, jak jego rozkoszne ostrze przeszywa nam duszę i kość do szpiku, kładąc kres naszej, śmiertelnicy, szczęśliwej wędrówce po ziemskim padole. Życie czy śmierć, łakniemy tylko rzeczywistości. Doprawdy, skoro istotnie umieramy, niech z naszych gardeł wyrwie się charkot, a członki niech ostygną; skoro zaś żyjemy, róbmy, co do nas należy.”

[1] W Memfis zbudowano w starożytności „nilometr”, który miał wskazywać opadanie i podnoszenie się wód Nilu.


Erich Fromm, Mieć czy być?

(Rebis, Poznań 2010)

Erich-FrommStr. 99. „…Zasada brzmi: „To, gdzie i jak nabyłem swą własność oraz jak nią dysponuję, nikogo prócz mnie nie powinno interesować. Dopóki nie łamię prawa, dopóty mam nieograniczoną i absolutną zdolność dysponowania swoim majątkiem”.

Tak zdefiniowany rodzaj własności nazywa się własnością p r y w a t n ą (od łac. privare – „pozbawiać”) i nazwa ta bierze się stąd, iż osoba posiadająca jest wyłącznym panem danej własności z pełnym prawem pozbawienia innych używania jej i cieszenia się nią. Chociaż własność prywatna uważana jest za kategorię naturalną i uniwersalną, w rzeczywistości, biorąc pod uwagę całość ludzkiej historii (z prehistorią włącznie), a zwłaszcza kultury pozaeuropejskie, dla których ekonomia nie stanowi najważniejszej rzeczy w życiu, okazuje się ona raczej wyjątkiem niż regułą.”

Str.124. „…Modus bycia można najpewniej opisać symbolem, który podsunął mi Max Hunziger – niebieskie szkło wydaje się niebieskie, kiedy obserwujemy je pod światło, gdyż absorbuje wszystkie kolory prócz niebieskiego. Czyli nazywamy szkło „niebieskim” dokładnie dlatego, że nie zatrzymuje częstotliwości światła, które odpowiadają wrażeniu niebieskiego koloru. Nazwa pochodzi więc nie od tego, co stanowi jego własność, lecz przeciwnie – od tego, co nie zostaje zatrzymane, ale wyemitowane.

Tylko w takim stopniu, w jakim ograniczymy funkcjonowanie modus posiadania, czyli niebycia – tzn. zaprzestaniemy poszukiwań bezpieczeństwa i tożsamości, kurczowo trzymając się posiadanych rzeczy, „zagnieżdżając się” wśród nich, trzymając się ja i własności – możemy uwolnić modus bycia. „Być” wymaga rezygnacji z egocentryzmu i egoizmu, mówiąc zaś słowami mistyków – wymaga „pustki” i „ubóstwa”. Dla większości ludzi rezygnacja z orientacji na posiadanie okazuje się jednak nazbyt trudna, wszelkie usiłowania w tym kierunku napawają ich lękiem i brakiem poczucia bezpieczeństwa, czują się tak, jakby porzucono ich pośrodku oceanu, nie nauczywszy pierwej pływać. Nie zdają sobie sprawy, że pozbywszy się protezy własności, będą mogli wreszcie wykorzystywać samodzielnie właściwe im zdolności. Uniemożliwia zaś taką operację przekonanie, iż podobnie jak kalecy nie są w stanie poruszać się bez protez, tak pozbawienie ich posiadanych rzeczy zakończyć się musi upadkiem.”

Str.176. „…W społeczeństwie industrialnym władza czasu jest absolutnie nadrzędna. Charakter współczesnej produkcji wymaga, aby każde działanie było dokładnie „określone w czasie” [w oryg.: timed – tłum.], co odnosi się nie tylko do nieskończonej taśmy montażowej, lecz również oznacza, w mniej bezwzględnym sensie, iż większość naszych aktywności poddana jest rygorowi czasu. Ponadto czas jest nie tylko czasem – „czas to pieniądz”. Maszyna musi być maksymalnie wykorzystana i w ten sposób narzuca swój własny rytm pracownikowi.

Za pomocą maszyny czas rządzi nami. Jedynie w czasie wolnym zdajemy się posiadać odrobinę wolnego wyboru. Zazwyczaj jednak organizujemy nasz odpoczynek tak, jak organizujemy nasz czas pracy. Czasami buntujemy się przeciw tyranii czasu, popadając w absolutne lenistwo. Nie czyniąc nic, prócz uchylania wymagań czasu, zatapiamy się w iluzji wolności, podczas gdy w istocie jesteśmy jedynie na przepustce z więzienia czasu.”Za pomocą maszyny czas rządzi nami. Jedynie w czasie wolnym zdajemy się posiadać odrobinę wolnego wyboru. Zazwyczaj jednak organizujemy nasz odpoczynek tak, jak organizujemy nasz czas pracy. Czasami buntujemy się przeciw tyranii czasu, popadając w absolutne lenistwo. Nie czyniąc nic, prócz uchylania wymagań czasu, zatapiamy się w iluzji wolności, podczas gdy w istocie jesteśmy jedynie na przepustce z więzienia czasu.”


Michel De Montaigne, Próby

(Hachette, Warszawa 2009, tom III, przełożył Tadeusz Boy-Żeleński)

montaigneRozdz. XIV, str.145. „…Bogactwo, zarówno jak sława i zdrowie, tyle tylko mają powabu i rozkoszy, ile mu użyczy ten, kto je posiada. Wszystko jest dobre i złe wedle naszego odczuwania. Nie ten, o kim ludzie to mniemają, ale ten, który sam to mniema, jest zadowolony; w tym jednym wiara sama sobie daje istotę i prawdę. Los nie świadczy nam ani złego, ani dobrego; dostarcza jedynie materii i nasienia po temu: te dopiero dusza nasza, potężniejsza od niego, obraca i stosuje, jak jej się podoba: ona, jedyna przyczyna i pani własnego szczęścia lub nieszczęścia. Zewnętrzne wydarzenia pożyczają smaku i koloru od naszego wewnętrznego stanu, tak, jak odzież grzeje nas nie swoim ciepłem, ale naszym, które zdolna jest jeno ochraniać i hodować; kto by nią okrył ciało zimne, zyskałby taką samą usługę dla zimna; w ten sposób przechowuje się śnieg i lód. Jak dla leniwca cierpieniem jest nauka, tak znowuż dla pijaka wstrzemięźliwość od wina; umiarkowanie jest udręką dla żarłoka; ćwiczenia ciała torturą dla gnuśnego i niewieściucha: i tak z innymi rzeczami. Rzeczy nie są tak dotkliwe ani trudne same z siebie; nasza słabość i tchórzostwo uczyniły je takimi. Aby sądzić wielkie i wzniosłe sprawy, trzeba i duszę mieć takąż; inaczej przypisujemy im przywary, które są w nas. Wiosło proste wydaje się krzywe w wodzie; nie tylko idzie o to, aby widzieć, ale jak się widzi.”Str. 315. „…Owo powszechne mniemanie i obyczaj, aby patrzeć gdzie indziej niż w siebie, bardzo są nam zbawienne i pożyteczne. Jest to przedmiot pełen niezadowolenia; widzimy w nim samą nędzę i próżność. Aby nas nie udręczać, natura bardzo sposobnie powiodła działanie naszego wzroku na zewnątrz. Naprzód płyniemy z prądem; ale zwrócić nasz bieg ku sobie to ruch wielce uciążliwy: toć i morze mąci się i kłębi, kiedy wraca w swoje granice. Patrzcie, powiada każdy, na odmiany nieba; patrzcie na ludzi, na sprzeczkę tego, na puls owego, na testament inszego; słowem, patrzcie zawsze wysoko lub nisko, albo na bok, albo przed, albo za siebie. Wielce sprzeczny z obyczajem, zaiste, był ów rozkaz, dany niegdyś przez bóstwo w Delfach: Patrzcie w siebie, poznajcie siebie; dzierżcie się siebie: waszego ducha i waszą wolę, które się trawią gdzie indziej, sprowadźcie do siebie; rozpływacie się, rozpraszacie się; stężcie się, umocnijcie: świat was zdradza, rozprasza was, kradnie was wam samym. Czy nie widzisz, że ten świat ma wszystek wzrok skupiony do wewnątrz i oczy otwarte ku oglądaniu siebie? Wszystko jest próżność dla ciebie, wewnątrz i zewnątrz: ale ta próżność mniej jest próżna, jeśli mniej rozprzestrzeniona. Prócz ciebie, o człowieku, powiedział ów bóg, każda rzecz studiuje przede wszystkim siebie i wedle swych potrzeb określa granice swych prac i pragnień. Nie ma ani jednej tak próżnej i łaknącej jak ty, który ogarniasz wszechświat. Tyś jest badaczem bez wiedzy; sędzią bez władzy; i, ostatecznie, błaznem z szopki.”

Str. 351. „…Prawda i fałsz mają zbliżone do siebie oblicza; podobny krok, obyczaj i zachowanie; oglądamy je tym samym okiem. Uważam, że nie tylko jesteśmy miętcy w tym, by się bronić od omamienia, ale wręcz staramy się o to, aby mu się dać omotać. Radzi jesteśmy oplatać się próżnością, jako stanem zgodnym z własną istotą.

Widziałem narodziny wielu cudów za mego czasu; mimo iż rozwiewają się w nicość przy samym urodzeniu, możemy wszelako przewidywać bieg, jakim by poszły, gdyby były pożyły swój czas. Toć starczy jeno znaleźć koniec nitki, a już odwinie się jej z kłębka ile chcieć. Większa odległość jest od Niczego do najmniejszej rzeczy w świecie niż od tej do największej. Otóż pierwsi, którzy napoili się owym dziwem u samego źródła, skoro zaczną rozsiewać swą historię, czują wnet z zarzutów, z jakimi się spotykają, gdzie mieści się trudność przekonania, i umacniają to miejsce jakowymś fałszywym argumentem. Przez wrodzone ludziom zamiłowanie do umyślnego powtarzania pogłosek, czynimy sobie wszyscy obowiązek sumienia oddać to, czego nam użyczono, nie bez jakowejś lichwy i przydatków własnego chowu. Błąd poszczególny staje się źródłem powszechnego błędu; i znowuż, z kolei, błąd powszechny sprowadza błąd poszczególny. Tak wznosi się cała budowla, kształtując się i umacniając z ręki do ręki; przy czym najodleglejszy świadek lepiej jest świadom niż najbliższy, a ostatni ze świadomych mocniej przekonany niż pierwszy. Jest to naturalny postęp: ktokolwiek wierzy w jakąś rzecz, uważa, iż obowiązkiem chrześcijańskim jest przekonać do niej innych; chcąc tego dokazać, nie lęka się dorzucić z własnego wymysłu tyle, ile uważa za potrzebne dla swej powiastki, aby uprzedzić opór i braki, jakie przypuszcza w pojęciu drugiego.”


Aleksander Krawczuk, Konstantyn Wielki

(Wiedza Powszechna, Warszawa 1985)

Aleksander_KrawczukStr. 134. „…Jest oczywiste, że w religijnej postawie i polityce Konstantyna dokonywała się poczynając od roku 310 ewolucja stopniowa, lecz konsekwentna: poprzez kult Boga Słońca ku filozoficznemu monoteizmowi, który, choć w różnych odmianach, był wtedy panującym poglądem wśród warstw wykształconych. Bardzo pięknym i ciekawym przykładem tej postawy są słowa dopiero co cytowanego retora w ostatniej części jego mowy. Brzmią one jak podniosły hymn modlitewny:

„Ciebie błagamy i prosimy, najwyższy stwórco wszechrzeczy, który tyle masz imion, ile zechciałeś ustanowić różnych języków wśród ludów: nie możemy bowiem wiedzieć, jak sam pragniesz być nazywany;

czy jesteś jakąś siłą i myślą boską, która, rozlana po całym świecie, łączy się z każdym z żywiołów i bez żadnego impulsu z zewnątrz wprawia się w ruch sama przez się;

czy też jesteś mocą umieszczoną ponad wszelkimi niebiosami, która patrzy na swe dzieło z najwyższego zamku natury;

Ciebie, powtarzam, błagamy i prosimy: racz zachować nam tego władcę po wszystkie wieki!”


Joseph Conrad: Murzyn z załogi Narcyza

(Państwowy Instytut Wydawniczy, 1972, przedmowa)

Joseph_ConradStr. 9. „Dzieło, które stara się, choćby najpokorniej, o miano sztuki, winno to uzasadniać pod każdym względem. A samą sztukę można określić jako rzetelną próbę oddania najwyższej sprawiedliwości widzialnemu światu poprzez wydobycie na światło dzienne wielorakiej i jedynej prawdy, kryjącej się w każdej jego postaci. Jest to próba odnalezienia w jego formach, barwach, światłach i cieniach, w postaciach materii i faktach życiowych, tego, co podstawowe, co trwałe i zasadnicze, ich jedynej oświecającej i przekonywającej cechy –samej prawdy istnienia…”

Str. 10. „…artysta odwołuje się do tej cząstki naszego jestestwa, która nie jest zależna od mądrości; do tego w nas, co jest darem, a nie nabytkiem – i dlatego ma większą trwałość. Przemawia do naszej zdolności doświadczania zachwytu i podziwu, do wyczucia tajemnicy otaczającej nasze życie, do naszego poczucia litości, piękna i bólu, do utajonej łączności z całym światem – i do subtelnego, ale niezwyciężonego przeświadczenia o solidarności, która zespala w jedno samotność nieprzeliczonych serc ludzkich, do wspólnoty w marzeniach, radościach, troskach, dążeniach, złudzeniach, nadziei, lęku, która wiąże człowieka z człowiekiem, która łączy całą ludzkość – umarłych z żywymi, a żywych z jeszcze nie narodzonymi.”


Joseph Conrad, Przygoda

(Państwowy Instytut Wydawniczy, 1972)

Str. 363. „…Życie jako całość przedstawia się mojej wyobraźni jako gonitwa z otwartymi ramionami za uskrzydlonym i wspaniałym marzeniem, które wzlatuje nam tuż nad głową i opromienia nasze nadzieje. W tej to prostej wizji, jedynej i trwałej, szukać trzeba treści i prawdy…”

Karol Zbyszewski, Niemcewicz od przodu i tyłu

(Zysk i S-ka, Poznań 2013)

Zbyszewski, Niemcewicz o przodu i tyłuStr. 17.(Przedmowa) „…Skromnie twierdzę, że mam dość wiadomości na napisanie pół tuzina rozpraw doktorskich. Nasłuchałem się ich dużo, wiem, jak powinny wyglądać: meeeee – meeee – muuuu… coś pośredniego między sprostowaniem urzędowym a obwieszczeniem o licytacji. Pedantyczna dokładność, rozwlekłość, oschłość, zagmatwany styl, zupełne lekceważenie ewentualnego czytelnika – oto zasadnicze cechy. W rezultacie najgorliwsza narzeczona zasypia nad dziełem ukochanego doktusia. Piwnice Towarzystwa Naukowego w Pałacu Staszica są wypchane po sufit nietkniętymi nakładami rozpraw doktorskich. Łatwiej namówić profesora uniwersytetu na kupno fujarki niż normalnego człowieka na tezę doktorską. Są to studnie wiedzy, z których nikt nie czerpie.

Jako zawodowy dziennikarz jestem przyzwyczajony pisać dla ludzi – nie dla myszy bibliotecznych. Zabierając się więc do Niemcewicza, postanowiłem napisać pracę doktorską i jednocześnie rzecz, którą by ktoś jeszcze przeczytał oprócz profesora.

Pierwsza część zamierzenia się nie powiodła. Nie będę figurował w książce telefonicznej jako „dr. Zbyszewski” i fryzjer z przeciwka nie będzie mi mówił: „Szanowanie panu doktorowi!”


Święty Augustyn, Wyznania

(Hachette, Warszawa 2008)

Augustyn Simone_Martini_003Księga 11, rozdział XI, str.436. „…Którzy tak mówią, nie pojmują Cię jeszcze, o mądrości Boska, światło umysłów! Nie pojmują jeszcze, jakim sposobem tworzy się to, co przez Ciebie i w Tobie się tworzy, a kuszą się jednak poznawać rzeczy wieczne; lecz serce ich błąka się jeszcze w przeszłych i przyszłych rzeczy ruchach i marnym jest jeszcze. Któż zatrzyma i utrwali to serce, ażeby na chwilę stanęło na miejscu i na chwilę zachwyciło blasku zawsze niezmiennej wieczności, i porównało z czasem zawsze zmiennym, i ujrzało niezmierną pomiędzy nimi różnicę? Ujrzałoby, że długość czasu powstaje z wielu przemijających ruchów, które razem przestrzeni zająć nie mogą, a w wieczności nic nie przemija, lecz wszystko jest teraźniejsze, w czasie zaś nic nie jest teraźniejszym, ale przyszłość spędza przeszłość, a z przeszłości przyszłość wynika; wszelka zaś przeszłość i przyszłość pochodzi i wynika od Tego, który zawsze teraźniejszym jest. Kto zatrzyma serce ludzkie, ażeby stanęło i ujrzało, jak ani przyszła ani przeszła wieczność nadaje ruch i kierunek przyszłym i przeszłym czasom? Czyż ręka moja zdoła je zatrzymać, czyż usta moje marną mową zdołają rzecz tak ważną uskutecznić?”


Marek Aureliusz, Rozmyślania

(Hachette, Warszawa)

800px-Marcus_Aurelius_Glyptothek_MunichKsięga V, 11, str.57. „…Do czego teraz używam swojej duszy? W każdym wypadku takie sobie należy postawić pytanie i badać, co się teraz dzieje w tej cząstce, którą nazywają wolą? I czyją mam też duszę? Czy nie dziecka? Czy nie chłopięcia? Czy nie kobiety? Czy nie tyrana? Czy nie bydlęcia? Czy nie zwierza dzikiego?

Blaise Pascal, Myśli, 

(Przełożył Tadeusz Boy-Żeleński)

800px-Blaise_Pascal_Versailles„…Jesteśmy tak nieszczęśliwi, iż możemy znajdować przyjemność w jakiejś rzeczy jedynie pod warunkiem, że strapimy się, jeśli ta rzecz się nie uda; co mogą sprawić tysiące przyczyn i sprawiają też na każdym kroku. Kto by odkrył tę tajemnicę, aby cieszyć się dobrem, nie martwiąc się przeciwnym mu złem, ten trafiłby w sedno: oto perpetuum mobile.” (II. 181)


Dodaj komentarz