Absolut i przejawienie

Swami Wiwekananda

Najtrudniejsze pytanie, na które trzeba znaleźć odpowiedź, aby pojąć filozofię adwajty, pytanie, które przetrwa i będzie pojawiało się wieczne, brzmi: „Jak to się dzieje, że Nieskończone – Absolut – staje się skończonem?”

(a) Absolut

(b) Czas
Przestrzeń
Przyczynowość

(c) Wszechświat

Zajmę się tym pytaniem; aby zaś móc je rozpatrywać, posłużę się rysunkiem. Oto Absolut (a) i oto wszechświat (c). Absolut stał się wszechświatem. Przez słowo wszechświat rozumiem nie tylko świat materialny, lecz także mentalny, duchowy, nieba i ziemie, i w ogóle wszystko, co istnieje. Absolut stał się wszechświatem przechodząc przez czas, przestrzeń i przyczynowość. Umysł jest nazwą jednej z przemian, ciało nazwą innej i tak dalej; wszystkie te przemiany tworzą nasz wszechświat. Jest to idea centralna adwajty. Czas, przestrzeń i przyczynowość są jak szkło, przez które oglądamy Absolut; widziany od dołu ukazuje się nam jako wszechświat. Przykład ten wskazuje, że w samym Absolucie nie ma ani czasu, ani przestrzeni, ani przyczynowości. Idea czasu tam nie może istnieć, ponieważ tam nie ma ani umysłu, ani myślenia. Idea przestrzeni tam nie może istnieć, ponieważ tam nie ma zmian zewnętrznych. To, co nazywamy ruchem i przyczynowością, nie może istnieć w tym, co jest Jednią. Musimy pojąć i wyryć w swym umyśle, że to, co nazywamy przyczynowością, zaczyna się dopiero po – jeśli wolno tak się wyrazić – zdegenerowaniu Absolutu w fenomen (w zjawiska), a nie przedtem; nasze pragnienia, nasza wola zjawiają się zawsze potem.

Jestem zdania, że Schopenhauer popełnia błąd w swej interpretacji wedanty, ponieważ stara się udowodnić, że wola jest wszystkim i stawia wolę na miejscu Absolutu. Ale Absolutu nie można ukazywać jako woli, ponieważ wola jest zmienna i fenomenalna, związana ze zjawiskami; a wszak poza granicami czasu, przestrzeni i przyczynowości nie ma zmian, nie ma ruchu. Dopiero w ich obrębie zaczyna się ruch zewnętrzny i ruch wewnętrzny, nazywany myślą. Poza tymi granicami nie może istnieć wola, a zatem wola nie może być przyczyną istnienia wszechświata. Spróbujmy rozpatrzyć to zagadnienie w węższym zakresie. Na przykład w naszym ciele wola nie może być przyczyną wszystkich poruszeń. Przesuwam to krzesło; przyczyną tego ruchu jest moja wola, przejawiająca się w ruchu mięśni. Jednakże ta sama siła, która poruszyła krzesło, porusza również ręce, płuca itd., ale już bez udziału woli. Przyjąwszy, że jest to ta sama siła, stwierdzamy, że staje się ona wolą dopiero po przekroczeniu progu świadomości; nazywanie jej wolą, zanim dosięgła sfery świadomości jest błędne. To właśnie jest słabym miejscem filozofii Schopenhauera.

Kamień rzucony w górę spada, a my pytamy „dlaczego”? Pytanie takie jest usprawiedliwione, dopóki przyjmujemy, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Proszę was o przedstawienie sobie tego jasno, ponieważ zawsze, kiedy pytamy dlaczego coś się dzieje, uważamy za oczywiste, że każde zdarzenie ma swe „dlaczego”, czyli musiało być poprzedzone przez coś innego, co podziałało jako przyczyna. Takie poprzedzanie i następstwa tworzą to, co nazywamy prawem przyczynowości, według którego każda rzecz we wszechświecie jest na przemian przyczyną i skutkiem. Każda rzecz jest przyczyną pewnych innych, które po niej nastąpią, sama zaś jest skutkiem innej rzeczy, która ją poprzedziła. Prawo przyczynowości jest niezbędną podstawą całego naszego myślenia.

Jesteśmy przeświadczeni, że każda cząsteczka we wszechświecie pozostaje w związku z każdą inną. Wiele było sporów o to, w jaki sposób pojawiła się ta idea. W Europie niektórzy filozofowie intuicjoniści wierzą, że jest ona nieodłączną cząstką samej natury człowieka; inni wierzą, że jest nabytkiem doświadczenia, ale zagadnienia tego nigdy nie rozstrzygnięto. Zobaczymy nieco dalej, co mówi o tym wedanta; najpierw jednak musimy sobie uświadomić, że przez sam fakt stawiania pytania „dlaczego”, przyjmujemy założenie, iż każda rzecz dokoła nas była poprzedzona przez inne rzeczy i będzie miała w następstwie inne. Jest w tym zawarte jeszcze inne wierzenie: że we wszechświecie nie ma niczego niezależnego, że każda rzecz podlega działaniu na nią innych rzeczy, znajdujących się poza nią. Współzależność jest prawem wszechświata.

Jeżeli jednak zapytamy, co było przyczyną Absolutu, jakże wielki popełniamy błąd! Żeby móc postawić takie pytanie, musielibyśmy przyjąć, że Absolut również zależy od czegoś, że jest on czymś skrępowany; stawiając takie przypuszczenie zniżamy Absolut do poziomu wszechświata. W Absolucie nie ma ani czasu, ani przestrzeni, ani przyczynowości. On jest całkowicie Jednią. To, co istnieje samo przez się, nie może mieć przyczyny. To, co jest wolne, nie może mieć przyczyny, bo utraciłoby wolność i stałoby się zależne. To zaś, w czym jest względność, nie może być wolne. Widzimy więc, że samo pytanie „Dlaczego Nieskończone stało się skończonością?” nie może być postawione, ponieważ zawiera w sobie sprzeczność.

Jeżeli przejdziemy teraz od tych subtelności do zwyczajnej logiki, do zdrowego rozsądku, możemy sobie zdać sprawę z innego punktu widzenia, kiedy będziemy chcieli dowiedzieć się, jak Absolut stał się względnym. Przypuśćmy, że znamy odpowiedź; czy Absolut będzie nadal Absolutem? Stanie się względnym. Co w zwykłym znaczeniu słowa rozumiemy przez poznanie? To tylko, że pewna rzecz została określona, a więc ujęta w granice przez nasz umysł, pewna rzecz, którą znamy; kiedy zaś docieramy poza możliwości umysłu, nie jest to już poznanie. Otóż kiedy Absolut zostaje określony przez umysł, nie jest to już Absolut. Stał się skończonością. Wszystko określane przez umysł staje się skończone. Przeto wyrażenie „poznać Absolut” również zawiera w sobie sprzeczność. Dlatego też na pytanie to nigdy nie znajdywano odpowiedzi; jeżeli dawano odpowiedź, nie było już w niej Absolutu (nie dotyczyła Absolutu); Bóg poznany przestaje być Bogiem, staje się ograniczonym jak jeden z nas. Bóg nie może być poznany, On jest zawsze Niepoznawalny.

Lecz oto adwajta mówi nam, że Bóg jest więcej niż poznawalny. Jest to wielka prawda rzeczywista, którą powinniśmy sobie przyswoić. Nie odchodźcie stąd myśląc, że Bóg jest niepoznawalny w znaczeniu, jakie temu nadają agnostycy. Oto na przykład krzesło; jest ono nam dobrze znane. Lecz jeżeli zwrócimy się ku temu, co jest poza eterem, kwestia, czy istnieją tam ludzie, czy nie – jest niepoznawalna. Otóż w tym znaczeniu Bóg nie jest ani znany, ani niepoznawalny. On jest czymś o wiele wyższym niż znane; w tym znaczeniu On jest nieznany i niepoznawalny. Wyrażenia tego nie można stosować tak, jak określeń dotyczących spraw nieznanych i niepoznawalnych. Bóg jest więcej niż znany. To krzesło znamy, ale Bóg jest nam o wiele bardziej i lepiej znany, ponieważ z konieczności w Nim i przez Niego znamy to krzesło. On jest Świadkiem, wiekuistym Świadkiem wszelkiego poznawania. Wszystko cokolwiek wiemy, dowiadujemy się w Nim i przez Niego. On jest podstawową treścią naszego własnego ja, esencją „ego”; niczego nie możemy wiedzieć inaczej, niż tylko w tym „ja” i przez to „ja”.

Wobec tego wszystko musicie poznawać w Brahmanie i przez Brahmana. Ażeby znać krzesło, musicie je poznać w Bogu i przez Boga. Bóg jest więc nam nieskończenie bliższy, niż krzesło, ale On jest nieskończenie wyżej. Ani znany, ani nieznany, lecz nieskończenie wyżej ponad jedno i drugie. On jest waszą jaźnią. „Któżby żył sekundę, któż oddychałby przez sekundę, gdyby nie napełnił go tchnieniem swym Darzący Szczęśliwością?” Ponieważ my oddychamy w Nim i przez Niego, istniejemy w Nim i przez Niego. Nie jest to tak, żeby On był poza mną i z zewnątrz pobudzał krążenie mej krwi; On jest istotą tego wszystkiego, jest Duszą mej duszy. Nie macie najmniejszej możliwości, żeby powiedzieć, że Go znacie; byłoby to bezczeszczeniem Go. Nie możecie wyjść z samych siebie i dlatego nie możecie Go znać.

Poznawanie jest obiektywizowaniem. Na przykład w pamięci obiektywizujecie wiele rzeczy, rzutujecie je poza siebie. Wszystkie wspomnienia, wszystkie rzeczy widziane i poznane są w moim umyśle. Obrazy, wrażenia wszystkich tych rzeczy są w moim umyśle, toteż kiedy chcę o nich myśleć, muszę najpierw rzutować je z umysłu na zewnątrz, aby móc je poznać.

Nie można tego samego uczynić z Bogiem, ponieważ On jest Najistotniejszą Istotą (Esencją) naszej duszy; nie możemy Go rzutować poza siebie.

Oto jedno z najgłębszych zdań wedanty: – „On jest Esencją twojej duszy, On jest Prawda, On jest JA, On jest TO, o Śwetaketu”. To właśnie należy rozumieć przez słowa „Ty jesteś Bogiem”. Nie można Go opisać w inny sposób. Wszelkie usiłowania nazwania Go różnymi słowami, jak „ojciec, brat, najdroższy przyjaciel” – są próbami obiektywizowania Go, tego zaś nie da się urzeczywistnić, jest to niemożliwością. On jest wiekuistym Podmiotem wszystkiego. Ja sam jestem podmiotem tego krzesła, widzę to krzesło; Bóg jest Wiekuistym Podmiotem mej duszy. Jakże moglibyście rozpatrywać Go jako przedmiot (zobiektywizować Go), Jego, który jest Istotą waszej duszy, Rzeczywistością wszystkiego? Toteż powtórzę to wam jeszcze raz: Bóg nie jest ani poznawalny, ani niepoznawalny, lecz czymś nieskończenie wyższym ponad jedno i drugie. On jest jednią z nami. To zaś, co jest jednią z naszym własnym ja, nie jest ani poznawalne, ani niepoznawalne. Nie możecie znać swego własnego ja, nie możecie postawić je na zewnątrz siebie i uczynić z niego przedmiot badań, ponieważ to przecież wy tym jesteście i nie możecie tego oddzielić od siebie. Mimo to nie jest ono nieznane; czyż bowiem jest coś innego, co znalibyście lepiej niż siebie samych? Jest to w rzeczywistości centrum waszej świadomości. Ściśle w tym samym znaczeniu Bóg nie jest ani poznawalny, ani znany, On jest nieskończenie wyżej niż jedno i drugie, ponieważ On jest naszą Jaźnią Rzeczywistą.

Widzimy więc najpierw, że pytanie: „Co było przyczyną Absolutu?” zawiera w sobie sprzeczność. Po drugie – dowiedzieliśmy się, że według adwajty Bóg jest Jednią i że wobec tego nie możemy Go obiektywizować, ponieważ sami w Nim zawsze żyjemy, w nim zawsze się poruszamy, bez względu na to, czy wiemy o tym, czy nie. Wszystko, co działamy, czynimy zawsze przez Niego.

Teraz nasuwa się pytanie: „Czym są czas, przestrzeń i przyczynowość?” Adwajta znaczy niedwójnia; istnieje jedno, nie dwa. Mamy tu jednakże założenie, że Absolut przejawia się jako mnogość – przez zasłonę czasu, przestrzeni i przyczynowości. Zdaje się więc, że jest tu dwójnia: Absolut i maja (całość czasu, przestrzeni i przyczynowości). Ten pozór dwójni jest bardzo przekonywujący, ale adwajsta odpowiada, że nie może być mowy o dwóch, ponieważ żeby była dwójnia, trzeba by przyjąć istnienie dwóch bytów absolutnych, które nie miałyby przyczyny.

Przede wszystkim nie można utrzymywać, że czas, przestrzeń i przyczynowość istnieją niezależnie. Istnienie czasu jest całkowicie zależne: on zmienia się wraz ze wszystkimi zmianami w naszym umyśle. Niekiedy we śnie zdaje nam się, że przeżywamy wiele lat; w innych wypadkach miesiące mogą przebiec jak sekunda. Czas zależy całkowicie od stanu naszego umysłu. Zdarza się, że sama idea czasu znika zupełnie. Tak samo jest z przestrzenią. Nie możemy wiedzieć wprost, czym jest przestrzeń. Jednakże ona jest, chociaż nie daje się określić i nie może istnieć niezależnie od każdej rzeczy. Tak samo jest z przyczynowością.

Jedyną cechą szczególną czasu, przestrzeni i przyczynowości jest to, że one nie mogą istnieć oddzielnie od innych rzeczy. Spróbujcie wyobrazić sobie przestrzeń abstrakcyjną, bez koloru, bez granic, bez związku z tym, co nas otacza. Nie uda się wam to; musicie ją przedstawić sobie jako odległość między dwiema granicami lub trzema przedmiotami. Przestrzeń musi być związana z jakimś przedmiotem, żeby mogła istnieć. Tak samo jest z czasem; nie można mieć wyobrażenia czasu abstrakcyjnego, lecz musimy przyjąć dwa zdarzenia, poprzedzające i następujące po nim i powiązać je pojęciem czasu. Czas zależy od dwóch zdarzeń, podobnie jak przestrzeń od przedmiotów zewnętrznych. Idea przyczynowości jest nierozdzielnie związana z czasem i przestrzenią.

Pojęcia te mają w sobie to szczególne, że nie istnieją oddzielnie, samodzielnie. One nie istnieją nawet tak, jak krzesło lub ściana. Są jak cienie towarzyszące wszystkim rzeczom, ale nieuchwytne. One nie istnieją realnie, jednakże nie można twierdzić, że nie istnieją w ogóle, ponieważ to przecież przez nie wszystkie rzeczy przejawiają się w swych formach w naszym wszechświecie. Widzimy więc, że ta kombinacja czasu, przestrzeni i przyczynowości jest czymś, co nie ma własnego bytu, ale też nie można powiedzieć, że nie istnieje. Niekiedy ona nawet znika. Weźmy jako przykład fale na oceanie. Fala oczywiście nie różni się od oceanu, wiemy jednak, że jest to fala i nie jest tożsamością z oceanem. Co stanowi różnicę? Nazwa i postać, forma, czyli idea fali w umyśle i jej forma. Czy jednak możemy myśleć o „formie fali” jako o czymś oddzielnym od oceanu? Z pewnością nie. Zawsze będzie to skojarzone z ideą, pojęciem oceanu. Kiedy fala ucisza się, forma znika natychmiast, a jednak forma ta nie była złudzeniem. Dopóki fala płynęła, forma jej była przed nami i musieliśmy ją widzieć. – I to jest maja.

Cały ten wszechświat jest – rzec można – szczególną falą. Absolut jest oceanem, natomiast wy i ja, słońca i gwiazdy – wszystko to są fale. A co stanowi różnice między falami? Jedynie ich formy, a forma to czas, przestrzeń i przyczynowość, te zaś zależą całkowicie od fali. Kiedy fala przemija, one znikają. Kiedy jednostka porzuca maję, maja przestaje dla niej istnieć, a indywiduum staje się wolne. Cała walka zmierza do oswobodzenia się od tego skrępowania czasem, przestrzenią i przyczynowością, które zawsze są przeszkodami na naszej drodze.

Co to jest teoria ewolucji? Jakie są według niej dwa czynniki? Z jednej strony energia potencjalna, dążąca do wyrażenia się w tworzeniu form, z drugiej zaś strony okoliczności przytłaczające ją, środowisko utrudniające przejawianie się jej. Aby pokonywać przeszkody środowiska, energia ta przybiera na się coraz inne, nowe ciała i ponawia ciągle te próby. W walce tej ameba przybiera nowe ciało, pokonuje szereg przeszkód i zdobywa jeszcze inne ciało dla siebie i tak dalej, aż wreszcie dojdzie do postaci człowieka. Jeżeli tę ideę rozwiniecie aż do najdalszej konkluzji logicznej, dojdziecie do wniosku, że musi nadejść moment, w którym owa moc, która zaczęła działać w amebie i przez ewolucję osiągnęła już stan człowieka, pokona wszystkie przeszkody, które może jej stawiać przyroda i wyzwoli się całkowicie z zależności od środowiska. Ideę tę wyraża się w metafizyce w następującym sformułowaniu: W każdym działaniu są dwa składniki, jednym jest podmiot, drugim przedmiot, a jedynym celem życia jest zapanowanie podmiotu nad przedmiotem. Na przykład czuję się nieszczęśliwy, ponieważ ktoś czyni mi wymówki. Walka moja będzie polegała na dojściu do takiej siły i zharmonizowania z otoczeniem, żebym nie odczuwał przykrości, chociażby mnie krytykowano. W ten sposób wszyscy staramy się zwyciężać. Co znaczy dla nas słowo moralność? Zdobywać jako podmiot moc – zmierzając w skali ku Absolutowi, aby przyroda utraciła wszelką władzę nad nami. Wnioskiem ostatecznym naszej filozofii jest myśl, że musi nadejść chwila, kiedy zatriumfujemy nad całym środowiskiem, ponieważ przyroda jest skończona.

Oto nowe zagadnienie, które musimy zrozumieć: „Skąd wiecie, że przyroda jest skończona?” Możemy dowiedzieć się o tym tylko z metafizyki. Przyroda jest Nieskończonością, poddaną ograniczeniom. Wobec tego jest skończona. Toteż musi nadejść moment, kiedy zatriumfujemy nad wszystkimi ograniczeniami. Oczywiście nie możemy przezwyciężyć wszystkiego, co składa się na nasze środowisko przedmiotowe, jest to niemożliwe. Mała rybka chce uciec przed prześladowcami w wodzie, chce wydostać się z tego środowiska naturalnego. Jak to osiąga? Upodobnia się do ptaka ze skrzydełkami po bokach ciała. Rybka nie przekształciła ani wody, ani powietrza; przemiana dokonała się w niej samej. Przemiana jest zawsze subiektywna. W całej ewolucji zwycięstwo nad przyrodą osiągane jest przez przemianę w podmiocie. Zastosujcie to do religii i moralności, a przekonacie się, że zwyciężanie zła następuje przez przemianę w tym, co jest subiektywne.

Cała siła systematu adwajty polega właśnie na odkrywaniu tej subiektywnej strony istoty człowieka. Głupotą jest mówienie o istnieniu zła i słabości, które wszak nie istnieją na zewnątrz, poza człowiekiem. Jeżeli wyrosłem już ponad gniew, nigdy nie wpadnę w gniew. Jeżeli jestem uodporniony na wszelkie przejawy nienawiści, nigdy nie poczuję nienawiści, bo już mnie ona nie dosięgnie.

Aby dojść do takiej postawy, trzeba doskonalić w sobie to, co jest subiektywne. Pozwolę sobie powiedzieć, że jedyna religia zgodna z naukami współczesnymi, nawet polotem swym sięgająca nieco dalej zarówno w dziedzinie fizycznej, jak moralnej, jest to adwajta. Dlatego tak pociąga uczonych nowoczesnych. Stare teorie dualistyczne nie wystarczają im, nie zaspokajają ich potrzeb. Człowiek nie powinien tylko wierzyć, musi zaspokoić intelekt.

W obecnej drugiej połowie XIX stulecia pokutuje przekonanie, że religia, która by nie pochodziła od odziedziczonej, musi być fałszywa. Jest to dziedziczne obciążenie słabością. Musimy zerwać z tymi starymi koncepcjami. Nie twierdzę bynajmniej, że jest tak tylko w tym kraju; jest tak we wszystkich krajach, a nigdzie gorzej niż w mojej ojczyźnie. Tam nigdy nie dopuszczono do rozpowszechnienia adwajty wśród ludu. Na początku pochwyciła to grupka mnichów; ci zabrali to ze sobą do pustelni leśnych i w wyniku wiedzę tę zaczęto nazywać „filozofią leśną”. Dzięki zrządzeniu boskiemu przyszedł Budda, nauczał tego masy ludu i cały naród przyjął to jako buddyzm. Po stuleciach, kiedy ateusze i agnostycy znowu rozbili nasz naród, znaleziono w adwajcie jedyny środek zbawienia Indii przed materializmem. Tak więc adwajta dwa razy wydobyła Indie z materializmu.

Zanim zjawił się Budda, materializm najgorszego gatunku szerzył się w Indiach straszliwie, a nie był to materializm podobny do dzisiejszego. W pewnym znaczeniu i ja sam jestem materialistą, ponieważ wierzę, że istnieje Jedno. Materializm też wymaga wierzenia w Jedno, tylko że on nazywa To materią, a ja Bogiem. Materialista przyjmuje założenie, że z tej materii wyłoniły się wszystkie uczucia, nadzieje, wszelkie religie, po prostu wszystko, co istnieje. Ja zaś mówię, że wszystko to wyłoniło się z Brahmana. Ale materializm w czasach przed Buddą był brutalniejszy i nauczał: „Jedzcie, pijcie, bądźcie szczęśliwi; nie ma ani Boga, ani duszy, ani nieba; religia jest tylko wymysłem zdeprawowanych kapłanów”. Głosił moralność, że należy używać życia dopóki się da: „Ucztujcie, chociaż byście musieli zadłużyć się i nie myślcie o zwróceniu długu”. Był to materializm starożytny, a szerzył się tak, że dotychczas jeszcze nazywany jest „filozofią pospolitaków”. Budda odkrył wedantę, dał ją ludowi i uratował Indie.

W tysiąc lat po jego śmierci zapanował ponownie materializm. Wielkie masy ludu różnych ras przyjęły buddyzm, ale nauki Buddy zostały z czasem spaczone, ponieważ większość ludu pogrążona była w ciemnocie. Buddyzm nie dawał wcale kultu Boga, nie mówił wcale o Mistrzu Wszechświata, toteż masy ludowe stworzyły sobie same kult bogów, demonów, geniuszy i w Indiach buddyzm zwyrodniał w dziwaczną mieszaninę. Materializm ponownie wysunął się na pierwsze miejsce – wśród klas wyższych w formie rozwiązłości, u ludu w formie przesądów.

Wtedy zjawił się Śankaraćarja, który jeszcze raz ożywił filozofię wedanty. Zrobił z niej filozofię racjonalistyczną. W upaniszadach argumentacja bywa mętna. Budda kładł nacisk na stronę moralną tej filozofii, Śankara zaś na stronę rozumową. Opracował, uzgodnił logicznie i dał ludziom wspaniały, zwarty systemat adwajty.

Obecnie w Europie przeważa materializm. Możecie modlić się o zbawienie nowoczesnych sceptyków, ale oni nie poprawią się przez to, pragną zrozumienia. Zbawienie Europy zależy od religii racjonalistycznej, a jedyną religią, mogącą wywrzeć pewien wpływ na narody o postawie intelektualnej, jest adwajta – niedwójnia, Jednia, idea Boga Bezosobowego. Ona zjawia się, kiedy religijność – jak się może zdawać – zanika, triumfuje zaś bezreligijność. I to dlatego ona wzbudza teraz zainteresowanie w Europie i w Ameryce.

Pragnę jeszcze coś dodać w związku z tą filozofią. W starożytnych upaniszadach znajdujemy subtelną poezję; ich autorzy byli poetami. Platon powiedział, że natchnienie spływa na ludzi przez poezję; mówią, że starożytni ryszi, widzący prawdę, dostąpili wzniesienia ponad ludzkość, aby mogli ukazać te prawdy przez poezję. Oni nie wygłaszali kazań, wcale nie filozofowali, nie pisali – muzyka płynęła z ich serc. U Buddy widzimy wielkie serce i bezgraniczne współczucie, czyniące z religii sprawę praktyki, dostępnej każdemu. U Śankaracarji widzimy olbrzymią moc intelektu, rozświetlającą wszystko jasnością rozumowania. Pragniemy obecnie połączyć tę jasność słoneczną intelektu z sercem Buddy, cudownym sercem nieskończonej miłości i współczucia. Takie połączenie da nam filozofię najwyższą. Nauka i religia spotykają się i podają sobie ręce. Poezja i filozofia łączą się przyjaźnie. Będzie to religia przyszłości; jeżeli zdołamy ją ustanowić, możemy być pewni, że posłuży wszystkim ludom po wszystkie czasy.

Jest to jedyna droga do przyjęcia przez naukę nowoczesną, bo nauka już niemal dotarła sama do niej. Skoro uczeni mówią, że wszystkie rzeczy są przejawami jedynej energii, czy nie przypomina to wam Boga upaniszadów? „Jak ogień, chociaż jest jeden, przejawia się pod różnymi postaciami, kiedy rozprzestrzenia się we wszechświecie, tak samo Dusza, która jest Jednym, przejawia Siebie we wszystkich duszach i mimo to jest czymś nieskończenie więcej niż one”. Czyż nie widzicie, ku czemu zmierza wiedza? Naród indyjski zaczynał od badania umysłu, metafizyki i logiki; narody europejskie startowały od badania przyrody zewnętrznej i obecnie dochodzą do tych samych wyników. Widzimy, że na drodze poszukiwań umysłowych dochodzimy wreszcie do Jedni Uniwersalnej, do Duszy Wewnętrznej wszystkich rzeczy, Esencji i Rzeczywistości wszystkich rzeczy, do Wiekuistej Wolności, Wiekuistej Szczęśliwości, Wiekuistego Istnienia. Przez wiedzę o świecie materialnym dochodzimy do tej samej Jedni. Nauka mówi nam obecnie: wszystkie rzeczy są przejawami jednej energii, która jest sumą ogólną wszystkiego, co istnieje. Ludzkość zmierza ku wolności, a nie ku niewolnictwu. Dlaczego ludzie powinni być moralni? Ponieważ przez moralność wiedzie droga ku wolności, a niemoralność wtrąca w niewolę.

Inną cechą szczególną adwajty jest to, że od samego początku nie burzyła niczego. Chwałą tej filozofii jest, że miała odwagę głosić: „Nie podważajcie niczyjej wiary, nawet wiary ludzi pogrążonych w ciemnocie i przywiązanych do najniższych form kultu”. Uczy ona: „Nie wprowadzajcie zamieszania, lecz pomagajcie każdemu do osiągnięcia wyższego stopnia; szanujcie całą ludzkość”. Filozofia ta mówi o Bogu jako całości wszystkiego i pełni. Jeżeli poszukujecie religii uniwersalnej, nadającej się dla wszystkich, wiedzcie, że taka religia nie powinna być prostą wypadkową różnych wiar, musi stanowić zupełną całość, musi objąć wszystkie stopnie rozwoju religijnego.

Idea taka nie występuje jasno w żadnym innym systemacie religijnym. Każda ze wszystkich innych jest zawsze cząstką całości. Walczą one ze sobą, bo każda chce stać się tą całością. Partia też nie inny ma cel.

Adwajta od samego początku nie żywiła wcale wrogości ani niechęci do przeróżnych sekt, istniejących wówczas w Indiach. Dualiści istnieją i dzisiaj, a w moim kraju jest ich o wiele więcej, ponieważ dualizm łatwiej przyciąga umysły mniej rozwinięte. Objaśnia on wszechświat bardziej prosto, jest przystępny i wygodny dla kierujących się pospolitym rozsądkiem. Lecz adwajta nie szuka zwady z tymi dualistami. Jeden myśli, że Bóg jest na zewnątrz poza wszechświatem, gdzieś w niebie; drugi mówi, że On jest jego duszą i że byłoby bluźnierstwem wyobrażać Go sobie jako cos najbardziej odległego. Wszelka myśl o oddzielności byłaby straszliwa. On jest najbliższy z bliskich. W żadnej mowie ludzkiej nie ma słowa na wyrażenie tej bliskości, poza słowem Jednia. Żadna inna idea nie zadowoli adwajtysty, dualista zaś jest przerażony ujmowaniem sprawy w filozofii adwajty i osądza to jako bluźnierstwo. Jednakże adwajtysta wie, że te inne idee muszą istnieć, toteż nie staje w opozycji przeciw dualistom, którzy są również na dobrej drodze. Dualiści muszą widzieć mnogość; jest to konieczność z ich punktu widzenia. Nie przeszkadzajmy im w tym.

Adwajtysta wie, że dualista – bez względu na to, jakie stwarza teorie – zmierza ku temu samemu, co i on. Różni się tym od dualisty, którego własna wizja rzeczywistości zmusza do myślenia, że wszystkie inne opinie są fałszywe. Dualiści na całym świecie wierzą oczywiście w Boga Osobowego, najzupełniej człekopodobnego, który – podobnie wielkim potentatom świata – bywa zadowolony z jednych i niezadowolony z innych. Bóg taki sprzyja arbitralnie pewnym rasom lub narodom i obdarza je swymi dobrodziejstwami. Dualista dochodzi do wniosku, że Bóg ma ulubieńców i sam ma nadzieję stania się jednym z nich. Niemal w każdej religii znajdziecie takie myśli: „Jesteśmy wybranymi ulubieńcami Boga; tylko wierząc tak jak my wierzymy, możecie znaleźć się w stanie łaski w Jego oczach”. Są dualiści o tak ciasnym umyśle, iż wierzą, że zbawieni mogą być tylko z góry przeznaczeni na to z łaski Boga, inni zaś, chociażby najbardziej się starali, nigdy nie będą wybrańcami. Pokażcie mi, wzywam was, religię dualistyczną, która by nie zawierała – mniej czy więcej – podobnego ekskluzywizmu! Toteż naturalnym biegiem rzeczy religie dualistyczne skazane są na spory i zwalczanie się wzajemne. A czyniły to zawsze. Dualiści zdobywają sobie tłumy, ponieważ wygrywają na próżności ludzi bez wykształcenia, rozkoszujących się poczuciem korzystania z przywilejów wyłączności.

Dualista wyobraża sobie, że nie można być moralnym, jeżeli nie ma się nad sobą Boga, który z rózgą w ręce gotów jest nas karać. Masy nie nawykłe do myślenia są w większości dualistyczne; biedacy ci są od tysięcy lat nękani lękiem we wszystkich krajach; ich ideą zbawienia jest marzenie o wyzwoleniu się ze strachu przed mękami. Pewien pastor w Ameryce zapytał mnie: – „Co? Nie macie diabła w swej religii? Jakże to jest możliwe?” Wbrew takim ciasnym poglądom stwierdzamy, że najlepsi i najwięksi ludzie, jacy byli na świecie, działali ożywiani szlachetną ideą bezosobowości.

Człowiek, przez którego moc zstąpiła na miliony ludzi, rzekł: „Ja i Ojciec mój jesteśmy Jedno”. Przez tysiące lat moc jego tworzyła dobro. Wiemy, że ten sam człowiek – wobec tego, że był niedualistą – współczuł z innymi. Masom, które nie mogły pojąć niczego wyższego ponad Boga Osobowego, mówił: „Proście Ojca waszego, który jest w niebie”. Innym, zdolnym pojąć idee nieco wyższe, mówił: „Jestem łozą winorośli, a wy jej pędami”. Ale uczniom ujawniał się bardziej otwarcie i nauczał ich prawdy najwyższej: „Ja i Ojciec mój jesteśmy Jedno”.

Wielki Budda nigdy nie skłaniał się ku bogom dualistycznym, nazywany był ateuszem i materialistą, a przecież gotów był oddać swe ciało dla ratowania jednej nieszczęsnej kozy. Ten Człowiek wyzwolił i pobudził do działania w ludziach najwyższe ze wszystkich idee moralne, jakie przyjąć zdoła którykolwiek naród. Gdzie tylko istnieje kodeks moralny, jest to zawsze promień światłości roznieconej przez tego Człowieka.

Nie możemy ścieśnić i uwięzić w wąskich zaułkach wielkich serc ogarniających świat cały. Nie jest to już możliwe, zwłaszcza w obecnej epoce dziejów ludzkości, w chwili, kiedy osiągnęliśmy stopień rozwoju intelektualnego nie do wyobrażenia przed stuleciem, w momencie takiego wzniesienia się fali wiedzy, jakiego nikt nie przeczuwał nawet pół wieku temu. Próby stłoczenia i zgniecenia ludzi w ciasnych zaułkach doprowadzają do upodlenia ich, do przemiany mas w stada bezmyślnych zwierząt. Zabija się przez to ich życie moralne. Potrzebne jest nam obecnie połączenie największych serc i najwyższej inteligencji, bezgranicznej miłości i wiedzy nieskończonej.

Wedantysta nie nazywa Boga innymi słowami poza tymi trzema: „On jest Istnieniem nieskończonym, Świadomością nieskończoną, Szczęśliwością nieskończoną”. I wedantysta uznaje, że te trzy są w całości Jednym. Byt bez samowiedzy i bez miłości nie może istnieć; mądrość poznania nie może istnieć bez miłości, ani miłość bez wiedzy. Pragniemy zharmonizowania Bytu, Mądrości i Szczęśliwości Nieskończonych. Jest to naszym celem. Pragniemy zharmonizowania, a nie rozwoju bez równowagi. Możliwe jest połączenie mądrości intelektu Śankaraćarji z sercem Buddy. Spodziewam się, że wszyscy będziemy dążyli do osiągnięcia tego błogosławionego zjednoczenia.

Dodaj komentarz