Swami Wiwekananda – Radźa-joga
Przekład z wydania francuskiego z r. 1937 – z przekładu Jean Herberta („Raja-Joga” str.129) – dokonany przez Tadeusza Głodowskiego.
Przed przystąpieniem do rozpatrywania Aforyzmów o Jodze chcę omówić ważne zagadnienie, będące dla joginów podstawą wszelkich teorii religii.
Wszystkie wielkie umysły skłaniają się do przyjęcia tezy, a nauki ścisłe bliskie są jej udowodnienia, że jesteśmy wytworem przejawień stanu absolutnego, poprzedzającego obecny stan względności oraz że zmierzamy drogą wiodącą do tego absolutu. Po przyjęciu tej tezy jako założenia, powstaje pytanie, co jest wyższe: stan absolutu, czy nasz stan obecny?
Nie brak jest ludzi uważających, że stan przejawienia jest dla człowieka stanem najwyższym. Wybitni myśliciele są zdania, że jesteśmy przejawieniem bytu niezróżnicowanego i że stan zróżnicowania jest stanem wyższym ponad stan Absolutu. Ci wyobrażają sobie Absolut jako nie mogący posiadać jakichkolwiek cech, z konieczności niewrażliwy, bezwładny i bez życia; to nasze życie uważają za jedyne, którym można żyć i którego z tej racji należy się kurczowo i rozpaczliwie trzymać.
Powinniśmy najpierw poznać inne rozwiązania zagadnienia życia. Jest pradawne twierdzenie, że człowiek po śmierci pozostaje taki sam, a wszystkie jego cechy, odciążone z wad, trwają niezmiennie – na zawsze. Pogląd ten w przekładzie na terminologię logiki równa się twierdzeniu, że celem człowieka jest świat; ten zaś świat wywyższony w pewnym stopniu, oczyszczony z wszelkiego zła, da stan nazywany rajem niebieskim. Teoria taka jest najoczywiściej absurdalna i dziecinna, ponieważ stan taki nie może istnieć. Nie mogłoby w nim istnieć dobro bez zła, ani zło bez dobra. Życie w świecie, gdzie wszystko jest dobre, a nic nie jest złe, jest to – jak mówią logicy sanskryccy – „mrzonka zawieszona w powietrzu”.
Według innej teorii, głoszonej przez niektóre szkoły nowoczesne (w końcu XIX stulecia), przeznaczeniem człowieka jest ciągłe doskonalenie się, ciągłe zmaganie na drodze do celu nigdy nieosiągalnego. Takie ujęcie zagadnienia, na pozór bardzo dobre, jest również absurdalne, ponieważ ruch po linii prostej jest czymś nie istniejącym. Wszelki ruch jest ruchem po obwodzie. Gdybyście mogli rzucić kamień w przestrzeń, nadać mu wielką szybkość, a potem żyć dość długo, żeby doczekać się jego powrotu; kamień ten, jeżeli nie zderzyłby się z przeszkodami, powróciłby dokładnie do waszych rąk. Linia prosta, przedłużona w nieskończoność, musi swym torem zakreślić obwód zamknięty. Zgodnie z tym idea, że przeznaczeniem człowieka jest posuwanie się wciąż naprzód, bez zatrzymywania, jest absurdalna.
Pozwólcie, że przytoczę tu obserwację z dziedziny fizyki, mianowicie, iż prąd elektryczny przebiega obwód zamknięty – powraca do swego źródła. Ułatwia to – przez analogię – wyjaśnienie, dlaczego powinniśmy miłować, a nie nienawidzić; dokładnie to samo dzieje się z ładunkami nienawiści i miłości, one muszą powrócić do źródła.
Nie wzbudzajcie w sobie nienawiści do nikogo, strzała jej, wypuszczona z cięciwy waszego gniewu, musi powracając ugodzić w was samych! Kiedy kochacie, uczucie to również – kończąc swój obieg – powróci do was. Jest to pewne jak najbardziej, że każdy najsłabszy ładunek nienawiści, wysyłany z serca człowieka, powróci do niego bez utraty swej mocy i nic go nie powstrzyma. Tak samo każde uczucie powraca do swego twórcy.
Inne jeszcze racje natury praktycznej, przemawiają za tym, że teorii wiecznego postępu nie uda się obronić.
Zniszczenie jest końcem wszystkiego ziemskiego. Ku czemu w ostateczności zmierzają wszystkie nasze walki, nadzieje, lęki i radości? Wszystkich nas czeka śmierć, nie ma nad to niczego pewniejszego. Można tylko dojść do pewnego miejsca i powrócić do środka, skąd się wyszło.
Słońce, księżyc, gwiazdy zrodziły się z tworów mgławicowych i rozpadną się, rozproszą i powrócą do stanu pierwotnego. Wszędzie stwierdzamy taki sam przebieg zjawisk. Roślina czerpie z Ziemi cząstki na budowę swego ciała, potem rozpada się i zwraca Ziemi, co pożyczyła. Wszystko, co ma postać na naszym świecie, składa się z atomów swego środowiska i powraca do stanu zatomizowania. Nie jest możliwe, żeby to prawo działało odmiennie w różnych dziedzinach; prawo działa jednako; nic nie jest pewniejsze.
Jeżeli takie jest prawo natury, musi stosować się i do myśli. Myśl musi rozpaść się i powrócić do stanu początkowego.
Czy chcemy, czy nie chcemy, musimy powrócić do swego początku, który nazywany jest Bogiem albo Absolutem. Wszyscy pochodzimy z Niego i musimy do Niego powrócić, niezależnie od nadawania Mu nazwy: Bóg, Absolut czy Natura. Jest to faktem.
Cały nasz wszechświat wyłonił się z Niego,
wszystko narodzone żyje w Nim
i wszystko powraca do Niego.
Jest to jedyny fakt pewny. Natura działa według planu jednakowego, jednolitego; wytworzone w jednej sferze, powtarza się w milionach sfer. Co obserwujemy w życiu planet, to dzieje się z naszą Ziemią, z człowiekiem i ze wszystkimi rzeczami. Olbrzymia potężna fala jest zbiorowiskiem małych fal, być może milionów falowań; życie świata jest całością miliardów maleńkich iskierek życia; śmierć całego świata jest sumą zgonów tej chmary maleńkich istnień.
Staje przed nami pytanie, czy ów powrót do Boga stanowi stan wyższy, czy też nie? Filozofowie szkoły jogi odpowiadają kategorycznie – Tak! Twierdzą, że stan obecny człowieka jest wynikiem degeneracji; nie ma na ziemi ani jednej religii, która by uznawała człowieka za wytwór doskonalenia. Twierdzą, że człowiek był początkowo istotą czystą i doskonałą, potem zwyrodniał, i to aż tak, że dalej już nie może zwyrodnieć – musi nadejść czas, kiedy podejmie drogę wyzwalania się, aby zakończyć swój obieg; obwód musi się zamknąć.
Chociażby najniżej człowiek upadł, musi zakończyć swe istnienie przez wznoszenie się i powrót do swego źródła pierwotnego, którym jest Bóg. Na początku człowiek wyłonił się z Boga, pośrodku swej drogi jest człowiekiem, na końcu powraca do Boga. W taki sposób dualiści określają ewolucję. Moniści wyrażając to samo mówią, że człowiek jest Bogiem i powraca do Niego.
Jeżeli nasz stan obecny jest wyższy, czemu się kończy? I po cóż w takim razie tyle potworności, tyle cierpień? To, co jest poddane zepsuciu i zwyrodnieniu, nie może być stanem wyższym. Po cóż nasz stan był tak mało pociągający, tak sataniczny?
Jedynym usprawiedliwieniem jest, że stan ten doprowadza nas do poszukiwania szlachetniejszego, wyższego życia i wejścia na drogę ku niemu; musimy przebyć stan obecny, aby się potem odrodzić, zregenerować. Każda dusza musi przejść przez stan rozpadu, ażeby dojść do boskości. Wynika z tego, że im prędzej wydostaniemy się z formy człowieczej, tym lepiej dla nas. Czyżby więc samobójstwo pomogło nam w tym? – W żadnym razie! Pogorszyłoby tylko sytuację. Ani torturowanie siebie, ani przeklinanie świata nie przybliży nas wcale ku chwili wyzwolenia. Musimy najpierw przebyć mętne moczary rozpaczy; im wcześniej, tym lepiej. Trzeba ciągle przypominać sobie, że przebywanie w ciele ludzkim nie jest wcale stanem najwyższym bytu.
Najtrudniej zaprawdę jest zrozumieć, że Absolut – nazywany przecież stanem najwyższym – nie jest, jak niektórzy podejrzewają, stanem zoofitu[10] lub kamienia. Ci, którzy żywią taką obawę, dopuszczają możliwość istnienia tylko dwóch stanów bytu – kamienia i myśli. Ale co ich uprawnia do ograniczania bytu do tych dwóch stanów? Czyż nie ma czegoś nieskończenie wyższego niż myśl?
Nie widzimy fal świetlnych o bardzo niskiej częstotliwości; przy częstotliwości nieco wyższej stają się dla nas światłem; kiedy częstotliwość ich zwiększy się, przestajemy je widzieć i będą dla nas ciemnością. Czy ciemność w pierwszym przypadku jest tym samym, co i ciemność w drugim? Oczywiście nie, fale te są biegunowo odległe.
Czy brak myślenia w kamieniu jest identyczny z nieobecnością myśli w Bogu? Oczywiście nie. Bóg nie myśli, nie rozumuje. Po cóż miałby to czynić? Czyż jest coś nieznanego Bogu, o czym musiałby rozmyślać? Kamień nie może myśleć, Bóg nie rozumuje – oto różnica.
Niektórzy filozofowie sądzą, że byłoby rzeczą straszliwą wyjść poza myślenie; nie znajdują niczego poza nim.
Są stany istnienia o wiele wyższe ponad stan rozumowania. Zaprawdę, z tamtej strony intelektu znajduje się pierwszy stopień życia religijnego. Kiedy wydostajecie się poza myśl, intelekt i rozumowanie, stawiacie pierwszy krok na ścieżce ku Bogu i to jest początek życia. To, co pospolicie nazywane jest życiem, jest to zaledwie stan embrionalny.
Z kolei zjawia się pytanie: Jaki możemy znaleźć dowód, że stan z tamtej strony rozumowania i myśli jest najwyższy ze wszystkich stanów? Po pierwsze – wszyscy wielcy ludzie świata, o wiele wyżsi ponad tych, którzy poprzestają na słowach, ludzie, którzy wstrząsnęli światem, którym nigdy nie przyświecał żaden cel egoistyczny, zapewniają nas, że to życie jest tylko krótkim etapem na drodze nieskończoności, która jest poza tym wszystkim. Po drugie – ci ludzie nie tylko mówią nam o tym, lecz także wskazują drogę każdemu z nas; wyjaśniają swe metody, żebyśmy mogli pójść ich śladem. Po trzecie – nie ma innego sposobu, nie ma innego wytłumaczenia.
Jeżeli przyjęlibyśmy, że nie ma stanu wyższego, po cóż krążymy nieustannie w kołowrocie życia; jak można objaśnić zjawisko istnienia świata? Jeżeli nie możemy posunąć się dalej, jeżeli nie możemy oczekiwać niczego więcej, ten świat dostępny zmysłom powinien stanowić granice naszego poznania. Takie stanowisko nazywa się agnostycyzmem. Ale z jakiej racji mamy przyjmować na wiarę świadectwo zmysłów? Prawdziwym agnostykiem byłby – według mnie – człowiek, który by zastygł w bezruchu i tak zmarł.
Jeżeli rozum jest wszystkim we wszystkim, nie pozostaje nam już nic poza nihilizmem. Lecz jeżeli kto zajmuje stanowisko agnostycyzmu wobec wszystkiego z wyjątkiem pieniędzy, sławy i stanowiska, jest po prostu oszustem.
Kant udowodnił niezbicie, że nie możemy przedostać się poza olbrzymi, potężny i nieprzenikliwy mur, nazywany rozumem. Ale to jest właśnie idea, od której odbija się, jak od punktu startu, myśl hinduska.
Ta myśl ośmiela się poszukiwać – i udaje się jej znaleźć – coś wyższego ponad rozum, jedyne, mogące nam wyjaśnić stan obecny.
Tyś jest naszym Ojcem, który powiedzie nas na drugi brzeg oceanu niewiedzy.
Tym i niczym innym jest wiedza, którą daje religia.
[10] Zwierzę z cechami nadającymi mu wygląd rośliny (przup.red.).