Grzech

Tadeusz Głodowski

Spotkało się kilka osób z różnych wyznań. W toku rozmowy wspomniano o różnym stopniowaniu ciężkości grzechu. Adwentysta powiedział – z pewnym wahaniem, dobierając ostrożnie słów, aby trafić nimi do słuchaczy – że w obliczu Boga każdy grzech, nawet według naszej oceny najmniejszy, jest ciężki. Podnieciło to duchownego jednego z wielkich liczebnie wyznań chrześcijańskich; zaoponował stanowczo, twierdząc, że jest to nie do przyjęcia, bo wszak co innego zbrodnie ludobójców, a co innego drobne uchybienia szarego człowieka przeciw moralności.

Wywiązała się z tego dyskusja, nie – raczej pojedynek słowny, w którym duchowny „większościowy” tryumfował dając co raz to inne argumenty w obronie znanej skali grzechów, od minimalnego powszedniego poprzez ciężkie aż do śmiertelnych. Przemawiał z niezachwianą pewnością, usiłował przy tym zachować powściągliwość, lecz – pomimo starań – spojrzenie jego, ton mowy i całe zachowanie wyrażało niemal naganę.

Ale tryumf był tylko jego złudzeniem osobistym, natknął się bowiem na coś, czego nie chciał, a może i nie mógł w ogóle rozważyć, toteż właściwie nie dyskutował, tylko przekonywał, że nie ma i nie może być innego stanowiska poza tym, które reprezentuje. Adwentysta zaczął również argumentować, lecz rychło powstrzymał się, zmienił ton na bardzo cichy i łagodny, a w treści słów ograniczył się do twierdzenia, że wszystkie grzechy pochodzą z pychy. Przeciwnik jego zgodził się co do pychy jako źródła grzechów, ale pozostał przy swej utylitarnej skali stopniowania. Spór, jak zwykle, nie dał wyników, bo przecież żadna ze stron nie mogła ustąpić. Obecni ludzie różnych wyznań nie wtrącali się, zachowując milczenie. Znaleźli też zaraz inny temat do rozładowania nastroju dysharmonii.

Rozważaliśmy to potem w gronie przyjaciół:

– Postawą wyzbytą pychy zwyciężył adwentysta – powiedziała zdecydowanie jedna z obecnych pań na tamtym spotkaniu – jego oponent jakoś nie spostrzegł niemego wyrzutu, że to pycha skłania go do szermierki tonem niemal karcącym. Według mnie przeciwnik adwentysty nie podjął rękawicy pokory i zadawał ciosy taką bronią, która wcale nie dosięga podstaw zwalczanego twierdzenia.

– Tak zdarzyło się w tym starciu. Uczuciowo można – w tym wypadku – sympatyzować z adwentystą, ale czy należy przyznać rację jego twierdzeniu?

Rozważyliśmy to wspólnie i do takiego doszliśmy wniosku. Obaj teolodzy, bo tak trzeba ich nazwać, mają rację. Racja teologa „większościowego” jest oparta na zasadzie korzyści społecznej; jest w jej założeniu ukryte przypuszczenie, że Bóg mierzy czyny ludzkie miarą sprawiedliwości społecznej. Racja adwentysty jest już jakby ponadludzka; jego Bóg wymaga o wiele więcej od człowieka i nawet czyn obojętny społecznie uznaje za skazę duszy.

Jest jednak trzecie stanowisko – nieteologiczne, według którego grzechem jest wszystko, co zatrzymuje człowieka w rozwoju duchowym. Stanowisko to nie potrzebuje powoływania się na nakazy i zakazy Istoty Najwyższej. Skala ciężkości grzechów na pozór nie istnieje, ale każdy grzech ma swój ciężar gatunkowy, jednak nie uniwersalnie lecz tylko w związku z człowiekiem, który go popełnia. Weźmy jako przykład jadanie mięsa zwierząt. Dla jaskiniowca-ludożercy jadanie tylko mięsa zwierzyny z powstrzymaniem się od zjadania ludzi będzie oznaczało pewien postęp rozwojowy, natomiast dla prawowiernego buddysty, uznającego za bliźnich również zwierzęta, byłoby ciężkim grzechem zjedzenie kotleta. Byłoby to nie „obrażanie” Boga osobowego, którego buddysta bynajmniej nie czci w postaci znanej chrześcijaństwu, lecz naruszenie Prawa kosmicznego przez cofnięcie swej własnej osoby z osiągniętego już poziomu rozwoju duchowego na niższy.

Ten sam czyn może mieć bardzo odmienne skutki w życiu poszczególnych ludzi. Świadomość własnej wartości potrzebna jest niewolnikowi, żeby zdobył odwagę walczenia o godność człowieka dla siebie i swych bliskich. Ta sama świadomość przeradza się w wysubtelniony egoizm, który może zaważyć nawet na szczerości prac naukowych. Na wyższym poziomie i na najwyższych zaciąży niszcząco najlżejsze poczucie własnej szlachetniejszej odrębności.

Jak balast działa odwrotnie proporcjonalnie do masy ciała, z którym jest związany, podobnie grzech działa odwrotnie proporcjonalnie do masy egoizmu. Pudełko zapałek nie obciąży dodatkowo wyczuwalnie okrętu, ale może ściągnąć na ziemię spod nieba lekki balon. Zadowolenie z własnych osiągnięć wydźwignie człowieka poniżanego, ale to samo uczucie zatrzyma w rozwoju duchowym świętego.

Dodaj komentarz