Pomagając innym pomagamy sobie

Swami Wiwekananda

Zanim zajmiemy się dalszym dociekaniem, w jaki sposób wierne spełnianie obowiązków pomaga nam w rozwoju duchowym, chcę wam pokrótce objaśnić inną stronę tego, co w Indiach nazywamy karmą. Każda religia (zorganizowana w wyznanie) składa się z trzech części: filozofii, mitologii i obrzędów. Filozofia jest oczywiście esencją każdej religii. Mitologia objaśnia i uprzystępnia religię przez życiorysy mniej lub bardziej legendarne wielkich ludzi, posługuje się w tym celu baśniami i opowieściami cudownymi. Obrzędy dają filozofii formę jeszcze bardziej uchwytną, którą każdy dostrzega. Zatem rytuały są filozofią sprowadzoną do konkretu.

Rytuały to karma. One są potrzebne w każdej religii, ponieważ większość spośród nas nie może zrozumieć abstrakcji z dziedziny duchowości, dopóki nie posunie się dość daleko na ścieżce życia duchowego. Można sobie wyobrażać, że łatwe jest rozumienie wszystkiego, kiedy jednak w praktyce mamy pojąć nową dla nas ideę abstrakcyjną, przekonujemy się, że jest to bardzo trudne. Toteż symbole są wielką pomocą i w ogóle nie moglibyśmy obejść się bez posługiwania się symbolami przy wyobrażaniu sobie rzeczy. Od czasów niepamiętnych religie korzystały z symboli. Słowa są symbolami myśli, a myślimy też symbolami. Z drugiej strony każda rzecz we wszechświecie może być uważana za symbol. Jest nim też cały wszechświat, a Bóg jest to byt (esencja), ukryty pod tym symbolem. Ten rodzaj symboliki nie jest wyłącznie dziełem człowieka, nie utworzyli jej adepci pewnej religii, zgromadzeni w celu uzgodnienia symboli, których pomysły zaczerpnęliby z własnej wyobraźni. Symbole religijne powstawały i rozwijały się w sposób najzupełniej naturalny. Gdyby tak nie było, czym objaśnić fakt, że niektóre symbole odpowiadają jednakowym ideom w umysłach wszystkich ludzi na świecie?

Niektóre symbole są przyjęte powszechnie. Wielu spośród was zapewne przypuszcza, że symbol krzyża zjawił się dopiero w chrześcijaństwie, ale w rzeczywistości znany był wcześniej nim narodził się Mojżesz, nim pisano Wedy, dawniej niż sięgają w przeszłość pomniki twórczości ludzkiej. Stwierdzono, że krzyż był u Azteków i u Fenicjan. Znały ten symbol wszystkie rasy. Tak samo symbol ukrzyżowanego zbawiciela, człowieka umęczonego na krzyżu był znany prawdopodobnie wszystkim ludom.

Koło było również wielkim symbolem na całym świecie. Najpowszechniejszym ze wszystkich symboli jest swastyka. Przez jakiś czas przypuszczano, że buddyści rozpowszechnili ją po całym świecie, następnie jednak odkryto, że swastyka była znana różnym ludom[1] na długo przed buddyzmem, np. w starożytnym Babilonie.

Czego to dowodzi? Że symbole nie są znakami umownymi. Muszą mieć jakąś rację bytu, musi tu zachodzić pewien związek między znakiem i umysłem ludzkim. Mowa nie powstaje w wyniku umowy; nie stworzyła jej grupa osób porozumiewających się w celu ustalenia związku między pojęciami i słowami; nie było nigdy idei, pojęcia, bez odpowiadającego mu dźwięku mowy ani słowa bez odpowiadającego mu stanu psychiki. Idee i słowa są z natury swej nierozdzielne. Symbole reprezentujące idee mogą być dźwiękowe lub wzrokowe (optyczne). Głuchoniemi muszą myśleć symbolami niezwiązanymi z dźwiękami. Każda myśl powstająca w umyśle ma jako swój odpowiednik formę; w sanskrycie nazywa się to nāma-rūpa – imię i forma.

Nie jest możliwe wynalezienie umownego systemu symboli i stworzenie (sztucznie) języka. Symboliczne obrzędy wyrażają myśli religijne ludzkości. Łatwo jest mówić, że obrzędy, świątynie i wszystko związane z nimi jest pozbawione wartości, a w naszych czasach nawet dzieci to mówią. Ale każdy chyba przyzna, że modlący się w świątyniach różnią się pod wieloma względami od nieuznających takiej potrzeby czci i kultu. Związek pewnych stylów świątyń, określonych rytuałów i innych form zewnętrznych z poszczególnymi religiami wywołuje w umysłach wyznawców tych religii myśli, co te formy ustalone reprezentują symbolicznie; nie byłoby więc słuszne lekceważenie obrzędów i symbolizmu. Studiowanie praktycznego stosowania tych składników wchodzi również w zakres karma-jogi.

Ta wiedza o działaniu może być poznawana z wielu innych jeszcze stron. Jedną z nich jest poznawanie związku słowa z treścią idei wyrażanej słowem i na poznawaniu mocy słowa. Wszystkie religie uznają moc słowa, niektóre z nich aż do tego stopnia, iż przyjmują, że dzieło stworzenia dokonało się przez słowo. Przejawem zewnętrznym myśli Bożej jest słowo, wobec tego więc, że Bóg myślał i powziął akt woli przed stworzeniem, dzieło stworzenia wyłoniło się ze słowa. W pośpiechu i zamęcie życia nerwy nasze brutalnieją i tracą wrażliwość. W miarę starzenia się coraz więcej jesteśmy potrącani i spychani na bok, stajemy się przez to mniej wrażliwi, aż możemy przestać orientować się, co się dookoła nas dzieje.

Ale natura ludzka działa według swych praw i niekiedy zmusza nas do przyjrzenia się zdarzeniom bieżącym i zdziwienia się ich niezwykłością; takie zastanawianie się i zadawanie sobie pytań jest pierwszym krokiem ku światłości. Za wartością najwyższą słowa w dziedzinach filozoficznej i religijnej przemawia fakt sprawdzalny, że symbole dźwiękowe są używane nieustannie w dramacie życia ludzkiego. Mówię do was bez dotykania was; fale dźwiękowe wzbudzane przeze mnie działają na wasze nerwy słuchowe, przesyłają symbole, które wywołują zamierzony skutek w waszym umyśle. Nie możecie się temu oprzeć.

Czy jest coś cudowniejszego? Ktoś wymyśla sąsiadowi, ten zaciska pięści i uderza; wywołała to moc słowa. Nieszczęśliwa kobieta płacze, przychodzi inna, pociesza ją kilku słowami współczucia i na twarzy tamtej wykwita uśmiech. Pomyślcie o potędze słów; ich moc jest wielka zarówno w najwyższej filozofii, jak i w życiu powszednim. We dnie i w nocy korzystamy z tej mocy bez zdawania sobie sprawy. Poznanie tej mocy i nauczenie się władania nią jest również częścią karma-jogi.

Naszym obowiązkiem względem bliźniego jest pomaganie mu w czynieniu dobra na pożytek wszystkich. Dlaczego powinniśmy tak postępować? Na pozór po to, żeby pomagać wszystkim, w rzeczywistości zaś, żeby pomagać sobie. Powinniśmy wciąż starać się wyświadczać usługi innym; powinno to być najszlachetniejszą pobudką naszego postępowania; jeżeli jednak dobrze się zastanowimy, przekonamy się, że świat wcale nie potrzebuje naszej pomocy. Świat nie po to został stworzony, żebyśmy, wy czy ja, śpieszyli mu na pomoc. Czytałem raz kazanie, w którym było zdanie: „Ten nasz świat jest wspaniały i wyśmienity, ponieważ daje nam okazje i możliwości wspierania bliźnich”. Są w tym powiedzeniu – powierzchownie je oceniając – piękne, dobre zamiary, ale czyż to nie bluźnierstwo takie twierdzenie, że świat potrzebuje naszej pomocy? Nie można zaprzeczyć, że wiele jest nędzy na świecie. Toteż pomaganie innym jest czynem najlepszym, na jaki możemy się zdobyć, ale czy w ostatecznym rozrachunku nie stwierdzimy, że pomagając innym pomagamy sobie?

Kiedy byłem dzieckiem, dostałem terrarium z białymi myszkami. Były tam wstawione obracające się walce; kiedy myszki chciały przejść przez nie, wprawiały je w ruch i nie mogły wydostać się poza tę przeszkodę. Podobnie jest z pomocą udzielaną przez nas innym; jedynym skutkiem jest ćwiczenie moralne nas samych. Świat nie jest ani dobry, ani zły. Każdy z nas stwarza swój własny świat. Wyobraźnia niewidomego stwarza świat twardy lub miękki, chłodny lub gorący. Jesteśmy nagromadzeniem dobra i niedoli, niekiedy zdajemy sobie z tego sprawę. Młodzi są z reguły optymistami, starzy pesymistami. Młodzi mają życie przed sobą, starzy biadają, że czas ich przeminął; mnóstwo pragnień niezaspokojonych dręczy ich serce. Ale jedni i drudzy nie mają racji. Życie jest dobre lub złe tylko w zależności od stanu naszej psychiki, samo w sobie nie jest ani złe, ani dobre. Jest to jak z ogniem, który może ograć, ale może też spalić, a sam nie jest ani dobry, ani zły. Świat jest doskonale przystosowany do roli, którą musi spełniać. Możemy być pewni, że i bez nas będzie wspaniale działał, toteż nie powinniśmy martwić się o to, w jaki sposób mamy mu pomóc.

Jednakże powinniśmy czynić to, co uznajemy za dobre. Pragnienie spełniania dobrych uczynków jest w nas najwyższym bodźcem, jeżeli zdajemy sobie sprawę, że pomaganie bliźnim jest przywilejem. Nie wywyższajcie się dając parę groszy biedakowi! Bądźcie wdzięczni biedakowi, że zjawia się na waszej drodze, bo dając mu wsparcie, macie okazję wspomóc siebie. Błogosławieństwo jest udziałem dającego, a nie biorącego. Bądźcie wdzięczni, że możecie rozwijać swe współczucie w działaniu i przez to oczyszczać siebie. Wszystkie dobre uczynki sprawiają, że stajemy się coraz jaśniejsi.

A co możemy zdziałać najlepszego? Zbudować szpita, przytułek. Możemy zorganizować towarzystwo dobroczynne, zebrać ze trzy miliony, za jeden zbudować szpital, drugi wydać na bankiety, pozwolić pracownikom rozkraść połowę trzeciego, a resztę rozdać biednym. Ale co z tego? Tornado może w parę minut rozwalić budowlę, trzęsienie ziemi może rozkruszyć wszystko. I co przeciw temu poradzimy? Przestańmy naiwnie pragnąć pomagania światu. Świat nie oczekuje pomocy ani od was, ani ode mnie; mimo to powinniśmy stale czynić dobrze, bo to jest błogosławieństwem dla nas. Jest to jedyny sposób posuwania się ku doskonałości. Nikt z żebraków, którym dawaliśmy jałmużnę, nie jest nam winien ani grosza; to my jesteśmy im winni wszystko, ponieważ to oni rozbudzali w nas miłosierdzie. Jest absolutnym błędem mniemanie, że wyświadczyliśmy albo że moglibyśmy wyświadczyć przysługę światu, bądź przekonanie, że pomogliśmy komuś i oczekujemy od niego wdzięczności, kiedy zaś on z tym nie pośpiesza, czujemy się nieszczęśliwi. Ale dlaczego mielibyśmy spodziewać się od niego czegoś w zamian z to, co mu daliśmy? Bądźcie wdzięczni temu, kogo wspomagacie; w nim należy widzieć Boga. Czy nie jest to wielkim ponad wszelką miarę przywilejem móc oddawać cześć Bogu służąc bliźniemu? Gdyby opuściło nas już przywiązanie do rzeczy ziemskich, uniknęlibyśmy zupełnie bólu zawodu, sprawianego przez nadaremne oczekiwanie, i moglibyśmy swobodnie i radośnie wyświadczać dobro wszystkim dokoła. Czynów bezinteresownych nigdy nie zaćmi ból ani smutek. Życie świata będzie toczyło się nadal przez wieczność ze swymi radościami i niedolami.

(parafraza tłumacza): Autor ożywił wykład anegdotą w tym miejscu. Opowiedział indyjską bajkę ludową, podobną do znanych u nas. W streszczeniu brzmi to tak: Pewien chciwiec zapragnął mieć na swe usługi demona, który by wykonywał wszystkie polecenia. Wymógł prośbami od mędrca wyjawienie formuły magicznej, której moc sprowadzi demona, ale nie powstrzyma go przed nieustannym działaniem; skoro demon nie miałby nic do roboty, pożre swego rozkazodawcę. Chciwiec użył formuły i wpadł w rozpacz, bo demon wykonywał błyskawicznie wszystkie zadania; zwrócił się więc z prośbą o ratunek do mędrca. Ten dał mu radę, żeby obciął zakręcony ogon psu i dał go do rozprostowania demonowi. Demon męczył się długo. Wreszcie przekonany już o swej bezradności, poprosił o zwolnienie ze służby obiecując w zamian nie czepiać się nigdy chwilowego rozkazodawcy. (koniec parafrazy)

Nasz świat jest jak taki psi ogon: od lat tysięcy ludzie chcą go rozprostować, lecz zaledwie go trochę naprostują, skręca się jak dawniej. Człowiek musi najpierw nauczyć się działania bezinteresownie, a wtedy nie będzie już fanatykiem. Kiedy dojdziemy do przekonania, że świat nasz, podobnie jak ogon owego psa z przypowieści, nie da się nigdy rozprostować, pozbędziemy się złudzeń fanatyzmu. Gdyby świat nie był zatruty fanatyzmem, postęp byłby o wiele szybszy niż obecnie. Błędne jest mniemanie, że fanatyzm przyczynia się do postępu ludzkości; jest odwrotnie: opóźnia rozwój, stwarza nienawiść i wrogość, doprowadza do wzajemnych mordów i zwyrodnienia narodów w tępocie pogardy i nienawiści.

Wtedy wpadamy w wiarę, że wszystko nasze jest najlepsze, obcy zaś są bez wartości. Toteż – gdybyście zorientowali się, że pociąga was fanatyzm – przypomnijcie sobie tę opowiastkę o psie z mocno zakręconym ogonem! Oby bieg spraw świata nie wytrącał was z równowagi; świat da sobie radę bez was. Dopiero, kiedy z całkowitą pewnością unikniecie wpadnięcia w fanatyzm, będziecie umieli czynami służyć dobrze światu. Pracuje dobrze i czuje się dobrze człowiek spokojny, nie unoszący się, o jasnym sądzie i nerwach uciszonych, zdolny do współczucia i umiłowania. Fanatyk jest w niezgodzie z rozsądkiem i nie jest zdolny do współczucia, nie zdoła nigdy ani prostować ścieżek świata, ani stać się lepszym i czystym.

Powtórzmy sobie najważniejsze punkty dzisiejszej pogadanki. Przede wszystkim powinniśmy pamiętać, że wszyscy jesteśmy dłużnikami świata, a świat nie jest nam nic winien. Jest to wielki przywilej nas wszystkich, że jesteśmy uprawnieni do zdziałania czegoś dla dobra świata. Pomagając innym, w rzeczywistości pomagamy samym sobie.

Po drugie: we wszechświecie naszym jest Bóg. Nie jest słuszne mniemanie, że świat dryfuje błędnie i potrzebuje pomocy mojej lub waszej. Bóg jest zawsze obecny. Nie umiera. Jest wiekuiście czynny, a czujność jego jest doskonała. Kiedy cały wszechświat zasypia, on nie śpi. On działa nieustanie; wszelkie zmiany i wszystkie przejawy w świecie wyłaniają się z niego.

Po trzecie: nie powinniśmy nienawidzić nikogo. Świat ten będzie zawsze mieszaniną dobra i zła. Świat jest olbrzymim boiskiem, na którym musimy wszyscy uczestniczyć w działaniach, mających zawsze złą czy dobrą wartość moralną, aby zdobywać coraz większą siłę duchową.

Po czwarte: nie powinniśmy mieć w sobie ani śladu fanatyzmu, żadnego rodzaju, ponieważ fanatyzm jest wrogi miłości. Znajdą się fanatycy, którzy powiedzą wam bez wahania: „Nienawidzę nie grzesznika, lecz grzechu”. Gotów jestem udać się w daleką wędrówkę, żeby znaleźć człowieka, który by wiedział, jak naprawdę można odróżnić grzech od grzesznika. Łatwo jest mówić! Gdybyśmy umieli ściśle odróżniać jakość cech od substancji, moglibyśmy dojść do doskonałości.

Wreszcie – im bardziej będziemy uciszeni, im mniej nerwy będą nas niepokoiły, tym więcej będziemy zdolni do umiłowania, a czyny nasze będą tym doskonalsze.


[1] Była również znana ludom słowiańskim na ziemiach polskich. Do naszych czasów wycinali ją jako „krzyzice niespodzien” bacowie tatrzańscy na skopkach do dojenia owiec i krów. (Przyp. tłumacza)

Dodaj komentarz