Wyobraźnia a rzeczywistość

Tadeusz Głodowski

17.09.1973 r. 

Ludzkie pojmowanie świata oparte na świadectwie zmysłów coraz więcej zawodzi, ale technika znajduje sposoby zastępowania zmysłów w dawaniu informacji o świecie fizycznym. Kot przewyższa człowieka w postrzeganiu szybko biegnącej myszy, ale to pozorne upośledzenie wzroku ludzkiego ma również pewien plus, bo człowiek może oglądać obrazy kina i widzi ciągłość obrazów, kot widziałby miganie obrazów i ciemności. Technika zastępująca pomysłowymi urządzeniami zmysły dostarcza coraz więcej niespodziewanych wiadomości o świecie fizycznym, a nawet sięga dalej: wciąga w obręb zjawisk czysto fizycznych wiele „fenomenów”, poczytywanych przez wielu za złudzenia, przez innych za zjawiska rzeczywiste, chociaż mało zbadane i na pozór tylko „nadprzyrodzone”. Tak było z telepatią, tak samo z dostępną niewielu osobom widzialnością, tzw. aurą ciał ludzkiego, mieniącą się kolorami w zależności od stanu zdrowia i nastroju uczuciowego jednostki. Większość naukowców, rozporządzających aparatem myślenia, doprowadzonym do wszechstronności w analizowaniu zjawisk świata fizycznego, odrzucała wprost możliwość bezpośredniego porozumienia się myślami, np. człowiek tak genialny, kiedy chodziło o matematyczne interpretowanie zjawisk, jak A. Einstein, wzruszał ramionami w odpowiedzi na pytania o telepatię. Jakże się dzisiaj zmienił stosunek świata naukowego do dziedziny pozostawionej do niedawna szarlatanom.

Porozumiewanie się bezpośrednio, zwane telepatią, stało się przedmiotem poważnych badań instytucji bardzo zainteresowanych użytkowym zastosowaniem tej właściwości organizmów ludzkich – sztabów wojennych wielkich mocarstw. Naukowcy „czyści” traktowali telepatię jako przesąd prostaków, wojskowych to nie zraziło, poszukiwali nowych broni wszędzie i we wszystkim, nawet w tym, co profesorzy z uporem uznawali za niegodne nauki. Telepatia pierwsza doczekała się wciągnięcia w sferę badań naukowych.

Obecnie jesteśmy świadkami nowych podbojów techniki w dziedzinie… właśnie jakiej? Chodzi mi tu o fakt fotografowania aury. Zjawisko to ujmowane było dotychczas z dwóch stron przeciwnych:
– świat nauki pomijał je najzupełniej, przynajmniej dopóki nie powstały badania fal krańcowo ultrakrótkich i badania cząstek elementarnych,
– świat pojęć religijnych ujmował to zjawisko po prostu jako należące do dziedziny życia duchowego.

Było więc tak przez długie wieki, że aura była dla naukowców na razie niczym, dla wierzących objawem świętości i jako taka należała do duchowej strony świata.

Czy fakt fotografowania aury (w Polsce przez prof. Manczarskiego[1]) przesuwa tylko czy też znosi granice między dwiema stronami świata – duchową i fizyczną?

Pytanie to staje przed mnóstwem ludzi, toteż różne będą na nie odpowiedzi. Zastanówmy się, czy granica taka była stała, wyraźna, czy też chwiejna, dla kogo i kiedy? Zestawiam tu kilka obserwacji własnych i nadesłanych przez przyjaciół.

L.D. z USA (Polak przebywający za oceanem od 40 lat) pisał, że pierwsze stanięcie ludzi na Księżycu i deptanie jego powierzchni było wstrząsem dla prostaków muzułmanów fanatycznie wierzących, ze satelita Ziemi jest miejscem świętym, niedostępnym człowiekowi. Runęła świętość i musiała runąć, bo była źle wybrana.

Z telepatią „miałem na pieńku” od młodych lat, bo byłem bity za nią z dwóch stron: jedni z politowaniem spoglądali na mnie jako stukniętego, inni zaś oburzali się, że nie zaliczam jej do duchowości. Nie dbałem więc o tę nabytą w puszczy właściwość pospolitą u ludzi pierwotnych, a odzywającą się w Europejczykach przy dłuższym przebywaniu dzień i noc wśród żywej przyrody. Ze zdziwieniem przekonywałem się, że w kołach teozoficznych telepatia była i jest jeszcze często uważana za znamię wyższości i rozwoju duchowego. Taka np. sekta jak NSŚ, zapowiadająca desant z Nieba na Ziemię, uważa telepatię i mediumizm swej nieżyjącej już prorokini za cechę wysokiego rozwoju duchowego. Znowu ta sama pomyłka – źle wybrana świętość, błędne zaliczanie do świata ducha zjawiska fizycznego.

I tak dzieje się wciąż z wielu świętościami. Granica między światem zwykłym, spowszedniałym dla człowieka, a światem uznawanym za duchowy i podlegający mocom boskim, jest ruchoma – zmienia się w obie strony. Nie tak dawno, bo w bieżącym stuleciu, kościół rzymski przesunął tę granicę w głąb świata fizycznego ustanowieniem dogmatu o cielesnym wniebowzięciu. Nic przeto dziwnego, że wyobraźnia wierzących zapełniona jest bałwochwalstwem tak ciężkim, że w porównaniu z obrazami tej wierzącej wyobraźni pojęcia nowoczesne o budowie atomu, promieniowaniach, jak kosmiczne, cząsteczkach przenikających całe globy (neutrino), mogą pretendować do rangi wyższej i w rzeczywistości są o niebo subtelniejsze.

Czy wobec tego stan powikłań i wyraźnej degradacji dawnych pojęć oraz wyolbrzymiania nowych zdobyczy techniki, których niezwykłość przyćmiewa blask świętej dawniej aury – aureoli, dwa światy – wierzących i niewierzących – nie znalazły się w położeniu podobnym do tego, które było zapowiedzią rychłego końca kultury i cywilizacji Rzymu? Zdaje mi się, że pod tym względem sytuacja się powtarza.

Oto słowa prosto wierzącej kobiety po usłyszeniu o fotografowaniu aury (według informacji p. U.): – A więc Bóg to tylko tyle?! – Jest w tym smutek głębokiego zawodu. A przyczyna znowu ta sama, co zawsze: zjawiska fizyczne, nie tylko to jedno, lecz mnóstwo innych, włączano błędnie do dziedziny duchowości. Tym karmiono miliony ludzi, muszą więc teraz te tłumy stawać nad przepaścią, nawet gdy im nikt nie mówi o ateizmie.

Uznaję za potrzebne oczyszczenie wyobraźni ze wszystkich przesądów ubóstwiania zjawisk świata fizycznego, dopiero to, co pozostanie, co oprze się takiej czystce, czego rozumem się nie ugryzie, godne jest miana duchowości. Może to brzmieć dla wielu jako materializm, a przecież nim wcale nie jest!

Oto przykład. Kilkakrotnie zetknąłem się z młodymi, którzy doszli do pustki wierzeń, a żeby się ratować przed nią, bo jednak nękały ich pytania arcyludzkie, metafizyczne: skąd się wziął cały ten świat? co będzie dalej po śmierci? jaki jest sens wszystkiego? – zaczęli studiować popularne książki o czakramach. Ci zapragnęli co prędzej dojść prawdy przez ożywienie w sobie tych ośrodków i każde najdrobniejsze doznanie czysto fizyczne już poczytywali za zapowiedź wejścia w zaświaty!

I w tym pięknym młodzieńczym zapale znów popełnili ten sam błąd: czysto fizyczne doznania zaliczali do zjawisk pozafizycznych. Pomyłka taka nie omija niemal wszystkich przystępujących u nas do ćwiczeń jogi. Po prostu nie umieją (bo nie mogą) przewidzieć – co jeszcze jest doznaniem fizycznym, a co nim już nie będzie.

Szczególnie się składało, że kilku z tych młodych ludzi przypuszczało, że już czują działanie czakramu między brwiami, bo zdawało im się, że coś tam odczuwają fizycznie. Powoływali się przy tym na wskazania kogoś ze Wschodu, któregoś nauczyciela jogi o przybranym imieniu zakończonym na „ananda”, a to ma oznaczać autorytet. Zastanówmy się, na jakiej to krawędzi wyobraźni stanęli tacy poszukujący Prawdy. Wiedzieli, że na pytania metafizyczne nie ma odpowiedzi rozumowej, że trzeba zwrócić się ku drugiej stronie Bytu, znaleźć sposób przedostania do „Świata Przyczyn”, a że metoda, o której dowiedzieli się, polega na budzeniu kolejnych czakramów, zaczęli praktykować szereg ćwiczeń i dość niecierpliwie oczekiwali skutków. Popełnili kilka błędów, niektóre z winy autorów owych książek (brak poważnego pouczenia: „Niechaj serce się najpierw otworzy, a wszystko inne stanie się samo przez się”), niektóre z winy własnej. Głównym ich błędem własnym było przekonanie, że doznanie czysto fizyczne, mianowicie czucie pewnego olśnienia między brwiami zaliczyli do dziedziny zjawisk w owym drugim świecie albo – lepiej to nazywając – do doznań w wyższych wymiarach świata. Zaczęli więc zapełniać w swej wyobraźni tę nieznaną sobie wcale dziedzinę doznaniami odczuwanymi przez ciało!

Wyobraźnia musi ucichnąć całkowicie, bez reszty, jeżeli pragniemy szczerze dojść do poznania Rzeczywistości. Wyobraźnia jest w tym przedsięwzięciu dywersantem i oszustem. Ciągle stara się nam podpowiadać i wskazywać kierunek przez nasuwanie porównań, a wszystko czerpie z bogactwa tego świata, z którego właśnie chcemy się wydostać. Wyobraźnia nie zna Rzeczywistości. Dojść do poznania Rzeczywistości możemy tylko stanem czystej świadomości, niezakłóconej rozumowaniem i wyobraźnią. Nie jest to łatwe, ale jest to jedyna droga.

Niecierpliwość skłania do poszukiwania „sposobów” na wzór złodziejski. Posłużyć się zaklęciami i rytuałami, a są to przecież marne wytrychy, wyćwiczyć ciało, żeby stało się giętkie i wytrzymałe, ale przecież ciało nie wskoczy do królestwa bezczasu i bezprzestrzeni, uznać siebie za marność i uwielbiać wielkość, piękno i wspaniałość „cech i właściwości Boga” – a to przecież są kajdany bałwochwalstwa, to znowu, żeby pośpiesznie zgnębić umysł, znaleźć się w „próżni i pustce”. Wszystko to są sztuczki magii mającej dopomóc do przeskoczenia samego siebie. Nadaremne złudzenia.

Pouczenia o „tamtym wyższym świecie” więcej czynią zła niż pomagają. Dopóki nie przedostaniemy się przez rzekomą granicę na drugą stronę – w świat Duchowości, nie powie nam o nim nic wyobraźnia. Prawdą jest, że tam wszystko cielesne i fizyczne znika dla nas, ale rzekoma wielka „próżnia” nie jest bynajmniej pustką. Jest pełna Życia, pełna Szczęśliwości nie do wysłowienia. Nie ma tam czasu „naszego”, bo – jak mówili wielcy wiedzący (Platon) – „Tam czas istnieje przestrzennie. A przestrzeń tam jest Życiem, a Życie Świadomością i Szczęśliwością i Jednią”.

Powtórzyłem tu wielkie słowa odwiecznej Prawdy. Nie naruszajcie jej, przyjaciele, wyobraźnią, bo to byłaby wiwisekcja. Cóż jest więc potrzebne, żeby dojść do stanu czystej świadomości? Odrzucenie wyobrażania sobie Rzeczywistości oraz bezinteresowność. „Najpierw serce musi się otworzyć, a wszystko inne stanie się samo przez się”.

Niechaj nauka mierzy i fotografuje i pranę, i aurę cała ludzkiego, niech rozświetla zabobony, zaśmiecające wyznania. Nie zaszkodzi to wcale dziedzinie spraw Ducha, z pewnością oczyści drogę poszukującym Prawdy Ostatecznej. Encefalografia ujawnia bioprądy, ale nie powie, co się dzieje w świadomości człowieka – to już jest ta druga strona. Trzeba mieć odwagę patrzeć Prawdzie w oczy.


[1] Stefan Manczarski (ur. 1899 w Warszawie, zm. 17 listopada 1979 r. tamże) – polski inżynier i uczony. Był radioelektrykiem, geofizykiem i biofizykiem. W 1929 roku zbudował i opatentował, prezentowany na Powszechnej Wystawie Krajowej, oryginalny model nadajnika i odbiornika telewizyjnego. Zajmował się psychotroniką.

Dodaj komentarz