Kilka uwag o ćwiczeniach medytacyjnych

Tadeusz Głodowski

Każdy, kto chce praktykować „medytacje”, powinien zanim przystąpi do tych ćwiczeń – zbadać stan swego zdrowia, stan nerwów i jasność myśli. Wszystko, co przyćmiewa świadomość, musi być usunięte.

Kto pije alkohol albo przyzwyczaił się do narkotyków, chociażby do częstego zażywania proszków od bólu głowy, powinien najpierw wyzwolić się z nałogu i oczyścić ciało z zatrucia. Samo porzucenie picia lub zażywania proszków nie wystarcza – trzeba pozbyć się pragnienia ich. Dopóki nie odpadnie od nas to pragnienie, nałóg właściwie trwa i zmaganie się z nim wyczerpuje psychikę. Nie pokona się tego rozumowaniem, trzeba więc znaleźć inne pragnienia – silniejsze, które wyprą z pola świadomości pożądania nałogowe. Każdy musi to załatwić w sobie sam.

Kto unosi się, wpada w gniew, trwa zawzięcie w oburzeniu – musi najpierw poznać te własne stany, przyjrzawszy się im niejako z boku. Jest to ważne, ponieważ jeden wybuch gniewu, nawet nie uzewnętrzniony, burzy i spala jak pożar to, co człowiek wewnętrznie już osiągnął, a wtedy trzeba zaczynać od początku…

Trwałe opanowanie swych wzburzeń uda nam się łatwiej, kiedy będziemy pomagali sobie taką sentencją:

 Traktuję wszystkich ludzi tak,
jakby jutro mieli umrzeć;
Patrzę na wszystkie rzeczy tak,
jakbym sam miał jutro umrzeć.

 Nauczymy się przez to mierzyć wartość wszystkiego skalą wieczności. Ale trzeba przy tym zachować pogodę i nie dać się możliwym napadom smutku i przygnębienia. Są one również szkodliwe. Oswobodzimy się od nich, jeżeli przyjmiemy „hipotezę roboczą”, że życie nasze obecne jest tylko jednym życiem w szeregu żywotów (czyli tzw. reinkarnacji). Mamy czas: wieczność za nami i wieczność przed nami.

Ale przyspieszenie naszego rozwoju przez świadome pogodne przyjmowanie wszystkiego, co nas spotyka – a do tego przydadzą się ćwiczenia medytacji – wyjdzie na korzyść i nam, i wszystkim, z którymi los nas zetknie.

Zbadajmy teraz swoje intencje: co chcemy osiągnąć przez podejmowane ćwiczenia? Bądźmy szczerzy.

Pragnienie zdobycia „mocy cudownych” sprowadzi na bezdroża całą naszą psychikę i skończy się – w najlepszym przypadku – manią trudną do uleczenia.

Pragnienie „doskonalenia się” jest niedomówieniem; trzeba więc wyraźniej przedstawić sobie, jakiego doskonalenia pragniemy. Są tu dwie możliwości: startujemy niekiedy albo z zatajonego kompleksu niższości, albo – wprost przeciwnie – ze stanowiska urażonej pychy. Jedno i drugie jest małostkowością i pragnieniem wzrostu dla siebie.

Dopiero, kiedy zauważymy, że stać nas na bezinteresowne życzenie dobra wszystkim istotom, że sprawia nam zadowolenie służenie bezimienne, że odruchowo zdobywamy się na niewielką chociażby ofiarność – dopiero wtedy możemy przystąpić do ćwiczeń.

Warunkiem przydatności medytacji jest zajęcie postawy ojcowsko-macierzyńskiej i przyjacielskiej wobec wszelkiego życia na Ziemi. Musimy poszerzyć ciasne traktowanie jako bliźnich wyłącznie ludzi – są nimi dla nas również zwierzęta. Bez tego nie posuniemy się w odczuwaniu Życia dookoła nas i medytacje zamieniłyby się w nadaremne dziwaczne oszałamiania się.

Czy wyobrażacie sobie wyraźnie, ku czemu zmierzacie, co chcecie osiągnąć przez medytacje? Jeżeli tak, to jest to bardzo źle. Przecież nie znacie jeszcze stanu rozszerzonej świadomości, nie znacie świata boskiego, ku któremu macie przybliżyć się przez medytację. Jeżeli stwarzacie sobie obraz tego, co tam jest, zagradzacie sobie nim drogę.

Miejmy ufność, że dobroć, którą staramy się w sobie wzmocnić i poszerzyć, którą podejmujemy się praktykować czynnie w szarzyźnie dni powszednich – doprowadzi nas do dziedziny Wielkiej Dobroci, której teraz jeszcze poznać nie umiemy, lecz którą przeczuwamy i do niej tęsknimy. Nie nazywajmy też Jej szumnymi słowami, żeby to nam nie zawróciło w głowie.

Wystarczy więc powiedzieć, że medytacje mają nam pomóc w rozjaśnieniu i poszerzeniu naszej świadomości. Mówi się zazwyczaj, że przez medytacje osiąga się wyjście poza trzy ciała: ciało fizyczne, ciało pragnień i uczuć (astralne) i ciało myślowe (mentalne), poza intelekt; ale nie trzeba się nad tym wiele zastanawiać i nie analizować tego rozumowo, gdyż taka wiwisekcja niczego nie da. Trzeba praktykować medytacje i spokojnie przyjmować wszystko, co one nam dają.

Prawda – Jaźń – Istota Życia da się nam poznać, kiedy oczyścimy swą świadomość. Ale nie prędzej, aż się pozbędziemy egoizmu. Takie jest prawo i nic na to nie poradzimy. Boga nie przekupi się niczym!

Ciało praktykującego medytację musi być zdrowe. Pamiętajmy, że umartwianie ciała (asceza) jest tak samo szkodliwe, jak nadużycia. Jeżeli ciało jest chore, nie wymagajmy od niego wysiłków.

W ogóle w medytacji nie należy niczego robić z wysiłkiem. Myśli natrętne, przeszkadzające, trzeba odsuwać lekko, bez wysiłku, bo nawet to byłoby przemocą, a wszelka przemoc jest złem. Wysiłek, nazywany błędnie napięciem woli, zamyka nas, a mamy się przecież otworzyć.

Najtrudniejsze do przezwyciężenia jest „oczekiwanie”, liczenie na to, że jednak… wkrótce… coś osiągniemy.

Musimy zupełnie zapomnieć o czasie. Jest to paradoksalna prawda, ale rzetelna prawda. Dopiero, kiedy stale będziemy czuli, że żyjemy w wiecznej teraźniejszości – przestaniemy odpychać swą teraźniejszość w przyszłość, której się spodziewamy. Musimy tylko otworzyć się odczuwaniem na wszystkie moce, które są dokoła nas, a przekonamy się, że są w nas. Ażeby się zaś otworzyć, musimy odsunąć na bok wszystkie nasze pragnienia i wszelkie wyobrażania sobie Prawdy, bo one nas tylko od Niej odgradzają.

Z pism Kwakrów francuskich – ok.1938r.

Rzeczywistość i obecność Boga, wyczuwana przez nasze dusze, jest jedynym fundamentem, źródłem naszego wewnętrznego doświadczenia. Jeżeli w zachwycie jeden czci Śiwę, inny Chrystusa, jeszcze inny Buddę, bądź Wielkie TO bez imienia – czyż może nas to różnić i czy mamy się odpychać w imię Boga, którego czcimy? Czyż Chrystus nie rzekł: – „W domu Ojca mego jest wiele mieszkań”.

Kto naprawdę przeżył obecność Boga, ten wie, że to, co wyrywa się z nas po przeżyciu, jest niczym innym, jak obrazami przez nas samych utworzonymi, odbiciem zwierciadlanym Boga w nas; oddawanie czci tym obrazom byłoby bałwochwalstwem.

A jeżeli dusza nasza tak jest zbudowana, że nie może odróżnić ducha od powłok materialnych, w które duch się spowija – czy nie możecie przyznać prawa do istnienia różnym odmiennym formom, tak samo jak brakowi form – i uznać, że Bóg każdemu z nas dał inne posłannictwo.

Zaprawdę – zbyt często myślimy o tym, jak by gołębicę Ducha Świętego zamknąć w klatce pojęć i form.

Nieskończonej Mocy Boskiej nie możemy ogarnąć z dostateczną pokorą, toteż gdy serce nasze przepełnia Szczęśliwość Boska, skłonni jesteśmy wierzyć, że ta Szczęśliwość tylko nas wybrała, nikogo i nic innego tylko nas samych, aby jedynie w nas objawić.

Istota przeżycia religijnego (nazywanego wiarą), głębokiego przeżycia, jest niewyrażalna; – w niej wszyscy jesteśmy jednią przed Obliczem Boga.

Dodaj komentarz