Tadeusz Głodowski
11.1972 r.
Jest to aforyzm wypowiedziany przez jednego z filozofów Wschodu. Prawdy nie można przystosować do własnych poglądów, lecz – wprost przeciwnie: przyjrzeć się własnym poglądom w świetle Prawdy. Żeby to móc uczynić, trzeba poznać Prawdę nie w odbiciu, w obrazie jej utworzonym z pojęć rozumowych, lecz w świetle bezpośrednim, a więc w przeżyciu jej własną istotą.
Nie jest to łatwe, toteż najtęższe umysły poprzestają na poznawaniu obrazu adwajty jako systemu filozoficznego. Takie dowiadywanie się nie jest wcale poznawaniem, podobne jest do podróżowania nie po krainie prawdziwej, tylko po mapie, do przeczytana drogowskazu bez ruszenia w drogą, bez pójścia aż do wnętrza bajecznej krainy. Filozofom może to wystarczać, prostemu człowiekowi nie powinno wystarczać, jeżeli jest odważny i nie boi się trudów drogi.
Czymże jest filozofia? Grecy mieli sześć klasycznych odpowiedzi na to pytanie, a z tych, ostatnia brzmiała: jest to przygotowanie się do śmierci. Jeżeli tak, to znalezienie ostatecznej odpowiedzi, jaką mogłaby dać filozofia, przydałoby się wszystkim. Ale dawno stwierdzono, że „metafizyka” jest nie do rozwikłania rozumowaniem. Obecnie mamy siódme określenie filozofii: jest to „badanie logiczne natury rzeczywistości”.
Oczywiście – nie może to nam, zwykłym ludziom, wystarczyć. Logika jest metodą sprawdzania tożsamości i nietożsamości zjawisk postrzeganych, toruje drogę poznawania rzeczywistości w świecie trójwymiarowym. Ale czy świadomość nasza ludzka mieści się bez reszty w tym świecie? Teologia twierdzi co innego niż czysta naukowa filozofia, ale każda teologia oparta jest na założeniach, sprzecznych z doświadczeniem już nie tylko naukowym, lecz także z doświadczeniem religijnym /nazywanym także objawieniem/ ludzi z innych kręgów kultur.
Nauka współczesna stworzyła pojęcie podstawowe „czasoprzestrzeni”. Operowanie równaniami przy wszechstronnym rozwijaniu einsteinowskiej teorii względności doprowadziło do szczególnej hipotezy, że materia powstaje na krzywiźnie czasoprzestrzeni jak piana na krzywiźnie fali morskiej; a więc materia może powstawać, może też unicestwiać się, a jedynie sama czasoprzestrzeń jest.
Jeżeli czasoprzestrzeń jest wszystkim, to poza nią nic nie powinno istnieć. Doświadczenie religijne tysięcy istot ludzkich, które doszły do stanu „Świadomości Kosmicznej” w ciągu tysiącleci dziejów i których świadectwa mamy, przeczą temu, bo dopiero po wyjściu poza czas i poza przestrzeń wchodzi się w stan najwyższy Świadomości.
Adwajta jest nazwą najwyższego osiągnięcia dostępnego istotom ludzkim. Jest również nazwą systemu filozoficznego, utworzonego przez młodego mędrca Śankarę na przełomie wieku ósmego na dziewiąty. System adwajty toruje drogę ku temu, co jest niewyrażalne słowami mowy ludzkiej – ku najwyższej Rzeczywistości. Śankara nie pierwszy poznał Świadomość Kosmiczną, ale pierwszy śmiało sformułował określenia, które są niejako „obwolutami” Prawdy, wytyczył prostą drogę na szczyt dostępny istotom ludzkim.
Pojawia się teraz określenie „adwajta chrześcijańska”. Tak nazywane są np. pouczenia, które dawał Amerykanin, Joel Goldsmith[1]. Jest to absurd. Nie ma adwajty ani chrześcijańskiej, ani muzułmański, ani buddyjskiej, ani – według mnie – hinduskiej. ADWAJTA jest jedna. Śankara urodził się i działał w Indiach, ale to co dał, należy do szczytowych osiągnięć ludzkości i nie powinno być plątane z którymkolwiek z innych systemów filozoficznych ani religijnych.
Na czym polega odrębność i jedyność adwajty? Mistycy chrześcijańscy, doznający „obecności Boga” we wszystkim we wszechświecie, skłonni są przypuszczać, że jest to doznanie takie samo, jakie daje osiąganie szczytów w adwajcie. Pomyłka. Chrześcijaństwo ma i musi mieć Boga Osobowego, adwajta jest już ponad tym. Michał Anioł w obrazie stworzenia Adama prosto pokazał różnicę między Stwórcą i człowiekiem: palec postaci boskiej nie dotyka palca Adama. Obraz ten odpowiada chrześcijaństwu i jego teologii. Adwajta nie opiera się na teologii, nie potrzebuje też Olimpu, mitologii ani dogmatów.
Adwajta znaczy nie „powszechność Boskości”, lecz coś o wiele więcej, co jest dla zwykłego rozumu nieprawdopodobne, ale staje się Rzeczywistością dla osiągającego Świadomość Kosmiczną: niknie podział na podmiot i przedmiot, na Ja i nie-Ja, wszystko – Całość niepodzielna jest JA.
Filozofia tego nie pozna, teologia tego nie może przyjąć, „bo sama się unicestwi”. Najlepiej uprzystępniał adwajtę ludziom Zachodu wielki jej popularyzator a prawdziwy Jogin – Wiwekananda. Stwierdzał, że w Indiach adwajtystów jest bardzo mało, ale nie może to być miarą wartości samej idei, a tylko narodu, ani gorszego, ani lepszego od innych.
Wbrew obawom Europejczyków, iż religia bez Boga osobowego mogłaby poderwać moralność publiczną, twierdził, że jest wprost przeciwnie – dopiero przyjęcie idei Boskości bezosobowej uszlachetni człowieka. Przyznawał, z dozą żartobliwego humoru: „Idea Boga bezosobowego ma jedną wadę: pozbawia świątynie i kapłanów całej ich klienteli”. W innym przemówieniu ośmielał słuchaczy: o boskości bezosobowej należy mówić wszystkim – mężczyznom, kobietom, dzieciom.
Bóg chrześcijański, a pamiętajmy, że włączono w to pojęcie również Boga starotestamentowego, jest i pomimo wszelkich wybielań pozostaje cieniem bezwzględnego monarchy absolutnego rzutowanym na niebo. Nie może się też obejść bez swego negatywu – szatana („Bóg jest to spełnienie miłości, szatan jest to spełnienie nienawiści” – tak bywa usprawiedliwiana ta dwójnia).
Pewien Europejczyk (Paul Brunton) po krótkim pobycie w aśramie Maharishiego powiedział, że po przeżyciu pierwszy raz wydostania się z ograniczeń ciała, poczuł się jakby opuścił żłobek i przedszkole, i zaczął chodzić bez trzymania się fartucha niańki, o własnych siłach l tak dzieje się z każdym, kto za życia w ciele wydostał się chociaż raz poza to ciało pełnią świadomości: poznaje ogrom nieskończoności, mocy i szczęśliwości; po powrocie do ciała wie już na resztę życia, czym jest Byt Jedyny. Zna wtedy swą odpowiedzialność i wie, że nie może zwalać winy ani na Boga Osobowego, ani na szatana, że są to twory niewiedzy, zaciemniające sprawy życia duchowego i przesłaniające wielką Prawdę Boskości.
Pojęcie czasoprzestrzeni nie jest ani buddyjskie, ani chrześcijańskie, ani nie może być przypisywane żadnej sekcie. Adwajty nie określi się pojęciami, a to ku czemu wiedzie, nie tylko nie może być nazwane jako chrześcijańskie, czy inne, lecz także nie może stać się punktem startu religii zorganizowanej w wyznanie /każde wyznanie musi stać się przedsiębiorstwem/.
Nie tak dawno spalono by na stosie w każdym niemal kraju europejskim człowieka, który by objaśniał prawdę adwajty. Obecnie zagraża co innego – zniekształcanie wskazań mających wprowadzić poszukujących Prawdy na drogę wiodącą ku adwajcie. Jeżeli ktoś mówi o „obecności Boga”, wcale to jeszcze nie znaczy, żeby wiedział, co jest istotą adwajty. Jeżeli zaś taki pouczający wie, czym jest adwajta, ale używa porównań ze Starego Testamentu, wywołuje zamęt zamiast rozjaśnienia, bo proste skojarzenia przywołują upiory zamierzchłych wierzeń, o których lepiej jest wcale nie wspominać w chwilach uciszania niepokojów, przy otwieraniu serca na szczęśliwość nadludzką.
I jeszcze jedno: kto mówi o Bogu a jednocześnie o zdrowiu cielesnym człowieka, popełnia błąd niewybaczalny, bo nie można wikłać spraw krańcowych, przeciwnych. Według wskazań adwajty – nie jest ważne, czy jesteśmy w ciałach, czy poza ciałami; zawsze jesteśmy w obrębie życia, zarówno w stanie przebywania w trzech wymiarach, jak i poza nimi. Przedłużanie życia nie jest celem duchowym. „Ducholecznictwo” jest błądzeniem. Kto przezwycięży w sobie egoizm chociażby częściowo, może zaczerpnąć energii, z której przedtem nie korzystał; ale stanie się to tylko wtedy, kiedy uzdrawianie siebie nie było jego celem. (Piszący te słowa zna to z praktyki.)
Adwajta, taoizm, zen-buddyzm wiodą ku temu samemu. Różne są tylko drogowskazy i szczegóły techniki uciszenia i tzw. „medytacji”. Radźajogin czy muzułmanin sufi osiągają to samo. Ale mogą osiągnąć cel również ludzie na pozór bez przygotowania. Tak było z naszym Adamem Mickiewiczem. A wielka szkoda, że nie wiedział, co osiągnął, bo nie umiał z tego skorzystać – dla własnego dobra i dla dobra innych. Świadectwem przeżycia jest jego wiersz „Widzenie” – …”I światłem byłem i źrenicą razem”. Proste słowa adwajty prawdy o zespoleniu przedmiotu z podmiotem.
Ale każdy opis przeżycia daje się po powrocie do ciała, w stanie ponownej dwoistości. Wtedy popełnia się błędy tym większe, im większa niespodzianką było samo paradoksalne, alogiczne wtopienie się w Byt Jedyny. Toteż i nasz wielki Adam ześliznął się w opisie na przeżycia inne – od słów „Przeszedłem ludzkie ciała…”, ale spostrzegł się i zaniechał dokończenia.
Wszystkim potrzebne są wiadomości o drogach prawdziwego żyć duchowego, żebyśmy nie zbaczali na boczne ścieżki, w ślepe uliczki ducholecznictwa i cudowności, i żebyśmy w porę przygotowali się na wielkie przeżycie Bytu Nieskończonego, w którym uczestniczymy ciągle i zawsze, lecz z nierozjaśnioną jeszcze świadomością.
[1] Joel Goldsmith (1892-1964) – pochodzenia żydowskiego, jeden z mistyków XX stulecia. Trzon jego twórczości był poświęcony duchowemu uzdrawianiu, rozpoznaniu natury jedności, życiu w stanie boskiej obecności.