Wiara w Boga

Artykuł z książki „Selected Writtings  of M.M. Gopinath Kaviraj”
Tłumaczenie z angielskiego: Stefan Ziembiński, redakcja: Karina Babkiewicz.

 

PYTANIE I

Dlaczego mielibyśmy wierzyć w Boga?

Zanim przystąpię do odpowiedzi na to pytanie, chciałbym zwrócić uwagę na fakt, iż w naszym codziennym życiu również w jakimś sensie posługujemy się wiarą, odnoszącą się do tego wszystkiego, czego obecność i funkcjonowanie zmuszeni jesteśmy w owym codziennym życiu rozpoznawać. Zaś co do samego znaczenia słowa „wiara”, to właściwie tylko ten, kto je wypowiada, wie dokładnie w jakim sensie go użył. Jedno przynajmniej jest pewne, a mianowicie to, że to, co zwykliśmy nazywać wiarą, ma dwa stadia. Postaram się zanalizować tutaj owe dwa stadia wiary, co być może przybliży czytelnikowi moje widzenie całego zagadnienia.

Kiedy słyszymy coś od osoby, która cieszy się naszym zaufaniem, lecz nie mamy możliwości sprawdzenia prawdziwości tego, co mówi, wówczas mamy naturalną skłonność do przyjmowania jego słów za prawdę. W dzieciństwie, kiedy moje serce było czyste, a świat nie odcisnął jeszcze swego piętna w moim umyśle, który był jak niezapisana karta, słuchałem cudownych bajek, opowiadanych mi przez babcię i dziadka; a dzięki mojej żywej wyobraźni wszystkie cudowne zdarzenia, opisywane w bajkach, jawiły się w moim mentalnym widzeniu jako realne. Ponieważ moja znajomość świata, a także zdolność rozumowania nie były jeszcze wtedy w dostatecznym stopniu rozwinięte, nie byłem w stanie prawidłowo osądzić, co jest możliwe, a co nie. Nie było więc dla mojego umysłu rzeczy niemożliwych. Jeśli babcia powiedziała mi na przykład, że w tym oto drzewie mieszka duch, to kiedy potem przechodziłem koło tego drzewa po zmroku, cały trząsłem się ze strachu. Sama tylko wzmianka o duchu wystarczyła, by wytworzyć w moim umyśle wiarę w jego istnienie. Nie były do tego potrzebne żadne argumenty, które miałyby mnie przekonać, ani też nie miałem najmniejszego zamiaru weryfikowania owego stwierdzenia. Chcę przez to powiedzieć, że oba podane wyżej przykłady odnoszą się do pewnego etapu w życiu istoty ludzkiej, w którym samo usłyszenie słowa, niosącego jakieś znaczenie, wytwarza silne przeświadczenie co do istnienia jego desygnatu. Ktoś może mieć tak niewinne i czyste serce, że na sam dźwięk danego słowa natychmiast pojawia się w jego umyśle żywy obraz przedmiotu, określanego tym słowem. Być może dzięki zrozumieniu tego, potrafimy objaśnić proces, w którym na zawołanie przed oczyma niewinnego dziecka objawiają się pewne zdarzenia lub obiekty, gdy tylko skupi ono swój wzrok na paznokciach (nakhadarpaṇa) i wypowie nazwę obiektu. Rzetelne studia nad tekstami wedanty ukażą nam, w jaki sposób wskutek prostego wypowiedzenia jakiegoś zdania lub słowa, powstaje poznanie bezpośrednie. Zagadnienie to zostało tam w wielu miejscach szczegółowo omówione. Nie musimy w tym miejscu dociekać, w jaki sposób wypowiedzenie słowa wywołuje u słuchającego mentalny obraz desygnatu. Uczeni zachodni w sposób wystarczający rozpracowali to zagadnienie. Teksty indyjskie również odkryły wiele sekretów tego zjawiska. Wielu z nas poznało może, jak osoby ulegające sugestywnym słowom hipnotyzera, bywały świadkami różnych cudownych scen.

Tyle wystarczy, by uzmysłowić nam, iż uległy i stosunkowo chłonny umysł stanowi odpowiednią glebę do zasiania ziaren wiary. Oto dlaczego dzieci i kobiety są bardziej „łatwowierne” od mężczyzn, którzy są ekspertami w rozumowaniu. Choć wiarę tę możemy nazwać „ślepą”, jej istnienia nie da się zaprzeczyć. Ziarno takiej wiary może być zasiane w ufnym umyśle dziecka, w domu lub poza domem, poprzez własny przykład lub nauki, a także poprzez rozmowy i spotkania z właściwymi ludźmi. W Indiach wiara w Boga zaczyna zakorzeniać się w umyśle dziecka już od wczesnego dzieciństwa. Umysł dziecka w znacznym stopniu podatny jest na wpływ idei przekazywanych przez rodziców i w ogóle osób starszych.

Kiedy więc pyta mnie ktoś, skąd bierze się wiara, odpowiadam mu, że jest ona efektem słów, docierających do naszych niewinnych i żywych dziecięcych umysłów, a pochodzących od osób, do których mamy zaufanie. Nie jest to wiara oświecona jasnym światłem wiedzy. Nie, ten rodzaj wiary rozkwita tylko w nikłym świetle niewiedzy. Wraz z wzejściem pełnego poznania wiara ta znika całkowicie, gdyż nie opiera się na prawdzie. Innymi słowy, wiara ślepa, czyli wiara niemająca za podstawę prawdy, zostaje faktycznie wystraszona i umyka przed groźnie wyglądającym rozumowaniem z jego argumentami, i, będąc osłabioną przez konflikty i stresy codziennego życia, ginie na zawsze i pogrąża się w czeluściach natury. Jeśli nawet zrodziła się ona we wczesnym stadium życia, to nie może dotrwać do jego stadium późniejszego. Pomimo to trzeba nam w tym miejscu powiedzieć, że „nie wszystko jeszcze stracone”. Gdyż wiarę można nazwać ślepą, o ile nie jest oświecona światłem naszego własnego poznania. Niemniej jednak, jeśli ziarno wiary zasieją w sercu dziecka słowa jakiejś duszy prawdziwie pobożnej, która sama doznała oświecenia, wtedy wiara dziecka stopniowo wzrasta, aż do osiągnięcia pełnej wiedzy. Innymi słowy, ten rodzaj wiary, choć nie jest od początku oświecony własną wiedzą dziecka, to jednak nie opiera się na niewiedzy.

Tak więc treść i natężenie dziecięcej wiary będą współmierne z prawdziwością słów osoby, którą dziecko uznało za godną zaufania. Jeśli kiedykolwiek okaże się, że osoba ta owo zaufanie zawiodła i że jej słowa nie mówią prawdy – a poznanie tego uzyskane zostanie bądź bezpośrednio, bądź przez rozumowanie – wówczas dotychczasowa wiara doznaje wstrząsu. To, co jest prawdziwe w odniesieniu do dziecka, jest również prawdziwe w odniesieniu do wczesnych stadiów ewolucji człowieka bądź społeczeństwa.

Ślepa wiara, mająca za podstawę prawdę, ma wiele zalet. Dzięki niej, bez potrzeby argumentowania ani rozumowania, z łatwością podejmuje się rozmaite działania. Później, kiedy należycie przeprowadzone działanie przynosi pożądany skutek, wiara taka wzmacnia się i staje się niewzruszona. Innymi słowy prosta wiara, prowadząca do określonego poznania, wkrótce staje się wolna. Ani przewrotne rozumowania, ani sieć zawiłych argumentów niewierzących nie są w stanie takiej wiary podkopać. Na tym rodzaju wiary opiera się prawdziwy postęp ludzkości i ewolucja gatunku człowieka. Jeśli jednak na dnie owej wiary kryje się domieszka fałszu, wówczas nie jest ona w stanie wydać prawdziwego owocu ani nie prowadzi do właściwych działań. W jasnym świetle rozumu, refleksji i prawdziwej percepcji wiara ta znika, tak jak znikają letnie obłoki pod wpływem jasnych promieni słońca. Nie jest ona zdolna do utrzymania kontroli nad umysłem ludzkim przez okres na tyle długi, by można go było uznać dla ludzkiego życia znaczącym.

Mógłby ktoś w takim razie zapytać: „Dlaczegóż więc mielibyśmy wierzyć w Boga?” Zastanawiając się nad odpowiedzią na to pytanie trzeba nam przypomnieć, że wiara w Boga ma dwie fazy, pierwszą która można by nazwać pierwotną czy też początkową forma wiary i drugą, reprezentującą jej formę najwyższą (to znaczy najbardziej zaawansowaną), pochodzącą z bezpośredniego poznania, osiągniętego w wyniku długotrwałej praktyki duchowej i sięgającego najgłębszych tajników ludzkiego serca.

W związku z tą pierwszą fazą, czy też pierwszym stadium wiary, trzeba nam podkreślić fakt, iż osoby starsze, podobnie jak osoby mające pewne duchowe doświadczenia, wszystkie one uznają istnienie Boga. Osoby takie od niepamiętnych czasów również głoszą istnienie Boga dla dobra całego świata. Dopóki ich teorie nie zostaną obalone przekonującymi argumentami, jest rzeczą naturalną, iż wielu z nas w nie wierzy, co jest zresztą zgodne z naszym mentalnym nastawieniem. Lech kiedy ktoś szukający duchowej prawdy faktycznie zrobi na swej drodze wyraźny postęp, wtedy na każdym kroku otrzymuje dowody na to, iż prosta wiara, której się do tej pory w życiu trzymał, jest rzeczywiście i ponad wszelką wątpliwość prawdziwa. Człowieka, który podąża ścieżką duchową spotykają zdarzenia niezwykłe, wielokrotnie też bywa w swoim życiu świadkiem cudów; wszystko to skłania osobę myślącą do uznania, iż całym widzialnym i niewidzialnym, ponadzmysłowym światem kieruje jakaś potężna Inteligencja. Życie przeciętnego człowieka biegnie przeważnie utartym torem, gdzie nadzwyczajne wydarzenia i cuda są wielką rzadkością. Lecz kiedy zdarzy się, że na swej życiowe drodze wejdzie on w kontakt z osobą posiadającą wyjątkowe moce, wówczas zaczynają go spotykać wydarzenia wykraczające poza jego dotychczasową wiedzę i doświadczenie. Są to zdarzenia rozmaite. Niektóre z nich są po prostu przeżywaniem wzniosłych uczuć. Ale mogą być też inne, które choć również związane będą z uczuciami, to ich podstawą będą fakty zewnętrznego świata. Postaram się zilustrować to przykładem.

Wyobraźmy sobie wędrowca, który długi czas maszeruje nocą przez las lub nieznaną okolicę. Szedł bardzo długo i jest teraz kompletnie wyczerpany i przybity; nie wie, co ma robić i zaczyna bać się o swoje życie. Jest sam i nie ma nikogo, kto mógłby mu jakoś pomóc. Na domiar złego skończyła mu się żywność. Jest w obcym kraju i nie zna drogi przed sobą. Cel jego wędrówki jest odległy, a kiedy rozgląda się wokoło, nie może dostrzec żadnych śladów ludzkiej obecności, która natchnęłaby go nadzieją i dodała otuchy. Jest zmęczony całodzienną wędrówką i nie ma sił iść dalej. Całą otaczającą go przestrzeń wypełnia ciemność nocy; obawia się dzikich zwierząt i osłabiają go głodowe skurcze żołądka. Jak do tej pory przedstawiłem sytuację wędrowca jedynie z punktu widzenia jego fizycznego ciała i fizycznego świata. A przecież może też przeżywać cierpienia psychiczne. I w tym rozpaczliwym położeniu, kiedy niemalże czuje nad sobą czarny cień śmierci, nagle w jednym mgnieniu oka dostrzega wspaniałą postać boską, pojawiającą się przed nim na tym pustkowiu. Jej oblicze jaśnieje miłością, dobrocią i spokojem, kiedy mówi do niego: „Czegóż się lękasz, mój drogi? Spójrz na światło, które jest przed tobą. Pójdź tam, a dostaniesz wszystko, czego ci potrzeba. Ja będę przy tobie. Nie ma się czego bać.” Słysząc te kojące słowa wędrowiec spogląda przed siebie i widzi chatę pokrytą strzechą, na ganku pali się lampa, a wewnątrz siedzi człowiek i zdaje się czekać na niego. Idzie wiec, znajduje tam schronienie i jadła do woli, gospodarz wskazuje mu drogę, a na dodatek spotyka jeszcze towarzysza podróży. Możemy sobie łatwo wyobrazić, jakie uczucia wypełniają jego serce po otrzymaniu tej pomocy. Choćby był nie wiem jak zaciekłym ateistą i choćby miał tysiące wątpliwości co do istnienia Boga, będzie musiał wdzięcznym sercem uznać, że z pewnością istnieje Wyższa Moc, do której ludzka myśl nie sięga, która jest nieograniczona i sprzyjająca, która zawsze strzeże człowieka i która objawia się w rzeczywistej potrzebie, chroniąc go jak kochający przyjaciel. I nie ma znaczenia, czy Moc tę nazwiemy Bogiem, czy też jakoś inaczej. Lecz nie ma wątpliwości, że jest ona nadnaturalna, wszechwiedząca, wszechmiłująca i nadzwyczajna we wszystkich aspektach. Czasami w ludzkim życiu zdarzają się przypadki, których nie da się wyjaśnić zwykłą relacją przyczynowo-skutkową. Mają one na celu jedynie dobro człowieka.

Nie ma potrzeby, by rozpamiętywać tutaj przebieg praktyki duchowej poszukiwacza prawdy. Prawdziwy poszukiwacz, wkroczywszy w królestwo samodyscypliny, zaczyna podążać ścieżką duchową. I czy chce, czy nie chce, będzie na tej ścieżce niezliczone razy doświadczał obecności i mocy bożej. Nawet jeśli jego wiara jest prosta, stopniowo dochodzi on do takiego poznania i mocy, które wzmacniają jego wiarę, umożliwiając mu jednocześnie przekroczenie ograniczeń jego wiary dziecięcej.

Tak więc w rezultacie wysiłków, podejmowanych w obecnym lub minionym żywocie, człowiek staje się zdolny do doświadczania licznych cudów i łask, dzięki czemu jego wiara w istnienie Boga staje się niewzruszona. Odpowiedzieliśmy sobie zatem na pytanie o źródło wiary dziecięcej, a także na pytanie, w jaki sposób powstaje wiara prawdziwa. Czystość serca jest podstawą pierwszej, natomiast rozmaite doświadczenia życiowe oraz przeżycia duchowe przyczyniają się do powstania drugiej.

 A przecież nie można oczekiwać, że wszyscy ludzie na tym świecie będą wierzyć w Boga. Gdy spojrzymy na ludzi, na świat jaki jest, zobaczymy, że jeśli nawet w każdej ludzkiej duszy tkwi ziarno wiary, to nie wszędzie owa wiara przejawia się w równej mierze. Wiara rozkwita w człowieku we właściwym czasie. Powiedzieliśmy już wcześniej, że edukacja, kultura, dobry przykład, pisma święte itd. wytwarzają wiarę w czystych sercach. Ale trzeba też wziąć pod uwagę czynnik czasu. Dopóki człowiek czuje się usatysfakcjonowany zdobywaniem nietrwałych dóbr materialnych lub w przypadku ich nieosiągnięcia spogląda tęsknie w stronę świata, szukając pomocy, jego uwaga nie może zwrócić się w stronę potęgi dla ludzkich zmysłów niepojętej. Jeśli wszystkie nasze ambicje mogą zostać zaspokojone poprzez eksploatację widzialnego świata, po cóż mielibyśmy dla ich zaspokojenia szukać jakichś niewidzialnych mocy? Z jednej strony istota ludzka, obracając się w kołowrocie wcieleń, doznając owoców swych rozmaitych działań i mając najrozmaitsze doświadczenia życiowe, bardzo często, pomimo wytężonych wysiłków doznaje porażek, nie mogąc osiągnąć celów, które sobie zamierzyła. Niezliczone przeszkody, jakie napotyka, a także niesprzyjające okoliczności sprawiają, że stopniowo zaczyna poznawać granice swoich możliwości. Z drugiej strony stale dostrzega znikomość potęgi świata. Jej aspiracje rosną i w pewnym momencie nadchodzi w życiu duszy czas, kiedy zaczyna sobie ona uświadamiać, iż nic z tego, co może ofiarować jej świat, nie jest w stanie jej zadowolić. Rozumie się samo przez się, że świadomość taka nie może się pojawić dopóty, dopóki aspirant nie zostanie poddany długotrwałemu procesowi wewnętrznego dojrzewania. Kiedy jednak stan ten już się pojawi, wtedy człowiek czuje się kompletnie bezradny. Pojawienie się w życiu ludzkim owego poczucia bezradności stanowi najbardziej pomyślny moment jego duchowej kariery. W tym właśnie momencie jego wzrok odwraca się od świata i zaczyna spoglądać wzwyż w poszukiwaniu nieznanej i nieprzeniknionej Mocy kierującej światem. Innymi słowy człowiek zostaje w sposób naturalny oderwany od sfery świata przedmiotowego i skierowany w stronę ośrodka nieskończonej mocy z siłą proporcjonalną do jego aspiracji. Oczywiście wszystko to nie przebiega wcale gładko ani nawet świadomie. Ponieważ dopóki „ważność” ludzkiego ego jest stale na różne sposoby zasilana, jest dla człowieka niemożliwością uznanie siebie za całkowicie i stale zależnego od lub poddanego Wyższej Mocy. Trudno mu także pogodzić się z tym, że Moc ta mogłaby go chronić lub wspierać. Kiedy jednak pod wpływem sił działających w świecie siła egoizmu stopniowo słabnie i człowiek zaczyna dostrzegać płytkość i znikomość potęgi świata, wtedy istnienie i funkcjonowanie Boskiej Energii jako działającej w obrębie i poza obrębem wszechświata zaczyna się przejawiać naturalnym biegiem rzeczy. Oto dlaczego człowiek nie może prawdziwie wierzyć w istnienie Boga, dopóki jego czas nie dojrzeje, to znaczy dopóki nie zostanie wygaszona jego skłonność do doznawania światowych przyjemności.

Śrimad Bhagavadgītā wymienia cztery rodzaje istot, które oddają się w opiekę Panu: 1) cierpiący, 2) pragnący poznania, 3) pragnący osiągnięcia upragnionych przedmiotów i 4) mądrzy (wiedzący). Ale podział ten nie przekazuje całej prawdy, gdyż trafiają się na tym świecie ludzie, którzy nie zwracają się do Boga nawet w bolesnych zmartwieniach. Poza tym historia świata wcale nie wskazuje na to, aby ci, którzy pragną poznania, byli zawsze oddani Bogu. Podobnie ci, którzy pragną przedmiotów, będą raczej szukali pomocy u bogatych ludzi i raczej rzadko przyjdzie im do głowy, by dla osiągnięcia upragnionego przedmiotu prosić o pomoc Pana wszechświata. Na koniec i ci, którzy posiedli samą tylko mądrość, lecz bez miłości, również nie są zdolni złożyć swego życia u stóp Pana, który jest źródłem wszelkiej mądrości. Nie można oczekiwać, że ktoś, kto nie ma na swoim koncie jakiegoś wyjątkowo chwalebnego czynu, spełnionego w poprzednim wcieleniu, albo ktoś, kto nie został obdarzony specjalną łaską Pana, poczuje kiedykolwiek naturalną skłonność, by zawierzyć Bogu.

PYTANIE II

A cóż jest złego w tym, iż nie wierzy się w Boga?

Mój pogląd na tę sprawę można by pokrótce ująć następująco:

Jeśli wiara w Boga ma jakąkolwiek duchową wartość, to niechybnie słuszny będzie wniosek, że niewiara musi być szkodliwa. Ale zgodziwszy się z takim wnioskiem, musimy także zgodzić się z tym, że tak jak wiara nie może się pojawić wskutek prostego aktu woli, tak samo niewiary nie da się wykorzenić przez samo tylko rozumowanie i argumentację. Jak już powiedzieliśmy wcześniej, dopiero kiedy człowiek pozna granice, których nie jest w stanie przekroczyć; i kiedy uświadomi sobie, że jeśli jego rozmaite działania nie są zgodne z jakąś nieznaną mocą, wtedy każdemu jego posunięciu towarzyszy frustracja; i kiedy w końcu zaświta mu myśl, iż możliwości i zasoby tego, co zwykliśmy nazywać zewnętrznym światem nie są nieskończone, lecz ograniczone –­­ wtedy dopiero jego umysł, w sposób naturalny szukając wsparcia, zwróci się ku transcendentnej, przewyższającej wszelkie ograniczenia Mocy. Ale dopóki stan ten nie pojawi się sam przez się w wyniku naturalnego procesu dojrzewania duszy, jasne jest, że wszelkie próby wzbudzania wiary w Boga poprzez jakiegoś rodzaju naciski, będą nadaremne i bezsensowne. Choćby było prawdą najprawdziwszą, iż kiedy człowiek zdoła zawierzyć Panu Bogu, wtedy natychmiast wstępuje na ścieżkę wiodącą do życia wiecznego i może dzięki temu z łatwością pokonywać kolejne stopnie, zbliżające go do Najwyższego Dobra, to jednak dopóki w jego sercu wiara nie dojrzeje w wyniku naturalnego procesu rozwoju, to ciągle jeszcze musi z całą skromnością i pokorą dawać pierwszeństwo argumentom niewiary, nawet zważywszy na to, iż taka niewiara jest szkodliwa.

Przypuśćmy, że ktoś wierzy w Boga, a ktoś inny nie. Jeśli spojrzymy na nich wnikliwym okiem, stwierdzimy, że obaj oni znajduję się pod wszechogarniającą i przebaczającą opieką Boga, który jest samą Dobrocią. Innymi słowy, nawet niewiara w niego nie sprzeciwia się jego prawom. Wyobraźmy sobie na przykład kogoś, kto, powiedzmy, dzisiaj dzięki zrządzeniu dobrego losu zdołał postawić swoja stopę na szczeblu drabiny Wiary w Boga. Gdybyśmy mogli dokładnie przebadać całą jego długą, długą historię przeszłych żywotów, stwierdzilibyśmy, że co pewien czas zdarzało mu się prowadzić żywot niewierzącego. Nie można udowodnić, że od początku stworzenia wszystkie istoty ludzkie rozpoczęły swoją ziemską karierę jako wierzące w Boga. Kolejne etapy są następujące: najpierw obojętność w stosunku do wszelkiej wiary, która z czasem przekształca się w aktywną niewiarę. Dopiero potem owa aktywna niewiara ulega transformacji w Wiarę Promienną.

Istnieją ludzie obdarzeni wzrokiem wewnętrznym, boską zdolnością, która pozwala im rozpoznawać stopień czystości ludzkich serc, nie sugerując się ich widocznym dla wszystkich zachowaniem. To oni twierdzą, że ktoś, kto jest dzisiaj zatwardziałym ateistą, jutro może wznieść się na szczyty pobożności, o ile wyczerpie się jego karmiczne złoże przyjemności i przykrości i będzie mógł powrócić do swych dawnych praktyk ascetycznych. W historii chrześcijaństwa znany jest przypadek św. Pawła, który zanim stał się jednym z najbardziej szanowanych naśladowców Chrystusa, był przecież jego najgorliwszym prześladowcą. Spotykamy podobne przypadki w historii wielu religii.

Proszę nie zrozumieć mnie źle; nie jest moją intencją wspieranie niewiary. Uważam tylko, że niewiara także stanowi konieczne stadium w życiu istoty ludzkiej. Przecież ostatecznie niewiara zostaje przekształcona w wiarę, nie ma w niej zatem nic złego. Jednak dla tych, którzy nie mają wglądu w odległą przyszłość liczy się tylko dzień dzisiejszy. Dlatego skłonni są mniemać, iż niewiara potencjalnie prowadzi do złego. Okazuje się więc, że z punktu widzenia mędrca, obdarzonego boską zdolnością widzenia całości, nawet niewiara ma swoją wartość, której nie powinno się odrzucać. Oczywiście, sądząc z punktu widzenia tych, którzy nie mogą spojrzeć ponad teraźniejszość, i których widzenie jest ograniczone, niewiara jest szkodliwa, dlatego też zawsze jest potępiana. W związku z powyższym, odpowiadając na pytanie: „Cóż złego jest w tym, iż nie wierzy się w Boga?” można by powiedzieć, że nawet jeśli z duchowego punktu widzenia niewiara jest szkodliwa, to jednak mimo to, widząc, iż jest ona niezbędna dla stopniowego rozwoju człowieka, nie może być uznana za pozytywne zło. Innymi słowy, jeśli niewiara w Boga stanowi stadium wstępne, prowadzące do wiary, to związane z nią zło jest tylko tymczasowe i z punktu widzenia ostatecznego dobra, powinno się je jako takie zaakceptować. Niemniej jednak, sądząc z niższego punktu widzenia, niewiara w Boga jest źródłem najgorszych niegodziwości.

Jezus powiedział:
„Kto uwierzy i ochrzci się, będzie zbawiony, lecz kto nie uwierzy, będzie potępiony.”

 [Ewangelia św. Marka, 16-16]

Również Bhagawadgita powiada:
saṁśayātmā vinaśyati [dusza wątpiąca ginie]

Chce przez to powiedzieć, że sceptycy są straceni. Okazuje się że święte teksty wszystkich religii gloryfikują wiarę w Boga, a niewiarę potępiają. Ci, którzy mają wgląd w ukryte prawdy nadzmysłowego świata, wiedzą, jak umysł przekształca się i formuje, kiedy znajduje się pod wpływem szczególnych dyspozycji lub wierzeń odnośnie konkretnych zagadnień. Gdyż nastawienie lub wiara umysłu determinuje charakter osiągnięcia. Umysł automatycznie skupia się na przedmiocie swojej wiary i wkrótce staje się jednością z owym przedmiotem. Jeśli przyjmie się, że Bóg jest prawdą, i jeśli umysł może w to uwierzyć, i prawda ta go pochłonie, wtedy bez względu na to, czy owa wiara jest ugruntowana poznaniem, czy nie, sama tylko moc wiary sprawia, iż pomiędzy ludzkim umysłem a Bogiem ustalona zostaje określona stała relacja. W rezultacie tego boska energia zaczyna oddziaływać na człowieka na tysiąc niewidzialnych sposobów. Wiara, mająca podstawę w rzeczywistości, staje się instrumentem, powoli prowadzącym człowieka poprzez kolejne stopnie aż do urzeczywistnienia Prawdy Absolutnej. W taki sposób wierząca dusza może wejść w orbitę Bożego Przyciągania i od tej pory przyciągana jest do Pana z każdą mijającą chwilą. To dzięki owemu przyciąganiu człowiek porzuca swe ziemskie przywiązania. Za sprawą wiary, zakorzenionej w Prawdzie, wierząca dusza jest w stanie pozbyć się swych wad – nawet najliczniejszych – niemalże bez wysiłku. Teraz możemy ocenić zasięg szkód, płynących z niewiary. Dopóki więc dusza ludzka nie zaufa wiecznotrwałej, Niewysłowionej Esencji, próżna jest nadzieja na osiągnięcie nieśmiertelnego życia w stanie łaski.

W sytuacji kiedy nie jest ugruntowane połączenie duszy z Wieczną Substancją, musi ona przechodzić przez kolejne, niezliczone wcielenia. Jeśli rzeczywiście tak jest, to cóż gorszego mogłoby ją jeszcze spotkać? Owocem wiary jest wieczne życie w Świetle i w Szczęściu. Owocem braku wiary jest zależność od mocy Śmierci i Ciemności – z powodu oddalenia od światła – a także uleganie rozlicznym słabościom.

PYTANIE III

Jakie argumenty przemawiają za istnieniem Boga?

Zanim spróbujemy na to pytanie odpowiedzieć, trzeba nam na początek stwierdzić, że choćby argumenty wysuwane za i przeciw istnieniu Boga były wedle osądu świata jak najbardziej przekonujące, to i tak nie ma żadnej szansy na to, aby którykolwiek z nich został powszechnie uznany za absolutnie prawdziwy. Widzimy więc na przykład, że Udayanācārya w swej Kusumañjalī odrzuca argumenty negujące istnienie Boga i w sposób uporządkowany przytacza argumenty potwierdzające Jego istnienie, co jest zgodne ze standardami zwolenników szkoły filozoficznej njaji. Idąc w jego ślady, w kolejnych okresach liczni autorzy w podobny sposób przedstawiali to zagadnienie. Utpalācārya w swym dziele Siddhitraya, w rozdziale zatytułowanym Īśvarasiddhi, a także Abhinavaguptācārya w traktacie pt. Īśvara-Pratyabhijñā-Vimarśinī, obydwaj oni, jako protagoniści szkoły śiwaizmu kaszmirskiego, przedstawili w sposób szczegółowy filozofię Boga. Autorzy tworzący w późniejszych okresach, jak Yāmunācārya w dziele zatytułowanym Siddhitraya, Lokācārya (Tattvatraya), a także Vedantadeśikācārya, Śrīnivāsācārya i wielu jeszcze innych, w rozmaitych tekstach przedstawiali doktrynę Boga z punktu widzenia filozofii wisznuickiej.

W podobny sposób rzecznicy niemal każdej sekty tworzyli dzieła, w których omawiając zagadnienie Boskiej Zasady, przedstawiali argumenty za i przeciw, zgodnie z poglądami własnej sekty.

Przechodząc do czasów współczesnych, dziś również spotykamy wierzących w Boga erudytów, piszących dzieła, w których na potwierdzenie swej wiary przytaczają argumenty, jakich dostarczają najnowsze odkrycia naukowe

Nie ma wątpliwości, że skrupulatne przestudiowanie owych różnorakich argumentów wyostrza intelekt. Lecz chodzi o to, czy takie studia pomogą człowiekowi choćby o cal zbliżyć się do żywej wiary w Boga? To, co powiedzieliśmy już wcześniej, odpowiadając na pierwsze dwa pytania, powinno dać nam do zrozumienia, że nie jest możliwe ugruntowanie w człowieku prawdziwej wiary w Boga przy pomocy samych tylko argumentów. Możemy oczywiście zgodzić się z tym, iż na solidnej podstawie rozumowania możliwe jest osiągnięcie ogólnego poznania istoty Boskiego Bytu. Ale bardzo trudno jest osiągnąć taką doskonałość rozumowania, która przemawiałaby do wszystkich typów umysłowości. Według mimansaków rozumowanie potwierdzające istnienie Boga, przedstawiane przez szkołę najjajików nie jest rozumowaniem prawdziwym, lecz pozornym. Wnioskowanie o przyczynie, jaką ma być inteligentny stwórca, na podstawie skutków, nie budzi wśród mimansaków żadnych kontrowersji. Podobne przypadki spotyka się wszędzie.

Prawda jest taka, że tak jak oręż jest skuteczny w rękach wyćwiczonego we władaniu nim wojownika, tak też i argumenty wysuwane przez wysoko rozwinięte dusze, które doszły do poznania własnej prawdziwej natury, mają szczególne oddziaływanie. Gdyż największą moc przekonywania mają osoby autentyczne; ich argumenty, oparte na ich prawdziwym, bezpośrednim poznaniu, skuteczne są w każdych okolicznościach, pomimo że są to tylko argumenty. Gdyby tak nie było, tajemnice Boga lub innych bytów ponadzmysłowych dawno już zostałyby odkryte przez samo tylko rozumowanie. Dlatego należy przyjąć, iż argumenty, które maja potwierdzać istnienie Boga, maja wartość jedynie względną. Gdyż nie można ich zastosować w każdych warunkach, a nawet jeśli się je zastosuje, to tracą całą swoją moc.

Przez słowo „Bóg” rozumie się Najwyższą Istotę, stwórcę, tego, który podtrzymuje i niszczy świat, nagradza i karze, wcieloną Prawdę, Poznanie i Szczęśliwość oraz posiadacza nieskończonych mocy. Stan równowagi wszystkich boskich energii znany jest jako aspekt boga, zwany Brahmanem. Kiedy ta równowaga zostaje zakłócona, jedna z energii zyskuje przewagę nad innymi i jest wtedy postrzegana jako działająca. We wszechświecie działa w taki sposób nieskończona ilość energii. Kiedy nadchodzi kres stworzenia, energie te tracą swój przejawiony charakter i jaśnieją jako jedność ze swym źródłem. Cokolwiek istnieje na tym świecie, ma swój początek, trwanie i kres w Bogu; przeto dopóki świat trwa, powinniśmy szukać i odkryć owo boskie istnienie, będące podstawą świata, tak jak woda w jeziorze jest podstawą istnienia fal. Ale nie koniec na tym. Powinniśmy jeszcze odkryć, że gdzieś na dnie, świat nie jest różny od Boskiej Esencji. Warto jest szukać, badać i dociekać istnienia Boga jako tego, który widzi, utrzymuje, i rządzi światem, a nawet jako tego, który – dopóki świat trwa – cieszy się jego doznawaniem. Poza tym powinniśmy również uświadomić sobie, że Bóg jest ostatecznym źródłem, z którego emanują energie, przybierające formy sztuki i nauki. W ten sposób powinniśmy dojść do określenia idei Boga jako zarządzającego wszelkimi energiami.

Uważne badanie widzialnego świata ukazałoby nam przenikającą cały zjawiskowy, fizyczny świat potężną, nieuchwytną przez zmysły energię. Żadne działanie nie jest możliwe bez energii. Jeśli moglibyśmy jakimś sposobem zatrzymać strumień energii, wtedy działanie, będące jej rezultatem, ustanie również. Ciało ludzkie jest sceną nieustannych działań, takich jak postrzeganie, słuchanie, chwytanie, poruszanie się, dawanie itd.; bez wątpienia działania te inspirowane są energią. Świat fizyczny również jest taką sceną rozmaitych działań – wiania wiatrów, trzaskania piorunów itp. Jako że działanie zakłada istnienie energii, rozmaitość działań skłania nas do uznania, iż istnieje rozmaitość energii. Jednak możemy też zauważyć, że energia homogeniczna wytwarza energie heterogeniczne. Nie jest tak, że tylko różne energie są ze sobą powiązane. Za każdą z licznych działających w świecie energii dostrzega się obecność stale tej samej, podstawowej Energii. Jedna i ta sama Pierwotna Energia przejawia się w rozmaitych formach i przy pomocy rozmaitych instrumentów pełni rozmaite funkcje.

            nityaiva sā jagan-mūrtīs tayā sarvam idaṁ tatam |
            [Albowiem wieczna jest ta postać świata. Wszystko to przeniknięte jest energią.]

Prawdę powyższego stwierdzenia Durgāsaptaśatī powinna z pełnym szacunkiem uznać również współczesna nauka.

Ale nadal pozostaje pytanie: jaka jest prawdziwa natura owej Energii? Nie musimy chyba dodawać, że jak do tej pory, nauka nie była w stanie dać na to pytanie zadowalającej odpowiedzi. Dzień, w którym poznamy sekret jedności czy też pełni tej Energii ciągle jeszcze jest zbyt odległy. Jednak jej ograniczony aspekt został dość wyczerpująco przez świat nauki przebadany. Ostatecznym wnioskiem, płynącym z owych badań jest odkrycie, czy też stwierdzenie, że energia, tracąc swój subtelny aspekt, przejawia się jako gęsta materia. Nabiera ona wówczas całkiem innych właściwości, tak że trudno jest doszukać się w niej śladów czystej bądź niezróżnicowanej Energii. W rzeczywistości fizyczna materia jest formą energii, która została, powiedzmy sobie, przy pomocy jakichś narzędzi schwytana i poddana określonym prawom. Dopóki energia nie zostanie przy pomocy jakiegoś narzędzia schwytana, nie może ona przekształcić się w określoną formę materii. Kiedy zaś energia zostaje uwolniona z pułapki, w którą została schwytana, to znaczy, powiedzmy, że zostanie z niej usunięta gęstość, jej istnienie powraca do swej pierwotnej formy czystej energii. Zatem energia i materia, choć reprezentują różne fazy/stany, mają u podstawy jednolitą energię życia, której modyfikacje obecne są w całym wszechświecie w każdym momencie jego trwania. Normalnie nikt z ludzi nie jest w stanie samodzielnie postrzegać pierwotnej formy czystej energii; lecz jeśli zdarzyłoby się, że jakaś wyższa istota obdarzyłaby nas jej wizją, skuta kajdanami istota ludzka nie byłaby w stanie znieść jej transcendentalnego blasku. Zwykli ludzie mogą jedynie wnioskować o istnieniu Energii na podstawie jej materialnych przejawów, transformacji, dojrzewania i innych podobnych funkcji. Swoboda posuwania się dalej nie została udzielona zwykłym śmiertelnikom ani nawet wierzącym święcie w nauki przyrodnicze naukowcom. Te filozoficznie usposobione i nieugięte dusze, które nie ulegają prądom czasu, lecz poprzez własne dociekania wytrwale próbują dotrzeć do subtelniejszych pokładów widzialnej egzystencji, muszą ostatecznie przyznać, że poza zasłoną świata zjawisk materialnych istnieje ogromny świat zjawisk niewidzialnych. Lecz zasadnicze pytanie, z którym trzeba nam się zmierzyć brzmi: jaka jest natura owej Najwyższej Energii? Czy jest ona czystą, niezróżnicowana świadomością, czy też jest świadomości pozbawiona?

Zanim przejdziemy dalej, musimy przede wszystkim ustalić, czy Owa Najwyższa Energia ma coś wspólnego z energią, reprezentowaną przez ludzką wolę, czyli z tak zwaną siłą woli. Gdyż wola jest łącznikiem pomiędzy poznaniem i działaniem. Inspirowanie wolą działania wymaga obecności energii. Jaki jest związek naszej siły woli z ową Wielką Energią, której jest maleńką cząstką? Pytanie to zasługuje na naszą najwyższą uwagę.

Patrząc z punktu widzenia zwykłego śmiertelnika, wszystkie działania ludzkie można podzielić na dwie kategorie: świadome/dobrowolne i nieświadome/niedobrowolne. Działanie poprzedzone aktem woli jest działaniem świadomym/dobrowolnym, pozostałe działania są nieświadome/niedobrowolne (samorzutne). Automatyczne funkcje ludzkiego ciała należą głównie do tej drugiej kategorii. Wielu z nas przekonało się jednak, że wszystkie te automatyczne funkcje również mogą zostać poddane panowaniu naszej woli w wyniku specjalnych ćwiczeń i wytrwałej praktyki. Zatem nawet te czynności ciała, które nie są poddane naszej woli, mogą się takimi stać z biegiem czasu.

Jest więc rzeczą zrozumiałą, że kiedy siła woli zostanie odpowiednio „wyregulowana” i oczyszczona, wtedy będzie mogła kierować wszystkimi funkcjami ciała. Jeśli więc siłą woli można inicjować, hamować lub zmieniać przebieg dowolnej czynności ludzkiego ciała, narzuca się nieodparty wniosek, że podstawą wszystkich tych czynności jest wola. Gdyby jednak można było siłą woli kontrolować również działania mające miejsce poza ludzkim ciałem, wówczas nie można by mieć wątpliwości co do tego, że wola obecna jest u podstaw wszelkiej zewnętrznej aktywności. Oczywiście stopień natężenia siły woli, która musi zostać zaangażowana nie jest we wszystkich przypadkach jednakowy, jako że działania nią wywoływane nie są wszędzie takie same. Dochodzimy zatem do wniosku, że energia odpowiedzialna za wszelką aktywność w świecie, zarówno jeśli chodzi o świat zewnętrzny, jak i życie wewnętrzne, ma w istocie naturę woli. Wniosek ten jest sednem i podsumowaniem tego, co próbowaliśmy ustalić. Rozmaite formy energii fizycznej, z którymi się w życiu spotykamy, są w rzeczy samej rozmaitymi stadiami siły woli. Gdyby tak nie było, nasza własna siła woli nie mogłaby im przeciwdziałać. Siła grawitacji, energia elektryczna, siła, wskutek której atomy wzajemnie przyciągają się i odpychają, a faktycznie wszystkie rodzaje sił mogą być poddane kontroli oczyszczonej i odpowiednio przysposobionej woli. I nie trzeba chyba dodawać, że tam, gdzie którakolwiek z tych sił jest słabsza aniżeli wola ludzka, siła woli może nad nią zapanować. Lecz kiedy jest odwrotnie, wówczas ludzka wola nie jest zdolna potwierdzić samej siebie. To, co niegdyś było świadomą wolą, przejawia się dziś jako nieświadoma Energia; nie są to dwie różne rzeczy. Zatem zrozumiałe jest, że kiedy wskutek treningu wola nabierze wystarczającej mocy, wtedy może z łatwością przeciwdziałać tak zwanej energii fizycznej oraz innym rodzajom energii, które w rzeczywistości są skonkretyzowanymi w nieświadomość aktami woli. Prawa Natury są tylko ogólnym określeniem tej Energii, funkcjonującej w świecie. Antynomia adryszty (adṛṣṭa) i puruszakary (puruṣakāra), czyli Przeznaczenia i Wolnej Woli reprezentują wspomniany wyżej kontrast pomiędzy Prawem i Wolą. Wola przejawia się w sferze świadomości, natomiast Prawo w Naturze nieświadomej. U podstawy obie te rzeczy są tym samym.

Kiedy światło zwykłej świadomości oczyszcza się i osiąga czysty, czyli transcendentny blask, odkrywa się wtedy, że nawet w najgłębszych podkładach nieświadomości, tli się światełko świadomości. Innymi słowy, obszar świadomości nieskończenie się poszerza i zostaje oświetlone wszystko. Wówczas okazuje się, że wszelkie formy energii u swej podstawy mają wszechogarniającą Wolę Powszechną. Owa Najwyższa Wola jest Boską Mocą, którą święte teksty nazywają Dźagadambą (Jagadambā), czyli Matką Świata, lub Wielką Matką (MagnaMater). Autor „Śiwa-Sutr” powiada: Icchaśaktirumākumarī. [Boska Potęga Woli to Bogini Uma Dziewica.].

Prawda o ostatecznym pochodzeniu świata nie została dotąd przez naukę odkryta. Gdyby do tego doszło, okazałoby się, że korzeniem i przyczyną świata jest Wola. Być może nauka odkryje kiedyś bliski związek pomiędzy indywidualną wolą ludzką i Wolą Bożą, i ułatwi w ten sposób drogę dojścia do sfery czystej świadomości. Ponieważ nauka nie znała koncepcji Najwyższej Energii jako Woli, nie była zdolna do odkrycia, że u podstaw całej przejawionej egzystencji znajduje się pierwiastek/zasada czystej świadomości/inteligencji. Jedynym sposobem na potwierdzenie tego, czy owa Boska Energia jest po prostu inną nazwą Boskiej Woli, jest sprawdzenie, czy poprzez oczyszczenie i opanowanie indywidualnej woli ludzkiej stanie się możliwe panowanie nad energią materialną samym tylko aktem woli.

Jeśli można byłoby wykazać, że na energię ukrytą w materii można oddziaływać siłą ludzkiej woli, to udowodniłoby się w ten sposób, że energia i wola w istocie nie różnią się od siebie. Współczesnej nauce nie są całkiem obce zjawiska przynajmniej częściowego oddziaływania ludzkiej woli na różne formy zewnętrznej energii. Autentyczny Jogin, a nawet ktoś, kto nie będąc w pełni doskonałym, dokonał jednak na drodze Jogi znacznego postępu, może w dowolny sposób panować nad energią materialną. Przykładów tego nie brakuje nawet dzisiaj.

Przyjmuje się, że z łona Najwyższego Bytu i Czystej Świadomości, jakby wskutek przemożnego wewnętrznego impulsu, wyłania się Boska Wola (jak fale, które wyłaniają się z powierzchni wody poruszonej wiatrem), z której następnie, zgodnie z koniecznym kierunkiem rozwoju, wyłaniają się kolejne wytwory boskiej aktywności, konstytuujące świat życia i materii. Tę właśnie Najwyższą Inteligencję, czyli Czystą Niepodzielną Samoświetlną Świadomość (wraz z jej Mocą Woli, działającą w sposób przedstawiony wyżej) nazywamy Bogiem.

Wola przynależy Bogu czasami jako zdolność uśpiona (to znaczy nieprzejawiająca żadnej aktywności); lecz kiedy staje się dynamiczna, wtedy daje początek światu egzystencji zjawiskowej wraz z jego niezliczoną ilością form. Jeśli mamy przy pomocy filozoficznego logicznego rozumowania wznieść się ze świata materii na wysokości Najwyższej Inteligencji i Świadomości, będącej esencją Boskości, to musimy spróbować znaleźć jakieś ogniwo łączące te dwie sfery; owym ogniwem jest znajdująca się pomiędzy nimi sfera Woli.

Gdy prześledzi się uważnie istniejący we wszechświecie łańcuch przyczyn i skutków, okazuje się, że żaden skutek nie pojawia się bez przyczyny, a nawet więcej; przyczyna i skutek muszą mieć te same proporcje. Jest to najważniejsza sprawa, o której trzeba pamiętać, gdy próbuje się określić naturę skutku. Filozofowie indyjscy zbudowali swoją teorię karmana (działania) na tej właśnie zasadzie. Mówiąc ogólnie, u podstaw teorii karmana tkwi idea, mówiąca iż konkretny czyn (karman) przynosi „owoc”, który jest zgodny z naturą i rozmiarem tego czynu. W związku z tym można wnioskować zarówno o „karmicznej” przyczynie na podstawie „owocu”, jak i o „karmicznym” owocu na podstawie czynu. Gdy patrzymy na rozgrywający się na scenie świata wspaniały dramat radości i smutków i szukamy ich przyczyny, zmuszeni jesteśmy uznać ów szczególny czynnik karmiczny. Ten niezwykły czynnik, odpowiedzialny za moralny aspekt radości i smutków, przyjemności i przykrości, nazywany jest „karmanem” lub „sanskarami” (saṁskāra), czyli dyspozycjami powstałymi wskutek aktywności, mającej miejsce w tym lub przeszłym wcieleniu (wcieleniach). Żaden czynnik, pochodzący z zewnętrznego świata, nie może sprawić, aby powstała u kogoś radość lub smutek, przyjemność lub przykrość. Sedno sprawy polega na tym, że każdemu skutkowi można przypisać wiele przyczyn; większość z nich jest pospolita, lecz pewna ich część jest wyjątkowa, nadzwyczajna. Cały zespół zwykłych czynników może być obecny, a jednak może to nie wystarczyć do wytworzenia danego skutku z powodu braku tego jednego nadzwyczajnego czynnika, który staje się w ten sposób przyczyną o pierwszorzędnym znaczeniu. Wiele przyczyn może wywoływać radość i smutek, ale przyczyny te same przez się nie są do tego zdolne, dopóki nie ma współdziałania owego nadzwyczajnego czynnika, który określany jest technicznym terminem „karmana”. Karman wytwarzający u indywidualnej istoty przyjemność i przykrość musi być związany z tą właśnie istotą; inaczej nie będzie zależności przyczynowo-skutkowej. W świecie materialnym nie jest możliwe aby A popełnił jakiś czyn, a B doznawał jego skutku. Nikt inny, tylko osoba która wkłada rękę w ogień, doznaje oparzeń. Podobnie tylko ten, kto w aktywnym działaniu dopuszcza się dobrych i złych czynów, zbiera ich owoce doznając przyjemności i przykrości. Zdarza się, że przedmioty doznawania mogą występować w wielkiej obfitości, a jednak będzie wielu takich, którzy nie będą mieli szczęścia ich zakosztować, gdyż szczególny czynnik czy też czynniki karmiczne, które warunkują to konkretne doznawanie u konkretnych jednostek, były w tym przypadku nieobecne. Z drugiej strony bywamy czasem świadkami, jak liczne osoby doznają światowych przyjemności całkiem nieoczekiwanie i bez żadnego wysiłku czy tez dążenia z ich strony, a co więcej, czasem nie mają nawet ani pragnienia, ani poznania, ze takie doznanie jest możliwe. Tak jak rośliny nie mogą wykiełkować, dopóki ich nasiona nie zostaną umieszczone w glebie, tak samo owoce czynów, czyli przyjemność i przykrość nie mogą się przejawić, dopóki nie zadziała niewidzialny czynnik karmiczny pochodzący z przeszłości. Potężna, żywa siła stale oddziałuje na niezliczoną różnorodność form, kryjących się w milionach systemów słonecznych, które dryfują z prądem czasu, wyłaniając niezliczone rodzaje żywych istot, którym zapewnia możliwość doznawania odpowiednio przyjemności i przykrości.

Tak, to prawda: karman przynosi swe własne owoce. Ale jest to tylko ślepa energia fizyczna, niezdolna do funkcjonowania bez wskazującego drogę inteligentnego czynnika świadomości. Nawet w świecie, którego doświadczamy na co dzień, energia nigdy nie działa samodzielnie. Jest ona ślepym narzędziem, które musi być wprawiane w ruch mocą czyjejś świadomej decyzji. Możemy się tutaj posłużyć przykładem ognia, mającego moc spalania. Prawdą jest, że spala on przedmioty wyłącznie dzięki owej mocy, lecz najpierw potrzebny jest ktoś, kto w odpowiednim miejscu przyłoży zapalona zapałkę. Ogień sam się nie zapali. Siła działania jest siłą ślepą, która, podległa swym własnym prawom, wywołuje przyjemność i przykrość; lecz musi zostać wprawiona w ruch przez świadomego sprawcę. Bez wątpienia podmiot doznający przyjemności i przykrości jest tym, kto jest odpowiedzialny za wcześniejsze działania, prowadzące do owego doznawania.

Chociaż skutek jest wytwarzany przez przyczynę w sposób mniej więcej mechaniczny, nie może on przybrać formy doznawania konkretnego przedmiotu przez konkretne indywiduum inaczej, jak tylko pod kontrolą wyższej istoty, dysponującej siłą woli. To znaczy, że choć indywidualna dusza doświadcza przyjemności i przykrości zgodnie ze swym wcześniejszym działaniem, to dzieje się to pod nadzorem Kosmicznej Jaźni, a bez Jej Woli w Naturze nic nie może się wydarzyć. Owa Kosmiczna Jaźń jest milczącym świadkiem zarówno wszelkich działań jak i ich owoców i pod wpływem Jej Woli konkretne działania przeobrażają się w przyjemność lub przykrość, doznawaną przez indywidualne dusze, z tymi działaniami związane.

Widać teraz jasno, że ani działań indywidualnej duszy, ani doświadczeń będących tych działań konsekwencją, nie da się wytłumaczyć inaczej, jak tylko zakładając obecność świadomej zasady, czystej i powszechnej, działającej z ukrycia. Posługując się porównaniem, spróbujemy objaśnić, w jaki sposób zasada ta wywołuje bądź kieruje zdarzeniami. Powiedzmy, że człowiek, mający dobry wzrok, postrzega w pełnym świetle dnia rozliczne kolory. Każdy pojedynczy akt widzenia mieści w sobie z jednej strony rozmaitość kolorów, a z drugiej strony zdolność postrzegania widza. Ale owego aktu widzenia nie da się w pełni objaśnić tylko przy pomocy tych dwóch czynników; trzeba jeszcze wziąć pod uwagę oświetlającą moc jasnego światła słonecznego. Podobnie owoc czynu, popełnionego przez konkretną osobę, jest bez wątpienia spożywany przez tę samą osobę; ale zarówno czyn, jak i doznawanie jego owocu nie byłyby możliwe, gdyby nie miały oparcia w świadomej Boskiej Zasadzie. Niezmiernie trudno jest osobom niewierzącym w Boga, a przyjmującym karmana jako jedyny czynnik, odpowiedzialny za doznawanie owoców czynów, wytłumaczyć fakt różnorodności doświadczeń.

Nadrzędna Moc, kierująca nienaruszalną relacją przyczynowo-skutkową jest identyczna/tożsama z wspomnianą wyżej Najwyższą Zasadą. Uważna analiza wykazuje, że w każdej z jej sfer działają pewne prawa. Prawa te są nadzwyczaj złożone i trudne do zrozumienia. Niemniej jednak prawa, działające w poszczególnych sferach są tak ściśle ze sobą związane, że narzuca się nieodparty wniosek, iż w sercu Natury jest tylko jedno prawo, przejawiające się na różne sposoby w różnych sferach. Odkrycie jednolitości praw, działających zarówno we wszechświecie, jak i w sferze poznania/świadomości stanowi najwyższe osiągnięcie nauki. Uznanie istnienia jednego, fundamentalnego prawa, działającego w odrębnych sferach poznania/świadomości prowadzi każdą myślącą osobę do wniosku, iż poza nieskończoną różnorodnością wszechświata istnieje Byt Jedyny. Byt ten, będący źródłem wszystkich praw, musi być istotą inteligentną/świadomą. I nie zaprzecza to twierdzeniu, że jest on zarządcą świata. Zatem również ci, którzy są orędownikami Praw Natury muszą uznać, choć może nie wprost, istnienie Najwyższej Zasady Świadomej. Oczywiście, biorąc pod uwagę argumenty, można upierać się przy tym, że prawo niekoniecznie musi mieć nadzorcę. Lecz jeśli uznaje się, że prawo jest wieczne ab ante, i jeśli dowiedzie się, że jest ono rzeczywiście nienaruszalne, wtedy nie ma konieczności uznawania jego twórcy lub głosiciela. Stwierdzenie powyższe nie jest całkiem bezpodstawne. Prawda jest taka, że prawo nie jest, jak się zwykło wierzyć, ani wieczne, ani niezmienne. Osoba mająca zwykłą wiedzę/poznanie może nie być zdolna do tego, aby dostrzec początek lub jakieś zmiany w działaniu rzeczonego prawa; lecz w miarę jak poznanie coraz bardziej się oczyszcza, okazuje się, że prawo ma swój początek i że podległe jest zmianom. Nie trzeba chyba dodawać, że w tej sytuacji nie ma też mowy o nienaruszalności prawa. Kto jest w stanie to pojąć, pojmie także, iż to, co dla istoty niewyzwolonej jest prawem, to dla istoty wyższej, obdarzonej wyższym poznaniem i mocą, jest tylko igraszką jej wolnej woli. Potężna Istota, której Wola przejawia się w świecie w formie praw, jest Panem tego świata. Nauka jest w stanie jedynie odkrywać istnienie tego prawa, ale nie ma dostępu do Istoty, której Wola przejawia się jako prawo. Głównym powodem nieakceptowania wieczności prawa jest fakt, iż czasami obserwuje się, że zarówno początek, jak i ustanie funkcjonowania danego prawa mogą być zależne od aktu woli. Siła woli ani żadna inna siła nie mogą oddziaływać na wieczną i niezmienną zasadę. Oczywiście, z ziemskiego punktu widzenia, prawo wygląda zarówno na wieczne, jak i nienaruszalne.

Ci, którzy badają historię świata mając na uwadze poszerzanie swej wiedzy, wiedzą dobrze, iż z punktu widzenia nauki nie dostrzega się, aby poznanie bądź aktywność ludzka miały jakieś granice swej ewolucji. Energia, choć z natury nieprzejawiona, przejawia się poprzez konkretne kanały lub media i funkcjonuje zgodnie z naturą tych mediów. Ponieważ media nie są jednorodne, przejawianie się energii jest w jakiś sposób zależne od stopnia ich czystości i receptywności. To samo prawo funkcjonuje zarówno w sferze poznania/świadomości, jak i w sferze działania. Jedyna różnica polega na tym, że w obu tych sferach mamy do czynienia z innymi mediami. Podobnie jak nieprzejawione poznanie, nieprzejawione działanie jest również nieskończone. To, co jest nieprzejawione, nie doznaje żadnych przeszkód, ani też nie wykonuje żadnych funkcji. Zatem zakres przejawionego poznania lub działania zdeterminowany jest naturą mediów, poprzez które się owo poznanie i działanie przejawiają. Jeśli medium jest zanieczyszczone lub okryte zewnętrzną materią, wtedy nie pozwoli ono energii przejawić się w pełni. Gdy tylko warstwa zewnętrznej materii zostaje zdjęta, wtedy strumień energii usuwa również zanieczyszczenia. Wówczas przejawienie się poznania i działania w substancji czystej, wolnej od zanieczyszczeń i kontaktu z zewnętrzną materią staje się nieskończone, niepowstrzymane i wieczne. W rzeczywistości powiedziało się w ten sposób o Bogu. Zarówno poznanie jak i działanie przejawione są w każdej żywej istocie w ograniczonym wymiarze. Gdyby nie to, nie można byłoby odróżnić żywej istoty od martwej materii. Poznanie i działanie stopniowo wzrastają, aby w końcu przejawić się w pełni w najwyższym medium. Doskonałe poznanie i działanie, przejawiające się w medium absolutnie czystym, święte teksty nazywają Bogiem.

Osoby, które starają się docierać do prawdy analizując zjawiska niecodzienne, choć absolutnie naturalne, dobrze wiedzą o tym, że niekiedy pewnym ludziom przyszłość odsłania się w sposób tak jaskrawy i wyraźny, jak się to czasami dzieje w przypadku zdarzeń minionych. Nie ma potrzeby przytaczania tutaj odnośnych przykładów.

Zdarzenia takie nie są rzadkością i zostały wielokrotnie potwierdzone na liczne sposoby. Gdyby sceny, które nie zostały jeszcze odegrane w wielkim dramacie stworzenia, a także wydarzenia, które jak dotąd nie miały miejsca na powierzchni ziemi, a mają pojawić się dopiero w odległej przyszłości mogły być wyraźnie widoczne już dziś, żaden zdrowo myślący człowiek nie byłby w stanie racjonalnie ich wytłumaczyć. Niezmiernie trudno jest zrozumieć, w jaki sposób rzecz nieistniejąca realnie w danym momencie czasu, i to nie tylko nieistniejąca empirycznie, lecz również nieistniejąca jako zjawisko, może być w ogóle obecna w świadomości. Ale nie jest rzeczą niemożliwą, aby w aktualnym doświadczeniu jednostki pojawiło się zdarzenie z przeszłości. Gdyż jeśli przyjmiemy, iż każda cząstka naszego nabytego poznania i każde nasze choćby najmniejsze działanie pozostawiają w umyśle swój ślad w formie impresji, oraz jeśli zgodzimy się z tym, że impresje te mogą zostać pod wpływem czynnika pobudzającego ożywione, wówczas percepcja minionych zdarzeń stanie się w pewnym przynajmniej stopniu zrozumiała. Oczywiście wyjaśnienie uniwersalnego poznania przeszłości nie będzie możliwe, o ile nie przyjmie się, że istnieje uniwersalna substancja, w której odciśnięte zostały wszystkie owe impresje. Zmusza nas to do uznania istnienia powszechnej i względnie trwałej podstawy. Byłaby ona tożsama z duszą powszechną, proponowaną przez orędowników jedności dusz indywidualnych. Liczne dusze, żyjące w różnych czasach i miejscach, byłyby tutaj tylko licznymi fazami tej jednej duszy powszechnej. W związku z tym wszystko, co może zrobić nasze poznanie, to tylko poświadczyć istnienie, lecz nie Boga, a zbiorowej duszy powszechnej. Jednak wizji przyszłości nie da się racjonalnie wytłumaczyć, nie uznawszy istnienia wiecznej Zasady Boskiej. Percepcji obiektu lub serii obiektów, które nie przejawiły się jeszcze w strumieniu czasu nie można uzasadnić ożywieniem impresji, odciśniętych w substancji umysłu, jak to było w przypadku wizualizacji przeszłości. Impresje te, tzw. sanskary tkwią w Ciele Subtelnym i w sprzyjających warunkach manifestują się jako przypomnienia lub nawet aktualne wizje. Bez wątpienia stopień przejrzystości tych impresji determinuje przejrzystość osiągniętego poznania do tego stopnia, że to, co jawi się nam w przypomnieniu, osiągnąć może jasność bezpośredniego poznania. Ale w intuicyjnym widzeniu przyszłości Umysł ani Ciało Subtelne nie odgrywają żadnej roli.

Prawda wygląda następująco: strumienie zdarzeń spływają z planu przyczynowego i przejawiają się jako ciąg zdarzeń w czasie. Ten przepływ kauzalnej energii z przyszłości do teraźniejszości jest w rzeczy samej tendencją czynnika przyczynowego do przejawienia się jako skutku. Byt lub działanie, kiedy nie są jeszcze przejawione, mieszczą się całe w wielorakim czynniku przyczynowym. Zatem nie jest w ogóle możliwe, aby coś, co istnieje jedynie na planie przyczynowym, zostawiło jakikolwiek ślad w Umyśle lub w Ciele Subtelnym. Zatem jasne jest, iż wizja przyszłości nie może być zależna ani od Umysłu, ani od odciśniętych w nim impresji.

Następne pytanie, które się pojawia, brzmi: w jaki sposób zatem możliwa jest taka wizja? Wielki Mędrzec Patańdźali odpowiada na to, że w rzeczywistości przyszłość nie jest czymś odrębnym/różnym od teraźniejszości. To, co dla nas jest przyszłością, nie może nią być dla kogoś, kto ma pełne poznanie; dla niego będzie to tylko teraźniejszość. Trzymając się tej argumentacji możemy zrozumieć, iż żadnego przedmiotu ani zdarzenia nie można nazwać przyszłym w odniesieniu do poznania, które jest pełne, czyli takiego, które nie jest ograniczone. Prawdę mówiąc, to, co jest dla nas przyszłością, jest dla Wiecznej Świadomości teraźniejszością, przekraczającą wszelkie ograniczenia; tak samo ma się rzecz z przeszłością. Plan świadomości, w którym tak zwane przeszłość i przyszłość są wiecznie obecne, stanowi najwyższy stan Świadomego Istnienia, ponad wszelkimi zróżnicowaniami, możliwymi w czasie, okolicznościach, ideach i działaniach. To jest ów przyczynowy plan tekstów mistycznych, a zasada, która kieruje tym planem z jego punktu centralnego znana jest jako Bóg. Gdyby dusza ludzka mogła w jakiś niepojęty sposób choćby przez chwilę utożsamić się z Bogiem, to być może sprawa percepcji tak zwanej przyszłości przestałaby ją nadmiernie zadziwiać. Gdyż to, co dla indywidualnej duszy jest przyszłością, na Planie Boskim zostaje jej objawione jako teraźniejszość. Świadczy to o tym, iż na Planie Boskim poznanie jest tak czyste, że to, co ograniczonej świadomości przejawia się jako przyszłość, tutaj manifestuje się jako wieczna teraźniejszość. Gdyby taka wieczność nie istniała, dusza nigdy nie mogłaby mieć poznania przyszłości. Zatem należycie poświadczony autentyczny przypadek wizji przyszłości powinien wystarczyć do tego, aby przekonać nas o istnieniu Wiecznej Zasady.

W wytworzeniu skutku biorą udział dwie główne przyczyny. Kiedy analizujemy powstanie wszechświata, również rozpoznajemy te same dwie przyczyny. Materiał, z którego zrobiony jest wszechświat, znany pod różnymi nazwami, takimi, jak: paramānas, māyā bądź kāla, rozpoznajemy jako nieświadomy. Ale przyczyna materialna, która jest nieświadoma, nie może sama, bez łączności z bytem inteligentnym bądź świadomym, przekształcić się w skutek. Ten świadomy czynnik jest przyczyną sprawczą świata, pod wpływem której Pierwotna Materia zostaje poruszona i przekształcona w różnorodność form. Tych, którzy wierzą, iż ewolucja Materii może odbywać się bez udziału Świadomej Zasady, nazywamy naturalistami; ale powrót na łono Natury bez należytego wniknięcia w przyczynę zjawisk oznacza nietrzymanie się kanonów Logiki. Istnienie Boga jako przyczyny sprawczej stworzenia zostało zatem jasno dowiedzione. Niemniej jednak z wyższego punktu widzenia okaże się, że ostatecznie nie ma różnicy pomiędzy przyczyną materialną i sprawczą, gdyż to jedna Świadoma Zasada mocą swej wolnej woli przybiera różne formy i przejawia się jako wielowymiarowy wszechświat.

Wiadomo powszechnie, że w każdym momencie w całym otaczającym nas świecie zachodzą liczne zmiany. Ale zjawisko zmiany pojąć można jedynie w odniesieniu do niezmiennego i stałego widza. Musi więc istnieć wieczny świadek tego nieustannego i powszechnego strumienia. Czysta i powszechna świadomość, całkowicie neutralna, beztrosko patrząca na grę natury jest wszechświadomym Bogiem.

To, co powiedzieliśmy do tej pory na temat istnienia Boga, ma jedynie naturą argumentów. Liczne teksty indyjskie prezentują wiele takich argumentów; także badacze zachodni o teistycznych poglądach mają tutaj swój wkład, a w razie potrzeby mamy w pogotowiu jeszcze kilka argumentów podobnej natury. Lecz niewielka jest nadzieja na to, by argumenty te zdołały wzbudzić w kimś prawdziwą wiarę w Boga. Rozumowanie ma na celu wzmocnienie mglistej wiary, kiełkujące w czystym i chłonnym sercu w rezultacie poznania tekstów objawionych lub słów wielkich dusz, które miały bezpośrednie poznanie subtelnej Boskiej Rzeczywistości. Jednak żaden argument, choćby najsilniejszy, nie wystarcza do wzbudzenia wiary u osoby, która nie ufa Autorytetom i która w ogóle nie jest skłonna przyjąć Autorytetu za źródło prawomocnego poznania. Rozumowanie zajmuje się głównie wytwarzaniem poczucia racjonalności lub sensu w odniesieniu do szczególnych zagadnień, omawianych przez pisma święte lub adeptów, którzy mają poznanie bezpośrednie. Innymi słowy, rozumowanie spełni swoje zadanie, jeśli wykaże, że teorie, w których serce w naturalny sposób pokłada wiarę, w odpowiedzi na słowa zaufanych osób, są również racjonalne i jak najbardziej możliwe. Osiągnąwszy tak wiele, poszukiwacz prawdy powinien teraz poprzez regularną praktykę i samodyscyplinę dążyć do osiągnięcia bezpośredniego urzeczywistnienia prawdy, o którym nauczają wielkie dusze i które było do tej pory przedmiotem jego niewzruszonej wiary, wspieranej racjonalnymi argumentami.

Joga odgrywa najważniejszą rolę w tym dążeniu, którego aspektami są Działanie (karma), Poznanie (jñāna) i Miłość Boga (bhakti). Kiedy z pomocą ćwiczenia jogicznego dochodzi się do pełnego widzenia rzeczywistości, wówczas wszelkie wątpliwości i błędne wyobrażenia znikają same. Gdy zostaje wyeliminowany błąd poznawczy duszy, polegający na złudzeniu, iż podmiot i przedmiot to dwie różne rzeczy, wtedy zaczyna przeświecać czyste światło Jaźni, które ugruntowuje się jako niepodzielne i samoświetlne Istnienie. Tym, którzy przemierzają ścieżki praktyk duchowych istnienie Boga nie objawia się przez suche rozumowania. Dopóki nie przekroczymy planu naszej obecnej świadomości, cały nasz wewnętrzny świat i wszystko wokół będzie wyglądało dokładnie tak samo jak teraz. Jeśli jednak zdarzy się, że dzięki tajemniczemu darowi boskiej hojności moc Łaski przeniknie nasze umysły i nagle wzniesie nas na wyższy plan świadomości, wówczas odkryjemy, że całe nasze istnienie i poznanie błyskawicznie przybiera nowe i zaskakująco nieprzewidziane formy. I choćby ktoś był nie wiem jak zdecydowanym materialistą czy agnostykiem, transcendentna moc łaski może w jednej chwili przemienić go w całkiem nowego człowieka. W taki właśnie sposób przejawia się na tym świecie prawdziwe widzenie Boga, czy też prawdziwe poznanie i nigdy nie dochodzi do tego za pośrednictwem rozumowania, logiki ani rozszczepiających włos na czworo dyskusji.

Wiele jest w życiu człowieka głębokich doświadczeń, które z łatwością zmieniają jego perspektywę widzenia rzeczywistości.

PYTANIE IV

Zostałem zapytany o to, jakie zdarzenia mego osobistego życia wpłynęły na umocnienie mojej wiary w istnienie bądź miłosierdzie Boże. Przepraszam, ale muszę wyznać, że nie jestem w stanie mówić publicznie o moich osobistych doświadczeniach. Oczywiście mogę powiedzieć tyle, że dostawałem odpowiedzi z wysokości – i to bezbłędne, jeśli prosiłem we właściwy sposób. Bywałem ratowany z sytuacji krytycznych, niemożliwych do odwrócenia w zwykły sposób. Kiedy dziś wracam pamięcią do tamtych przypadków, moje serce przepełnia świadomość Bożego Miłosierdzia i Miłości. Chyba nie potrafiłbym wyliczyć tych najrozmaitszych sposobów, na jakie odczuwam boskie błogosławione istnienie w każdym momencie trwania królestwa Poznania, Działania i Uczucia.

Sprawy te są tak święte i ukryte, że nie śmiem mówić o nich publicznie. Z natury jestem z jednej strony człowiekiem ufnym, a z drugiej strony sceptykiem. Ale czegokolwiek w życiu doświadczałem lub doświadczam, nie było nigdy i nie jest przyjmowane przeze mnie za prawdziwe, zanim nie zostanie poddane surowym testom. Trzymam się przekonania, że jeśli to, w co wierzę, że jest prawdziwe, jest prawdziwe zawsze, to jego blask będzie jaśniejszy po przeprowadzeniu testu i że nie będzie w tym żadnej szkody. Jeśli w swej iluzorycznej, a także empirycznej egzystencji nie będzie się człowiek kierował poznaniem, nie zbliży się nigdy do tego, co jest prawdziwe wiecznie. Dzięki Miłosierdziu Bożemu i bezcennej Łasce Mistrza, droga prowadząca od egzystencji iluzorycznej do empirycznej, a potem od empirycznej do egzystencji wiecznej, została tej skromnej duszy objawiona i do pewnego stopnia otwarta. A kiedy przyniesie swój owoc osobisty wysiłek i Jego wieczna Istota przebudzi się wewnątrz duszy, wówczas rozpoznam Go w każdej cząstce Natury. I poprzez doskonalenie się w odwiecznej Jodze w formie Działania, Poznania, Oddania i Miłości mam nadzieję stopniowo zbliżać się do Jego niepodzielnego Bytu, Świadomości i Szczęśliwości, a po długim biegu, zamknąwszy drzwi mojej ziemskiej egzystencji, schronić się w Jego najwyższej Istocie, która choć obejmuje wszystkie formy, sama jest ponad formą.

 

guroḥ kṛpaiva kevalam

Wszystko dzieje się jedynie dzięki Łasce Guru.

Dodaj komentarz